2 !3!

218 14 11
                                    

Wracaliśmy właśnie z "obiadu" kiedy poczułam, że ktoś sie na mnie rzuca...zaczęłam krzyczeć

-to ja-zaśmiała sie, skądś znam ten głos...AA Już wiem, Emma

-jezu kobito nie strasz -powiedziałam oburzona otrzepując spodnie.-co tu robisz?

-no Szloch musiała podpisać mi jakiś papier związany ze szkołą-Emma wygląda teraz inaczej niż w szpitalu. Nie ma worów pod oczami ani zachrypniętego głosu. Jest wesoła i energiczna.

-zostajesz?

-Emma, idziesz?-krzyknąl mężczyzna stojący przy windzie, chyba jej tata.

-tak ide-odkrzyknęła-widzimy się w szkole-powiedziala odchodząc  w stronę ojca.

-głodny jestem, idziesz ze mną do sklepu?-zaczą Justin kiedy przekręciłam kluczyk w drzwiach naszego pokoju.

-nie najadłeś się sałatą-zaśmiałam sie-króliku

-nawet mnie nie denerwuj. To idziesz?

-ehh no ide ide

Założyłam cieplejszą bluze, wzięłam hajs oraz telefon i ruszyliśmy w stronę windy.
Na dworze jest w miare ładna pogoda więc powinno być ciepło.

      Ciepło w styczniu. Jasne!

Ciemne!

-csiii Jan na trzeciej-szepnął Josta łapiąc moją dłoń.

-woow jak to wyliczyłeś?-szepnęłam-dobra poszedł, idziemy.-wyrwałam swoją dłoń po czym przemkneliśmy niczym dwie sarenki.

Kiedy tylko opuściliśmy budynek, poczułam powiew chłodnego, zimowego powietrza przez co przeszły mnie nie kontrolowane ciarki.

Tak w ogóle, nasz budynek wyglądał z zewnątrz jak stary, opuszczony zamek. Mam nadzieję, że w nocy nic mnie nie nawiedzi-ja chce jeszcze żyć.

Przed budynkiem znajdowały się dwie ławki a za nimi spory kawał polany, na której pasły się dwie krowy. Nie, nie jesteśmy na wsi. Dalej była stadnina koni a obok tego wszystkiego kamienna dróżka, którą właśnie podążliśmy.

Po dziesięciu minutach wędrówki znaleźliśmy jakiś duży  supermarket.
Weszliśmy do środka a do wózka wrzucaliśmy same słodycze, chuj że zdrowiem czekolada ważniejsza.

What Do You Mean? J.B._L.C.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz