Rano Eric obudził się z wielkim bólem głowy, Kiedy podniósł się powoli z kanapy i chciał złapać za głowę która miała zaraz eksplodować boleć zaczęło go ramie, rzucił spojrzenie a na nim znajdował się zakrwawiony bandaż, od razu zaczął przypominać sobie wczorajsze zdarzenie a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Zaczął wstawać po coś to picia i potykał się tylko o butelki pod swoimi nogami które wydawały dźwięk podrażniając jego wrażliwy dziś słuch. Rozejrzał się do okoła, nadal był w garażu, reszta chłopaków spała porozrzucana po pomieszczeniu. Tak jak to już było pisane tylko z zewnątrz wygląda pozornie bo w środku pod ścianą naprzeciw drzwi stał duży stół i krzesłami, na obu bocznych ścianach kanapy, kilka szafek, radio, czyli zwyczajny salon. Eric był pierwszym który pokonał Kaca i podniósł się z kanapy, miał o tyle szczęścia bo niektórzy z nich spali wygięci na krzesłach lub na zimnej podłodze.
Po dłuższej chwil stał już przy stole pijąc łapczywie wodę prosto z butelki.-Eee.. rzuć butelkę- usłyszał chropowaty, zaspany głos Max'a, było można wyczuć ze umierał tak samo jak Eric.
-Hahaha.. wstań sobie
-Kur.. chamie..- Opadł głową s powrotem na poduszkę
-Dobra masz-zamachną ręką w której było "zbawienie"i rzucił butelkę która uderzyła o podłogę gdyż Max nie zdarzył jej złapać. Zaraz po tym usłyszeli narzekania reszty grupy która tylko obracała się bezsilnie.
Po około godzinie wszyscy już siedzieli, oczywiście z bólem głowy ale już bardziej przytomni jedli śniadanie. Eric wyciągnął dzwoniący telefon.
-Halo?
-Eric? Dawaj do szpitala!
-Ale po co?
-Ana się obudziła! dawaj!
Osoba która dzwoniła to Megan. Siedziała przy przyjaciółce całą noc.
Eric teraz się otrząsnął, przecież obiecał że będzie u niej dzisiaj zerknął na zegarek: 11.34. Super!
zaczął zbierać swoje rzeczy
-Idziesz gdzieś?- Usłyszał głos Przyjaciela
-Taa.. muszę spadać..-Burknął, nie bardzo chciał się tłumaczyć chłopaką
-Kurde nie poznaje cie. Kiedyś to nawet ręką byś nie ruszył po takim melanżu a teraz dostałeś takiego tępa.
-Sorry.. później pogadamy- nie zwracając na to co mówią koledzy wyszedł z garażu, ubrał kurtkę i ruszył.
Najpierw do domu aby się odświeżyć, nie chciał żeby jego ukochana widziała po nim co robił zeszłej nocy.Gotowy jechał do szpitala a po drodze zatrzymał się pod kwiaciarnią i kupił duży bukiet róż.
Zadowolony szedł wzdłuż korytarza, zatrzymał się chwilę przed drzwiami. Kiedy je otworzył w pomieszczeniu na łóżku siedziała Ana, uśmiechnięta a na jego widok uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
-Ej. to ja was zostawię bo muszę na chwilę uciec do domu- powiedziała Megan widząc jak oboje patrzą na siebie z utęsknieniem. Oni nie odrywając od siebie wzroku pokiwali tylko głowami. Po chwili byli już sami.
-Hej- powiedział Eric zbliżając się wolnym krokiem.- To dla Ciebie- wyjął zza pleców bukiet. Ana na jego widok rozjaśniała, widać było ze sprawiło jej to ogromną dradość.
Przegadali kilka godzin.
Erick'owi zrobiło się gorąco i zdjął kurkę.
-Co ci się stało?- Ana była lekko zszokowana wskazując na ramie chłopaka owinięte bandażem przez który przebijała się plama krwi.
CZYTASZ
~SEN~ [ZAKOŃCZONE]
Short Story"Jesteś silna! Nie możesz się poddać! Pamiętaj że wszystko zaczyna się w twojej głowie! "- Znów słyszała głos mężczyzny. Jak duch przenikał przez jej umysł. Zaczęła rozglądać się aby dostrzec postać, niestety z marnym skutkiem. Sen jest fenomenem...