#26

6.6K 400 28
                                    

Jules


- Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz?

Jules szła ramię w ramię z Natashą, która prowadziła ją labiryntem korytarzy tworzących siedzibę Avengers. Mijały kolejne pomieszczenia, drzwi i hole prowadzące nie wiadomo dokąd. Jules próbowała nadążyć za Romanoff, która niemal biegła ciągnąc dziewczynę za rękę.

- Natasha! - krzyknęła blondynka, jednak kobieta zdawała się jej nie słyszeć. - Natasha! Proszę!

Jules wyrwała swoją dłoń z żelaznego uścisku Wdowy i spojrzała na nią. W zielonych oczach kobiety widziała strach i determinację. Moore panowała nad sobą, jak nigdy dotąd co mogło być poniekąd zasługą Wandy.

- Natasha, ja nie chcę już uciekać.

Powiedziała to z żałosną nutą w głosie. Ale to była prawda. Jules miała już dość ciągłej ucieczki, chowania się po kątach i prześladowań z powodu jej umiejętności.

- Przecież nie uciekasz.

- Nie rozumiesz. Nie możesz mnie chronić. Chcę być wreszcie odpowiedzialna za swoje czyny. Należy mi się kara za rzeczy, które robiłam. Za wszystko.

Natasha podeszła bliżej dziewczyny. Położyła dłonie na jej ramionach i spojrzała prosto w oczy.

- Nie chronię cię Jules. Chcę ci pomóc. Nie możesz być ciągle zupełnie sama. Nie pozwolę na to.

- Natasha...

Kobieta przerwała jej, zanim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć. Pokiwała wolno głową i powiedziała:

- Porozmawiamy później, dobrze? Teraz zaprowadzę cię do pokoju. Umyjesz się, przebierzesz i odpoczniesz, a potem porozmawiamy. Chodź.

Pociągnęła Jules znów za sobą, a dziewczyna tym razem nie stawiała oporu. Natasha poprowadziła ją do końca korytarza i otworzyła drzwi, wykonane z jasnego drewna. Weszły do środka. Pomieszczenie było bardzo przestronne. Pod ścianą stało duże dwuosobowe łóżko z białą pościelą, dwie szafki nocne z lampkami. Oprócz tego była tam jeszcze szafa z takiego samego jasnego drewna co szafki nocne i kolejne drzwi prowadzące, jak Natasha wyjaśniła, do łazienki. Ścianę na przeciwko wejścia zajmowało duże na całą jej powierzchnię okno, z którego roztaczał się świetny widok na malowniczą panoramę Nowego Jorku. Jules podeszła do niego i stała oniemiała wpatrując się w oświetlone wieloma lampami miasto.

- Podoba ci się?

Natasha oparła się o framugę i patrzyła na dziewczynę z lekkim uśmiechem na twarzy.

- To jest... niesamowite.

- Tam jest łazienka. Idź się wykąp, a ja przyniosę ci ubrania i coś do jedzenia.

Jules skinęła głową i posłusznie weszła do drugiego pomieszczenia. Łazienka była tak samo przestronna jak pokój i utrzymana w takiej samej kolorystyce. Białe ściany i dodatki z jasnego drewna. Wszystko w Stark Tower było takie... nieskazitelne. Aż nienaturalne. Jules zdjęła z siebie brudne ubrania i rzuciła je na podłogę, po czym weszła do wanny i napełniła ją ciepłą wodą. Kiedy ostatni raz się kąpała? Zanurzyła się niemal cała i zamknęła oczy, rozkoszując się przyjemnym ciepłem, jakiego nie zaznała od tygodnia.


Natasha

Natasha weszła do kuchni gdzie, ku jej zaskoczeniu, spotkała całą grupę. Tony opierał się o wysepkę, pijąc drinka ze szklanki. Wanda siedziała zajadając jabłko, a Kapitan po prostu stał rozmawiając z Clint'em. Kiedy Wdowa weszła, wszystkie rozmowy ucichły.

- Coś się stało? - zapytała najniewinniej, jak potrafiła.

- Może ty nam powiesz? Co to do cholery miało być?

Natasha nic nie powiedziała, tylko wzięła się do robienia kanapek i herbaty. Udawała, że nie słyszy pytań zadawanych przez Starka.

- Tony, jaki ty znowu masz problem?

- Zabrałaś tamtą dziewczynę.

- Bo prawie ją pobiłeś. Co się z tobą dzieje Stark?

- A z tobą co się dzieje Natasho. Pomagasz tej smarkuli jakby...

- Nie nazywaj jej tak. - krzyknęła Romanoff uderzając ręką w stół tak mocno, że naczynia aż zabrzęczały. Wszystkie oczy skierowane były teraz ku niej.

- Nie nazywaj jej tak.

W jej głosie pobrzmiewała groźba. Natasha wbiła w Starka świdrujące spojrzenie.

- Bo co? Czemu ci tak zależy? Ona nas okradła. Należy jej się kara.

- Nie kłóćcie się. - powiedziała spokojnie Wanda, starając się załagodzić sytuację.

Natasha nic nie powiedziała, tylko znów zabrała się do robienia kanapek, poświęcając tej czynności znacznie więcej uwagi, niż to było potrzebne.

- Miejsce tej dziewczyny jest w więzieniu. Jest bezwartościowa, to zwykła złodziejka! - krzyknął Tony. On prawie nigdy nie krzyczał. Ale teraz był wściekły.

- Jules uratowała mi życie!

Nagle w kuchni zrobiło się idealnie cicho. Nikt nic nie mówił.

- Jak to uratowała ci życie? - zapytał Steve.

- Wtedy, podczas tego wybuchu, kiedy ty poszedłeś do budynku, ja poszłam na tyły. Były tam dwie osoby. Jacyś smarkacze. Jeden z nich miał broń. Nie wiem co się ze mną stało, ale nie dałam rady. Oberwałam. Umarłabym, gdyby Jules mnie nie znalazła. Obroniła mnie i zabrała do siebie. Zawdzięczam jej życie.

Natasha skończyła swoją opowieść i zamilkła. Steve nic nie powiedział, tylko pokiwał głową.

- Nie wiedziałem. - powiedział cicho Tony.

- Nie mogłeś wiedzieć. - odparła Natasha. - Teraz już wiesz, czemu chcę jej pomóc? Mam u Jules dług i chcę go spłacić.

Romanoff zabrała talerz z kanapkami i kubek z herbatą, po czym wyszła z pomieszczenia zostawiając za sobą ciche rozmowy towarzyszy.

New AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz