#33

5.6K 316 7
                                    

Jules

Jules zarzuciła na siebie kurtkę, a do jednej z kieszeni spodni wsadziła zdjęcie otrzymane od Natashy. Wiedziała co musi zrobić. Miała ostatnią rzecz do załatwienia, zanim będzie naprawdę spokojna. Wyszła ze swojego pokoju najciszej jak potrafiła. Na udzie miała przymocowany pistolet. Tak na wszelki wypadek. Natasha co prawda uczyła ją, jak się strzela, ale nie była to ulubiona forma walki Jules. W sumie to w ogóle nie lubiła walczyć.

Przemykała korytarzami Stark Tower tak cicho i tak szybko jak umiała. Wiedziała, że jeśli po drodze natknie się na kogokolwiek z Avengers, a co gorzej na Natashę, jej plany legną w gruzach. Właśnie miała wychodzić, kiedy przy drzwiach na kogoś wpadła. Wysoka kobieta, z czarnymi związanymi w kucyk włosami. Popatrzyła na Jules krytycznie.

- A ty kim jesteś.

- Ja... ja jestem nową asystentką pana Starka.

Kobieta popatrzyła na nią uważnie.

- Czy ja cię gdzieś nie widziałam?

-Nie. - Jules spojrzała jej prosto w oczy. - Nie widziałaś.

Zobaczyła fragmenty wspomnień i myśli kobiety. Jakiś ciemnoskóry mężczyzna, atak Lokiego, Ultron. Nazywała się Maria Hill i była agentką Shield. Teraz pracowała dla Starka. I czuła się... niedoceniana, pomijana. Jules wyminęła Marię, zanim ta zdążyła zareagować i wyszła z wieży Avengers na mroźne grudniowe powietrze. Otuliła się szczelniej kurtką i przymknęła powieki. Pozwoliła swoim myślą popłynąć. Nie hamowała się. Nigdy nie zaglądała do głów tylu osób na raz. Jednak te kilka ćwiczeń z Wandą coś jej dały. Szukała jego, swojego celu.

Ruszyła przed siebie, nie do końca wiedząc, gdzie iść. Kroczyła między uliczkami, oświetlonymi tylko przez lampy. Ludzi było tak mało, jak nigdy w Nowym Jorku. Ale co tu się dziwić. W końcu dochodziła niemal północ, a zimne grudniowe powietrze dawało o sobie znać. Jules kroczyła powoli, pogrążona w myślach. Już oczami wyobraźni widziała euforię Starka na myśl, że odeszła. Ale ona nie miała zamiaru odchodzić. Musiała jeszcze wyjaśnić kilka rzeczy z Natashą i Wandą. Dlaczego Romanoff słyszała jej myśli?

Jules nawet nie zorientowała się, kiedy znalazła się na zadbanym osiedlu, pełnym jednakowo kolorowych domków jednorodzinnych. Stała właśnie przy jednym z nich. Na drzwiach widniał numer, ale było zbyt ciemno, aby go odczytać. Jednak Jules doskonale wiedziała, gdzie się znajduje. Weszła do ogródka, przez zniszczoną i skrzypiącą furtkę. Przeszły ją dreszcze, ale kiedy pod palcami wyczuła chłodny metal pistoletu, trochę się uspokoiła. Weszła na zarośniętą posesję. Najwyraźniej od dawna nikogo tu nie było. Krzaki i drzewa urosły już tak wysoko, że niemal przyćmiewały światło lamp ulicznych, okrywając ogród niepokojącym cieniem. Jules spojrzała pod nogi. Na śniegu przed nią widniały wyraźne ślady butów. Męskich butów. Wyciągnęła pistolet i złapała go, tak jak uczyła ją Natasha.

Zapanowała idealna cisza. Słychać było tylko odgłos kroków Jules na śniegu. Wytężyła wzrok, próbując dostrzec cokolwiek w ciemności. Nagle przed nią, jakby znikąd pojawił się zarys człowieka. Jules cofnęła się gwałtownie i omal nie upadła pupą w śnieg. Podniosła wyżej broń.

- Kim jesteś? - zapytała lekko zachrypnięta.

- Powinnaś o ty wiedzieć najlepiej.

Mężczyzna nie mówił głośno, ale w ciszy panującej dookoła wyraźnie wszystko było słychać. Jules zrobiła krok do tyłu, ale plecami uderzyła w coś dużego i twardego. Popatrzyła przez ramię i dostrzegła drugiego mężczyznę.

- To wy podłożyliście te bomby.

- Prawo. Jednak nie jesteś taka głupia. - odpowiedział pierwszy z mężczyzn. - Chociaż przychodzić tu samej było raczej nieostrożnie.

- Nie boję się was. - głos Jules zabrzmiał tak pewnie, jak dziewczyna chciała. - Wiem kim jesteście i do czego jesteście zdolni.

Pierwszy z mężczyzn podszedł bliżej, tak że wszedł w krąg światła dochodzącego z ulicy. Wyglądał tak, jak Jules go zapamiętała. Ciemne włosy, nieco już przydługie. Szare oczy, takiego samego koloru jak jej. I ten czarujący uśmiech. Uśmiech, którego się nie zapomina.

- Powinieneś ściąć włosy, Danielu. Mama uznałaby, że wyglądasz bardzo nieelegancko.

- Wygadana jak zawszę, hm? Przykro mi. Mam dla ciebie niezbyt miłą niespodziankę.

Jules zmarszczyła brwi i mocniej ścisnęła broń, kiedy Daniel włożył rękę do kieszeni i coś z niej wyciągnął. Był to przycisk, wielkości sporego guzika.

- Co to jest?

- Przykro mi, siostrzyczko.

Nacisnął przycisk. Na początku nic się nie stało, a potem... Jules złapała się za głowę. Ten dźwięk. Był wszędzie, wwiercał jej się w mózg. Głowa rozbolała ją jak nigdy wcześniej. Poczuła ciepłą ciecz spływającą ją po szyi i z nosa. Jules upadła na kolana i skuliła się. Chciała, żeby to już się skończyło. Dziewczyna zamknęła oczy i pozwoliła by pochłonęła ją ciemność.

New AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz