#47

3.9K 262 13
                                    

Jules

Dziewczyna siedziała próbując uwolnić swoje włosy z wymyślnego koku, który zrobiła jej Wanda. Nie było to takie proste z powodu ilości spinek i lakieru, które do tego zużyła. W końcu po kilku minutach nieustannej walki udało jej się wreszcie rozpuścić włosy, które opadły jej blond kaskadami na plecy i ramiona. Jules zdjęła już sukienkę i przebrała się w wygodne spodnie i bluzę.

Rozległo się pukanie do drzwi. Moore westchnęła cicho i podeszła do nich. Nie miała ochoty na wizyty. I tak spędziła niemal cały wieczór w towarzystwie gości Tony'ego, co w zupełności wystarczyło jej na co najmniej tydzień. Za drzwiami jednak nie było żadnych gości, tylko Natasha. Ona również zdążyła się już przebrać w czerwoną koszulkę i szarą, dresową bluzę.

- Cześć. - powiedziała Romanoff uśmiechając się tajemniczo.

- Uhm... hej. - odpowiedziała niespokojnie Jules. Znała Natashę wystarczająco długo żeby wiedzieć, że ten uśmiech nie wróży nic dobrego.

- Musisz ze mną pójść na chwilę.

Jules oparła się o framugę drzwi i westchnęła.

- Jestem zmęczona, Nat. Nie możemy tego przełożyć na jutro?

Ale kobieta tylko podkręciła głową, łapiąc dziewczynę za nadgarstek. Pociągnęła ją labiryntem korytarzy, a Jules nie miała pojęcia dokąd zmierzają.

Gdzie mnie tak ciągniesz, Hm?

Zobaczyła uśmiech na twarzy Wdowy. Czyli jednak ją słyszała.

To ma być niespodzianka. Odezwała się Natasha w jej głowie.

- Nienawidzę niespodzianek. - powiedziała Jules, tym razem na głos.

Rosjanka tylko wzruszyła ramionami, wciąż ciągnąc ją za rękę. W końcu zatrzymała się przed jakimiś drzwiami i odwróciła się. Jules nie umiała nic wyczytać z jej twarzy.

- Zamknij oczy. - raczej rozkazała, niż poprosiła.

- Natasho... - jęknęła blondynka, ale zanim zdarzyła zareagować, Romanoff odwróciła ją tyłem i zakryła własnymi dłońmi jej oczy.

Jules poczuła jak Natasha wprowadza ją do pomieszczenia za drzwiami i staje, dalej zasłaniając jej oczy.

- Niespodzianka. - szepnęła jej Nat do ucha i odsłoniła oczy.

W dużym pokoju stali wszyscy. Była tam Wanda, dalej ubrana w sukienkę balową i uśmiechnięta od ucha do ucha. Hill stała z założonymi rękami, ale również uśmiechała się promiennie, co raczej rzadko jej się zdarzało. Clint opierał się o ścianę, Stark stał jakimś cudem utrzymując równowagę. Steve trzymał ręce w kieszeni. A stół... stał na nim ogromy tort i mnóstwo zapakowanych w kolorowy papier prezentów. Jules poczuła, jak coś ściska ją za serce.

- A co to? - starała się opanować drżenie głosu. - Gwiazdka szybciej w tym roku?

- Dobra, dobra. - powiedział wesoło Barton i zbliżył się do obu kobiet. - Wszystkiego najlepszego.

Jules popatrzyła na wszystkich zebranych, zatrzymując na chwilę spojrzenie na Natashy.

- Skąd wiedzieliście? - zapytała.

Steve odparł, a uśmiech nie schodził mu z twarzy nawet na sekundę.

- Natasha nam powiedziała o twoich urodzinach. Nie wiem skąd wiedziała...

- Dość gadania. - przerwał mu w pół zdania Stark. - Otwórz wreszcie prezenty.

Jules podeszła do stołu dopiero po chwili, popchnięta przez Natashę. Niepewnie spojrzała na stos paczek. Otwierała każdą pokolei. Od Starka dostała laptopa.

- Żebyś mi ciągle nie podbierała sprzętu. - powiedział ze śmiechem Tony.

Steve dał jej nowy szkicownik i zestaw akwareli oraz kredek.Wanda kupiła jej kilka książek, a Clint dał jej stosik gier na konsole.

- Mam nadzieję jak najszybciej cię ograć. - powiedziała wesoło Jules, rzucając mężczyźnie wyzywające spojrzenie, na co on zaśmiał się tylko.

Ostatni prezent był od Natashy. Moore rozpakowała sporej wielkości paczkę. Po otwarciu kartonu poczuła pod palcami przyjemnie miękki materiał. Wyjęła czarny, elastyczny strój, trochę podobny do poprzedniego, ale ten był zdecydowanie lepszej jakości. Lżejszy i trwalszy. Skierowała spojrzenie w zielone oczy Romanoff, w których zobaczyła jakiś dziwny wyraz.

- Od teraz jesteś jedną z nas. - powiedziała Rosjanka, pokazując na małą naszywkę z logo Avengers umieszczoną na lewym ramieniu stroju.

Dziękuje Natty. Powiedziała w myślach Jules. W odpowiedzi zobaczyła tylko lekki uśmiech kobiety.

Przestań już tyle gadać. Usłyszała.

Tony klasnął głośno w ręce i zabrał się do krojenia tortu.

***

Natasha

Natasha szła korytarzem. Po zjedzeniu tortu Jules zmyła się gdzieś z Hill, a Rosjanka nie wiedziała gdzie. Zmierzała właśnie w kierunku pokoju zajmowanego przez dziewczynę. Stanęła pod drzwiami i zapukała cicho, a kiedy usłyszała głos Moore, weszła do środka.
Dziewczyna siedziała na łóżku i obracała jakiś mały przedmiot w dłoni, ale gdy tylko weszła Romanoff schowała go szybko do kieszeni. Wstała, prostując się.

- Nat? Coś się stało?

Kobieta pokręciła głową przecząco. Podeszła do dziewczyny.

- Nie. Ja tylko... Mam coś jeszcze dla ciebie.

Wyciągnęła przed siebie małą paczuszkę, owiniętą w zwykły kolorowy papier. Dziewczyna spojrzała na nią szarymi oczami. Natasha naprawdę lubiła ich kolor. Jasne, z ciemniejszymi obwódkami. Tak inteligentne, jakich Romanoff nigdy nie widziała.

- Ale Tasha... Już dostałam od ciebie prezent. I tak było ich wszystkich o wiele za dużo.

Oj przestań ględzić tylko go otwórz.

Jules rozerwała wolno papier i dotknęła delikatnego, aksamitnego pudełeczka. Powoli otworzyła wieczko.

- Oh Nat... - Moore stała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się w zawartość.

Na wyścielanym aksamitem dnie leżała wykonana ze srebra przywieszka. Był to jakiś symbol, którego jednak Jules nie znała.

- W mojej rodzinie mówiło się, że to symbol siły i hartu ducha. - Jules słuchała uważnie, Natasha w ogóle nie mówiła o swojej przeszłości. - Każdy posiadał taki łańcuszek. Tylko dzięki niemu przetrwałam trening w... W Czerwonym Pokoju.

Teraz należy do ciebie. Dokończyła Natasha w myślach.

Jules stała jeszcze przez chwilę, po czym podbiegła do Romanoff i przyciągnęła ją do siebie.

- Dziękuje. - wyszeptała jeszcze.

New AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz