#24

6.8K 402 15
                                    

Wanda

Wanda patrzyła, jak Clint wyciąga na brzeg dziewczynę. Wcześniej użyła swoich mocy, aby wyciągnąć ją spod wody, do której wpadła. Barton ułożył kaszlącą i plującą wodą Jules na ziemi i przytrzymał ją. Skóra dziewczyny była blada, prawie biała, usta miała sine. Włosy i ubranie przykleiło jej się do ciała. Wanda czekała, aż Jules przestanie kaszleć. Trwało to jeszcze chwilę, aż oddech dziewczyny w końcu zwolnił, a ona sama opadła bez sił na ziemię. Oddychała głęboko, oczy miała zamknięte, usta lekko rozchylone.

- Wszystko dobrze? - Wanda uklękła koło Jules i położyła jej rękę na ramieniu.

- Daj mi spokój. - wychrypiała dziewczyna, strząsając dłoń Maximoff.

- Jak chcesz. - Clint podniósł Jules do pionu i zanim tamata zdążyła zareagować, spiął jej ręce kajdankami.

- Co jest?

- Nie chcesz współpracować, nie musisz.

Clint poprowadził dziewczynę wciąż ociekającą wodą przez Central Park, kierując się do samochodu, którym przyjechali. Wanda szła kawałek za nimi. Mimo odległości widziała, jak Jules trzęsie się z zimna. Nie dziwiła jej się. Na dworze panował mróz, a blondynka szła w mokrych ubraniach. Zataczała się lekko, ale Clint trzymał ją mocno.

- Czekajcie.

Wanda przyspieszyła. Clint razem ze swoją więźniarką zatrzymali się w pół kroku. Na twarzy Jules wychodziły powoli czerwone wypieki. Maximoff rozpięła kurtkę i zdjęła z siebie, po czym zarzuciła ją Jules na ramiona. Dziewczyna spojrzała szarymi oczami na Wandę. Nie potrafiła ukryć zdziwienia.

- Czemu to robisz?

- A co? Wolisz iść w mokrych ubraniach?

Jules nic nie odpowiedziała, tylko skinęła lekko głową, co Wanda uznała za podziękowanie. Ruszyli dalej. Przeszli przez park i dotarli wreszcie do czarnego, terenowego samochodu zaparkowanego w ciasnej uliczce. Clint otworzył samochód i wsadził Jules na tylne siedzenie. Wanda wsiadła zaraz za nią i pomogła dziewczynie zapiać pasy, bo z powodu kajdanek trudno jej było poruszać rękami. Jules rzuciła kobiecie ostre spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Ruszyli z piskiem opon. W drodze do Stark Tower Maximoff obserwowała uważnie dziewczynę. Siedziała z głową opartą o drzwi i lekko przymkniętymi oczami. Na policzkach miała ciemne rumieńce. Wanda odruchowo wyciągnęła rękę i dotknęła rozpalonej twarzy dziewczyny. Jules odsunęła się, kiedy tylko dłoń kobiety zetknęła się z jej skórą i spojrzała na nią. Wanda poczuła się, jakby metalowa klamra zacisnęła się wokół jej umysłu tłumiąc wszystkie myśli. Spojrzała w oczy dziewczyny. Widziała w nich tyle sprzecznych emocji. Przed oczami przelatywały jej obrazy Sokovii. Wszędzie roboty Ultrona i krzyki ludzi. A potem scena się zmieniła. Stała w deszczu, który spływał jej po włosach i twarzy. Wlepiała wzrok w marmurowy nagrobek, na którym wypisano tylko dwa słowa. Pietro Maximoff. Łzy płynęły strużkami z jej oczu, ale w środku nie czuła już żadnych emocji. Była pusta. Śmierć brata właśnie tak na nią zadziałała. Wyparła z niej wszelkie emocje pozostawiając tylko zimną skorupę. Na ramieniu spoczęła ręka Clint'a. To wtedy tak naprawdę się zaprzyjaźnili. Stojąc nad grobem jej brata. Straciła go i została sama. Nie miała już nikogo. Avengers wciąż jej nie ufali. Pietro nie żył, a ona tak. Chociaż wraz ze śmiercią brata, w niej też coś pękło, umarło. Tak nie powinno być. Powinna leżeć teraz obok niego.

Ostatkiem świadomości Wanda wróciła do samochodu. Jules siedziała ze spuszczonym wzrokiem i oddychała płytko. Maximoff zmieszana otarła ukradkiem świeże łzy z twarzy, tak aby nikt nie zauważył. Jednak we wstecznym lusterku zobaczyła zmartwione spojrzenie Bartona. Wanda użyła swojej mocy i zablokowała Jules. Usłyszała jej szybszy oddech, ale dziewczyna nic nie powiedziała. Kobieta odcięła Jules od jej umiejętności. Wiedziała jak straszne uczucie to było, ale zrobiła to dla ich bezpieczeństwa: Jules i Clint'a oraz jej.

- Jesteśmy. - dobiegł je głos Clint'a zza kierownicy.

Mężczyzna opuścił samochód i najpierw otworzył Wandzie drzwi. Kobieta wysiadła i rzuciła mu pytające spojrzenie.

- Wszystko dobrze? - zapytał.

- Tak. Ona tylko... Ona wdarła się do moich wspomnień... Ja nie... nie mogłam jej powstrzymać... - Wanda znów była bliska płaczu, kiedy jej myśli bezwiednie powędrowały do Pietra.

- Zabiję. - rozwścieczony Hawkeye ruszył na drugą stronę samochodu, ale Wanda złapała go za rękę.

- Jules nie chciała. Clint, ona nad tym nie panuje.

Mężczyzna jakby trochę się uspokoił, po czym wyciągnął z auta blondynkę, która zatoczyła się, ale Clint ją podtrzymał.
Weszli do wieży i wsiedli do windy. Jules stała z przymkniętymi oczami. Nie wygladała zbyt dobrze. W windzie grała jakaś żywa i do bólu irytująca piosenka, wybrana pewnie przez Tony'ego. Wanda będzie musiała mu powiedzieć, żeby ją zmienił. Wysiedli, po czym ruszyli przed siebie jasno oświetlonym korytarzem. Z pokoi wyszli członkowie Avengers. Steve przyglądał im się z zainteresowaniem, mieżąc Jules wzrokiem od stóp do głów. Następna wyszła Natasha, ubrana w zielony sweter i jeansy. Kiedy zobaczyła Jules na jej twarzy odmalowała się wyraźna ulga.

- Jules...

Romanoff zbliżyła się z zamiarem przytulenia jej, ale dziewczyna odsunęła się gwałtownie, wpadając plecami na Clint'a.

- Teraz już wiem ile warte są twoje obietnice.

Na twarzy Natashy odmalował się wyraźny szok, a w oczach zatańczyły łzy. To były jedne z nielicznych emocji, jakie Wanda kiedykolwiek widziała u Wdowy.

- Przepraszam, Jules...

W tym momencie do korytarza wszedł Tony. Miał poważną minę i wpatrywał się we wszystkich z wściekłością. Wskazał głową na przywiezioną dziewczynę.

- Za mną.

Clint poprowadził Jules przodem i wyszli z korytarza pozostawiając resztę drużyny samą. Wanda podeszła do Natashy i złapała ją za rękę, a następnie ścisnęła lekko. Kobieta zamrugała kilka razy odganiając niechciane łzy i ruszyła przed siebie.

- Gdzie idziesz? - zawołał za nią Kapitan.

- Idę pilnować, żeby Jules i Tony nie pozabijali się nawzajem.

I zniknęła za zakrętem. Maximoff popatrzyła na Steve'a i oboje poszli za Natashą.

New AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz