#23

6.7K 382 12
                                    

Wanda

Ruszyli biegiem. Możliwie, że mieli jedyną szansę na złapanie tej dziewczyny. Niestety i ona rzuciła się do natychmiastowego pędu. Clint popędził przodem. Kiedy mijali chłopca, Wanda zdążyła zauważyć co Jules mu dała. Małą siatkę z kilkoma ubraniami i kocem, a także kanapką. Coś ścisnęło Maximoff za serce.

Przyspieszyła, ponieważ dostrzegła, że została daleko w tyle za Hawkeyem i Jules. Miała ochotę użyć swojej mocy, aby ich zatrzymać, ale coś lub najprawdopodobniej ktoś rozpraszał jej myśli tak mocno, że nie potrafiła się skupić. W końcu udało jej się zrównać z Clint'em, jednak dalej pozostawali w tyle. Dziewczyna skręciła w boczną uliczkę.

- Cholera jasna. - zaklął Barton, kiedy dotarli na miejsce.

- Zgubiliśmy ją.

Clint zaczął chodzić w tą i z powrotem po ciasnej uliczce.

- Nie może być daleko. Chodźmy.

Jules

Jules wbiegła na ścieżkę w Central Parku i oparła się i drzewo. Pot spływał jej po plecach po niedawnym szaleńczym biegu. Czyli jednak jej obawy potwierdziły się i Romanoff nie dotrzymała obietnicy. Jules odgarnęła luźne kosmyki włosów, które opadły jej na oczy i wstała. Skierowała się z powrotem na ścieżkę i ruszyła wolnym krokiem przed siebie, starając się nie zwracać zbyt wiele uwagi. Mimo że było to dość trudne, zważając na to jak wyglądała. Stare wytarte jeansy był brudne, a na kolanach zrobiły się sporek wielkości dziury. Kurtka przepuszczał lodowaty wiatr, ale tego już nawet dziewczyna nie czuła. Od tygodnia mieszkała na ulicy, po tym jak musiała wynieść się ze swojego chwilowego miejsca zamieszkania. Na twarzy miała kilka otarć i siniaków po bójkach, jakie często wybuchały wśród bezdomnych, a na jasnej koszulce widniały drobne, zaschnięte plamki krwi. Pod prawym okiem widniał sporej wielkości fioletowy siniak.

No dobra, zwracała na siebie uwagę.

Jules włożyła ręce do kieszeni. Co chwila patrzyła za siebie sprawdzając, czy skutecznie udało jej się zgubić swój pościg, ale nic nie wyglądało na to, że ktoś jeszcze za nią podążał. Nagle wpadła na coś dużego i dość twardego. Spojrzała przed siebie, prosto w brązowe oczy wysokiego mężczyzny, którego widziała już wcześniej we wspomnieniach Natashy. Stała oko w oko z Clint'em Bartonem. Jules odwróciła się gwałtownie mając zamiar dać nogę, ale za jej plecami również ktoś stał. Kobieta średniego wzrostu z kaskadą brązowych włosów opadających jej na ramiona. Wokół jej dłoni unosiła się czerwona poświata. No pięknie.

- Spokojnie, nic ci się nie stanie. - powiedziała kobieta. - Jesteśmy tu żeby ci pomóc.

- Nie potrzebuję pomocy. Natasha was na mnie nasłała?

-  Natasha poprosiła, żebyśmy cię znaleźli.

Wanda mówiła spokojnym głosem. Jules trzyma się jednak w znacznej odlegości od tej dwójki, która zaczęła zbliżać się do niej coraz bardziej. Jules usłyszał dźwięk napisanej cięciwy. Spojrzała w stronę Hawkeye'a, który stał z łukiem wycelowanym w nią. Dziewczyna spojrzała mu w oczy, tym samym robiąc coś, czego chciała tak usilnie uniknąć.

- Odłóż łuk na ziemię.

Clint popatrzył się na nią, po czym zrobił dokładnie to, co mu kazała. Na jego twarzy malował się spokój i obojętność, ale w oczach można było dostrzec iskierki zaniepokojenia i szczere zdziwienie.

- Jak ty to...

- Odsuń ją. - Jules wydała kolejny rozkaz podporządkowanemu jej Bartonowi, wskazując na Scarlet Witch.

Mężczyzna podszedł szybkim krokiem do Wandy i popychając ją za ramiona odciągnął na drugą stronę ścieżki. Kobieta wydała z siebie okrzyk zdziwienia i frustracji. Jules zaczęła powoli cofać się, nie spuszczając wzroku z dwójki Avengersów. Zobaczyła jak Maximoff wyciągnęła dłoń i dotknęła czoła swojego towarzysza, a wokół jej ręki pojawiła się czerwona łuną. Jules słyszała wcześniej o mocy, jaką dysponowała Scarlet Witch, ale nigdy nie wiedziała tego na oczy. Hawkeye jakby obudził się spod wpływu blondynki. Dziewczyna poczuła jak nić wiążąca ją z mężczyzną urwała się, zakręciło jej się w głowie. Zaczęła cofać się nieco szybciej, robiąc coraz większe kroki. Moore napotkała wzrok Wandy, której wyraz twarzy nagle zmienił się, lecz Jules nie potrafiła odgadnąć tej emocji. Strach? Troska? Wsciekłość? Może wszystko jednocześnie?

- Jules... - powiedziała kobieta wyciągając przed siebie rękę. Teraz dziewczyna wyraźnie widziała strach malujący się na jej twarzy. - Jules nie ruszaj się.

- Co? - zapytała zdezorientowana nastolatka.

- Nie ruszaj się. Stój gdzie stoisz.

Wanda powolnymi krokami zaczęła zbliżać się do Jules. Wtedy rozległ się okropny trzask i dziewczyna zrozumiała, dlaczego kazano jej się nie ruszać. Nie zauważyła kiedy weszła na lód pokrywający całą powierzchnię jeziorka w Central Parku. Długie pęknięcie ciągnęło się od brzegu aż do jej stóp. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Popatrzyła Wandzie w oczy.

- Nie rób gwałtownych ruchów. - Maximoff złapała Clinta za rękę. - Zrób coś Clint.

Łucznik wyciągnął łuk i strzałę. Umieścił ją na cięciwie.

- To się nie uda.

Wanda wyciągnęła rękę i z jej dłoni wystrzelił czerwony snop światła. Jules zamarło serce. To już po niej. Moc Wandy zbliżała się coraz szybciej. Moore wyciągnęła rękę osłaniając się przed czerwonymi smugami. I wszystko ustało. Dziewczyna otworzyła oczy, spoglądając przed siebie. Moc Wandy zawróciła i teraz leciała w kierunku kobiety, do ktorej należała. Nie. Moc nie zawróciła. Ona wychodziła z Jules, jakby to ona nią władała. Maximoff spojrzała na nią. Teraz widać było szczere przerażenie, ale i zainteresowanie na twarzy kobiety. Jules stała jak zamurowana, nie wiedząc co dokładnie się dzieje. Clint zerkał na zmianę na obie kobiety. Chyba też nie orientował się w zaistniałej sytuacji. Nie trwało to jednak długo.

Rozległ się jeszcze głośniejszy trzask, a lód pod nogami Jules załamał się. Dziewczyna otworzyła usta, żeby krzyknąć i to był błąd, bo lodowato ziemna woda wlała jej się do gardła. Poczuła jak wypełnia jej płuca i mrozi mózg. Tysiące niewidzialnych igiełek lodu wbiło jej się w ciało, sprawiając dziewczynie ból. Jules nie widziała nic w panującej wszędzie ciemności. Zaczęła panikować, co było chyba najgorszą z możliwych opcji w tamtym momencie. Wiedziała, że zaraz umrze. Powoli opuszczały ją siły. Rozestała się szamotać. Jules nie chciała umierać. Nie teraz, nie tutaj, nie w ten sposób. Zobaczyła białe światełko gdzieś pod powiekami. Wokół panowała cisza i spokój, który ogarną również ją, sprawiając, że się uspokoiła. Jeśli tak ma wyglądać śmierć, to nie jest najgorsza.

Wtedy Jules ostatkami świadomości zarejestrowała, że coś unosi ją do góry, coraz szybciej. Wynurzyła się na powierzchnię. Światło i hałas natychmiast ją pobudziły. Zaczerpnęła świeżego powietrza, które uderzyło ją w nozdrza. Cudowne uczucie. Żyła.

-----

Wow ten rozdział wyszedł mi wyjątkowo długi, bo aż ponad 1000 słów. Wiem, że narazie nie dzieje się zbyt wiele, ale mogę obiecać że za kilka rozdziałów się rozkręci. Dziękuje za każdą gwiazdkę i komentarz <3 to naprawę dodaje weny

New AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz