|5|

61 21 27
                                    

Ana spała dość długo, ale gdy się obudziła pierwsze, co zrobiła, to panicznie rozejrzała się wokół siebie szukając telefonu. Pominęła fakt, że zasnęła na kanapie, obudziła się w swoim pokoju. Podniosła jeden róg kołdry i znalazła zgubę.  Odblokowała urządzenie,  gdxie na wyświetlaczu widniały dwie nieprzeczytane wiadomości, obie od tej samej osoby.
Ana wpatrywała się w ekran dłużą chwilę, uśmiechając się szeroko.

ERIC:
Śpisz??

Wiadomość napisał około godziny dwudziestej drugiej,  a pół godziny później wysłał następną.

ERIC:
Widzę, że chyba tak, więc dobranoc i słodkich snów mała ;)

Miomowolnie uśmiechnęła się, to był dobry początek tego dnia, ale nie na długo. Kiedy próbowała sięgnąć koszulkę do przebrania się, noga zaczęła ją kłuć, jak by wbijano w nią tysiące igieł na raz. W oczach pojawiły się łzy, które piekły pod powiekami. Dziewczyna panicznie chwyciła się  za bolącą kończynę, a chwilę potem ból nogi ustał. Niestety ulga nie trwała długo, ponieważ pieczenie zaczęło się w klatce piersiowej, tuż pod sercem. Ana popłakała się, nie miała już sił powstrzymać łez. W jej głowie mnożyły się czarne scenariusze, jak to może się skończyć, sama nie umiała skupić się na racjonalnym myśleniu, a co ważniejsze na oddychaniu.
Wstrzymywała tlen w płucach nawet nie wiedząc, że robi to tak długo. 

—Mamo!— Zaczęła krzyczeć, chodź sprawiało to, że pieczenie narastało jeszcze bardziej. Jen spała twardo po ciężkiej nocy w pracy.  Jej pokój znajdował się po drugiej stronie kilkumetrowego korytarza. — Mamo! Pomocy...! —  zawyła, czując jak ogarnia ją strach i bezwładność. Dziewczyna trzymała się ręką na klatce piersiowej i skuliła, tak bardzo, jak tylko zdrętwiała noga jej pozwoliła. 

Krzyk córki wyrwał Jen ze snu. Wpadła do pokoju, jak burza od razu podeszła do łóżka, na którym leżała zapłakana Ana. 

— Jezu! Kochanie co się dzieje? — Spanikowana, nie wiedziała co ma zrobić, położyła dłoń na ramieniu córki.

—Pomóż! boli!— Tylko tyle potrafiła z siebie wyrzucić roztrzęsiona Ana. 

—Co cię boli? — Mama dalej nie wiedziała, jak może pomóc swojemu jedynemu dziecku. Bez dłuższej chwili zastanowienia chwyciła telefon i zadzwoniła na pogotowie.

"Halo! Proszę o Pomoc.."

 Mówiła bardzo roztrzęsiona przez co jej wypowiedz była nie do końca zrozumiał dla ratownika po drugiej stronie telefonu.

" Przepraszam, może pani powiedzieć jeszcze raz co się stało? ".

Zirytowało ją to i w głowie wyzywała tego mężczyznę najgorszymi przekleństwami świata. 

Opowiedziała wszystko jeszcze raz, tym razem nieco wolniej i bardziej zrozumiale. 

"Zespół Ratowniczy już został do was wysłany". Gdy Jen usłyszała te  słowa rozłączyła się. Podeszła spowrotem do płaczącej i nadal zwiniętej An, obejmując ją z matczynym instynktem.  

— Dalej boli Kochanie? —zapytała, chodź dobrze znała odpowiedź, chciała po prostu utrzymywać kontakt z córką do czasu przybycia karetki. 

Po paru minutach, które trwały, jak wieczność dla obu dziewczyn, przybyła pomoc. Od razu "załadowali" An na nosze i zanieśli do samochodu, gdzie mogli udzielić jej pierwszej pomocy. Jen jechała z nimi, nie chciała zostawić An w tym wszystkim samą, trzymała ją za rękę. Ana była na pół przytomna, ponieważ w karetce dostała zastrzyk uśmierzający  jej ogromny ból. 

~SEN~ [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz