Był piękny wieczór, księżyc oświetlał ścieżkę w parku który zaczyna tętnić wiosennym życiem a w towarzystwie gwiazd było tak przyjemnie.
Ana dopiero teraz wracała do domu, nie sama, Baron uparł się aby ją odprowadzić mówił że nie chcę aby członkowi jego drużyny coś się stało pomimo że w kawiarni rozmawiali na temat członkostwa An w grupie ze względu na jej stan. Wspólnie zadecydowali że jeśli dziewczyna będzie w ciąży niestety ale zostanie zawieszona na cały ten okres. Baron oznajmił też że jutro przyjedzie po nią i zawiezie do lekarza na badania.. Miała to być Megan ale ona musiała wyjechać ze swoją mamą do babci.. Problemy rodzinne..Fioletowo-włosa pożegnała się z przyjacielem i zmierzała do drzwi domu. W głębi duszy miała nadzieję że drzwi będą otwarte a w środku zasta swojego chłopaka tak więc chwyciła za klamkę i rozczarowała się gdy były zamknięte. Ze smutkiem wyjęła klucze z torebki i weszła wolnym krokiem do środka. Zdjęła buty, powiesiła torebkę i już na wejściu coś jej nie pasowało.. Idąc dalej jej uwagę przykuły dwa kubki po kawie w kuchni pomimo że przed wyjściem ich nie było.. Reszta domu wyglądała w miarę normalnie, było jeszcze kilka innych śladów jak by ktoś był w środku.. Ana doszła do wniosku że pewnie Eric był ale przez to że jej tyle nie było w domu poszedł..
Zaczęła przygotowywać sobie kolację z nadzieją że jej ukochany wróci..
Kiedy zmierzała już z posiłkiem do salonu usłyszała jak drzwi się otwierają szczęśliwa podeszła do drzwi a jej entuzjazm zgasł gdy w ciemności od blasku księżyca odbijały się jedynie zielone tęczówki..-Wyjdź stąd! - Krzyknęła zdenerwowana jednocześnie rozglądała się po pomieszczeniu szukając przedmiotu którym będzie mogła się bronić w razie konieczności ale jedyne co dostrzegła to parasolka i to po stronie gdzie stał Natan.
-Spokojnie..- powiedział spokojnym tonem tak jak by nic się takiego nie działo. Zrobił krok w stronę An a ta cofnęła się.
-Czego chcesz?! - Ana była zestresowana. Nie chciała ukazywać strachu jaki teraz ogarnął ją w środku dlatego ton jakiego używała był kamienny może dlatego też że sama chciała wmówić sobie aby się nie bać, być twardą i nieugiętą.
-Przyszedłem..-Zaczął kierować się do kuchni, gdzie po chwili się rozsiadł wygodnie na krześle i bawił się pomarańczą którą wyjął z koszyka na stole, dziewczyna stała w progu uważnie obserwując każdy jego ruch..
Kiedy jego mina była kpiąca i szydercza jej ukazywała skupienie i złość. - złożyć najszczersze życzenia od Wujka Krisa i innych przyszywanych wujków dla maluszka.. - w tym momencie An zaniemówiła. Była zdezorientowana, skąd wiedział? Czego chce?-Skąd?.. CO!?..- wydukała dalej niedowierzając..
-OH.. Kochana.. -Wstał z krzesła i wolnym krokiem zbliżał się do An. Kiedy stał naprzeciwko uniósł jej podbródek aby spojrzeć jej w oczy- I tak nie przeżyjecie.. - Z tymi słowami zostawił zmartwioną An.
Była zła,wściekła.. Znowu dała się zmanipulować ich podłym zagrywką. Myślała że dali jej spokój a tu nagle pojawili się w takiej chwili.. Bez niczego udała się do swojego pokoju. Była zmęczona, było jej strasznie słabo i chciała położyć się w ciepłej pościeli.~•~
W czasie gdy Ana szykowała się do snu Eric szedł ciemnymi uliczkami miasta. Jego głowę zaprzątały myśli w których wyjaśniał An co tak naprawdę miało miejsce wtedy w garażu i dlaczego nie było go dwa dni.
On wcale nie uciekł od niej. Za bardzo ją kocha a tym bardziej nie zdradził by jej z nikim a zwłaszcza z dziewczyną najlepszego przyjaciela. Wiedział że w oczach An jest na straconej pozycji, nie uwierzy mu po tym co było kilka miesięcy temu. Jak wtedy miał łatkę kobieciarza, walczył o jej zaufanie a teraz spieprzył to jednym głupim ruchem, myślał że dzięki temu wspólnie będą mogli zaplanować przyszłość.
Sytuacja w garażu mogła wydawać się dziwna ale między nim a blondynką o imieniu Brook nic nie ma nie było i nie będzie. Ona jako osoba na studiach medycznych zajmowała się wszelkimi ranami jakie miał kto kolwiek po jakiejś misji. Przez te dwa dni kiedy nie było Erick'a w domu, on i jego kumple wykonywali grube zlecenie, dzięki niemu i zarobionych tam pieniądzach mogli zapewnić sobie lepsze życie. Niestety chłopak został porządnie postrzelony w rękę a Brook oglądała ranę.Kiedy tak szedł zadzwonił telefon. Chłopak nerwowo wyciągnął go z kieszeni swoich spodni i przyłożył do ucha.
-Cego chcesz?- zapytał nerwowym głosem.
-Gdzie jesteś?! miałeś tu być 20 minut temu..- odpowiedział głos po drugiej stronie słuchawki.
-Mam dość! Odchodzę!-Wrzasnął nerwowy Eric.
Miał dość tego że przez głupie interesy traci to na czym mu najbardziej zależy. Traci swoją miłość. Doskonale wie że zaniedbuje ją a myśl że o niczym nie może jej powiedzieć doprowadza go do szału, na pewno gdyby wyjawił jej prawdę było by lżej. Zastanawia go jeszcze tylko fakt dlaczego Alex- były już członek gangu - ją tam zaprowadził? Dobrze wiedział że grozi jej tam niebezpieczeństwo no i kodeks który wyraźnie mówi o tym że żadne osoby nienależące do grupy nie mogą się o niej dowiedzieć a co ważniejsze przebywać na jej terenie.
Alex chciał przejąć władzę od Erick'a, doszło nawet do poważnej bijatyki między nimi, stawką było to że przegrany musi odejść i zapomnieć o wszystkim. Najwidoczniej Alex nie mógł pogodzić się z przegraną. Eric żałuje teraz że to nie on przegrał było by mu łatwiej, odszedłby bez narażania się..
-Jak to? Nie możesz!- Osoba z którą rozmawiał brunet najwidoczniej nie była zachwycona.-Dobrze wiesz kto wtedy obejmie władzę i co z nami będzie.-dodał, a w głosie można było wyczuć odrobinę smutku który nadal mieszał się ogromną złością jaką kipiał rozmówca.
-Max, uspokój się. Spotkajmy się w parku. Muszę z kimś pogadać- powiedział Eric spokojnym już tonem głosu. Słysząc zgodę rozłączył się i natychmiast podążał do wcześniej wymienionego miejsca.
Po około piętnastu minutach obaj chłopacy spotkali się w umówionym miejscu. Dookoła panowała ciemność, szum ulic ucichła ludzi na zazwyczaj zatłoczonej ulicy nie było prawie w ogóle. Na początku między nimi panowała cisza. Obaj odpalili po papierosie i delektując się nikotynom wpatrywali w odlatujące chmary dymu.
-No.. więc.. O czym chciałeś gadać?- Przerwał ciszę Max.
-O tym co zacząłem przez telefon- Zaczął Eric wyrzucając niedopałek papierosa przygniótł go butem. - Ja naprawdę chcę odejść..
-Kurdeee.. Serio? Zastanów się.. Może zmienisz decyzję. Nikt z nas nie chce żeby Cichy rządził- Max rozsiadł się na ławce również kończąc palenie.
-Nie Max. To już serio koniec.. Mam wystarczająco odłożonej kasy na jakiś normalny start.Wyjadę i tyle- Powiedział brunet stojąc na wprost kolegi który wpatrywał się w niego z miną która chciał powiedzieć "Przemyśl to jeszcze".
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
TYMCZASOWO ZAWIESZAM OPOWIADANIE.
Sorrki ale muszę poprawić pierwsze rozdziały aby w minimalny sposób nawiązywały do nowego kontekstu ;) 💪👈✋✋😘😎
CZYTASZ
~SEN~ [ZAKOŃCZONE]
Short Story"Jesteś silna! Nie możesz się poddać! Pamiętaj że wszystko zaczyna się w twojej głowie! "- Znów słyszała głos mężczyzny. Jak duch przenikał przez jej umysł. Zaczęła rozglądać się aby dostrzec postać, niestety z marnym skutkiem. Sen jest fenomenem...