#38

4.7K 271 19
                                    

Natasha

- Kobieto, nie wyżywaj się tak na mnie. - zaśmiał się Steve, kiedy Natasha kopnęła, omal nie trafiając mężczyznę w twarz.

Rogers zatoczył się lekko do tyłu, nie opuszczając pięść. Na twarzy Wdowy nie było żadnych uczuć. Walczyła tak jak zawsze: zaciekle, nie dając Steve'owi wykonać żadnego sensownego ruchu. Treningi z nią zawsze dawały człowiekowi w kość.

- Nie gadaj. Walcz. - powiedziała tylko, po czym wykonała szybki ruch. Jednak Kapitan był szybszy. Znał niemal na pamięć ruchy kobiety po wielu treningach. Wykonał skręt ciałem i złapał Natashę za kostkę. Kobieta owinęła mu nogi wokół szyi, a Kapitan obrócił się, starając strącić kobietę. Owinął palce lewej dłoni dookoła jej nadgarstka i mocnym szarpnięciem zrzucił ją na ziemię. Rozległ się głuchy łoskot ciała uderzającego o podłogę i Natasha już leżała, rozłożona na łopatki. Kapitan podszedł do niej wolno, z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Przyklęknął na jedno kolano.

- Jesteś dziś rozkojarzona. Czy coś się stało? - zapytał niewinnie.

W jednej chwili Wdowa złapała go za przód koszulki i zwinnym ruchem szarpnęła tak, że znalazł się na podłodze obok niej. Kapitan zaśmiał się cicho, a obok siebie usłyszał też chichot Natashy.

- Nigdy nie podchodź zbyt blisko przeciwnika, staruszku. - mruknęła jego przyjaciółka, nadal leżąc na ziemi.

W tym momencie do pokoju weszła Wanda, rzucając Natashy i Steve'owi, wciąż leżącym razem na ziemi, dziwne spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Stanęła w drzwiach i mruknęła:

- Wciąż szukamy tego domu.

Natasha podniosła głowę i wsparła się na łokciach.

- I co?

Maximoff pokręciła głową, smutna. Natashę ścisnęło za serce. Czemu Jules poszła sama, do cholery? Czemu ona nigdy nie słucha?

- Szukajcie dalej. - powiedziała stanowczo. - Znajdźcie ją.

Wanda rzuciła jej ostre spojrzenie. Romanoff wiedziała, że kobieta nie lubiła, kiedy ktokolwiek wydawał jej rozkazy. Nic jednak nie powiedziała, tylko wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Natasha zaczęła się podnosić, ale Rogers pociągnął ją za łokieć i kobieta wylądowała na nim.

- Co ty...

- Nigdy nie odwracaj się plecami do przeciwnika, Nat. - powiedział Kapitan z lekkim półuśmiechem na twarzy.





Jules

Woda spływała po ścianach i kapała na podłogę. Nieustanny dźwięk niemal doprowadzał Jules do szaleństwa. Zaprzestała już krzyku i szarpania za kajdanki. Na nadgarstkach i koszulce widniały plamy zakrzepłej krwi, która w półmroku wydawała się niemal czarna. Jules oparła się plecami o zimną i mokrą ścianę. Od dłuższego czasu nikt nie przyszedł, a dziewczynie zaczynało już burczeć w brzuchu. Od wilgoci panującej w pokoju włosy przykleiły jej się do czoła, a bluzka do pleców. Była zmęczona i nie miała już nawet ochoty na nawoływania. Przymknęła oczy, pozwalając sobie na ułożenie się na podłodze na tyle, na ile pozwalały jej łańcuchy. Ile by dała za kubek ciepłej herbaty. Nawet jeśli miał by ją zaparzyć Stark.

Usłyszała dźwięk przekręcania klucza w zamku, ale nie miała ochoty nawet otwierać oczu. Wiedziała, że to Daniel lub Matt, choć ten ostatni raczej nie przychodził sam. Był ich szefem, kimkolwiek byli ''oni''.

- Śpisz? - usłyszała głęboki głos brata.

- Mhm. - mruknęła, dalej nie otwierając oczu.

Poczuła, jak Daniel sadowi się obok niej tak, że stykali się ramionami. Nie odsunęła się, bo ciepło bijące od chłopaka było tak przyjemne dla jej wychłodzonej skóry.

- Coś ci przyniosłem.

Uchyliła powieki, kiedy poczuła przyjemny zapach rozchodzący się w pokoju. Spojrzała na wyszczerbiony kubek i uśmiechnęła się na widok parującego kakao z pianką.

- Daniel...

- Nic nie mów. Pij.

Jules pociągnęła łyk spienionego napoju, który rozlał się przyjemnym ciepłem w jej brzuchu. Poznała ten smak... smak którego nie czuła w ustach od sześciu lat. Mocno kakaowe i takie... uh. Daniel zaśmiał się głośno, patrząc na minę siostry.

- Wiedziałem, że to ci poprawi humor.

- Wcale nie mam lepszego humoru. - Jules spojrzała na Daniela, ale tym razem trochę łagodniej niż wcześniej. - Trzymacie mnie tu jako więźnia. Daniel, wypuść mnie. Odejdźmy stąd razem.

- Julien, nic nie rozumiesz. Nie możemy teraz odejść.

- Dlaczego nie? Daniel, proszę.

Spojrzała na brata błagalnie. Jego oczy były smutne i pokręcił głową.

- Ja i Matt... dążymy do czegoś wielkiego. Julien, wiem że masz dość ukrywania się. Ukrywania tego co potrafisz. A gdybyś nie musiała tego ukrywać, gdyby ludzie się ciebie nie bali?

Chciała tego. Pragnęła najbardziej na świecie. Nauczyć się nad tym panować i sprawić, żeby ludzie nie bali się jej spojrzenia.

- Co chcecie zrobić? - zapytała zaniepokojona, ale jednocześnie nieco zainteresowana. Nie dała jednak nic po sobie poznać.

- Matt ma plan. On to wszystko wymyślił. Nie wiem dokładnie, co chce zrobić, ale wiem, że da radę. Wierzę w niego. A ty mogłabyś do nas dołączyć. Masz wielką moc Julien. Ty, ja i Matt... będziemy niepokonani. Nie będziesz musiała się ukrywać. Nikt nie będzie ci mówił, co masz robić. Pomyśl o innych, którzy są tacy jak my. Którzy mają moce. Wyszlibyśmy z cienia i żyli spokojnie. Tak, jak zasługujemy. - zrobił krótką pauzę.- Przemyśl to.

I wyszedł. Zostawił ją samą, znowu. Ale jego słowa utkwiły w jej pamięci. Mówił dokładnie o tym, o czym ona marzyła cały czas. Chciała normalnie patrzeć ludziom w oczy, normalnie żyć i działać w społeczeństwie. Może Daniel miał rację? Może powinna im zaufać?

Z tymi myślami, Jules odpłynęła w błogi sen.

New AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz