#39

4.5K 268 16
                                    

Wanda

- Mam dość. - warknęła Wanda, uderzając ręką w stół. 

Tony rzucił jej zdziwione spojrzenie, po czym wrócił z powrotem do swoich zajęć. Wanda rozsiadła się wygodnie na sofie. Cały wieczór starała się w jakikolwiek sposób namierzyć Jules, ale nie umiała. Natasha gdzieś zniknęła, razem ze Steve'm, a Tony od rana grzebał w swoich zbrojach. Hill też się gdzieś podziała i Wanda została sama. Podeszła do kuchni, która była połączona z salonem i otworzyła lodówkę.

- Nic nie ma. - krzyknęła, choć wiedziała, że i tak nikt jej nie słucha.

Podeszła do Tony'ego i pstryknęła mu palcami, tuż przed nosem.

- Halo! Ziemia do Starka. Kiedy ostatnio zrobiłeś zakupy?

- Wanda, słonko. Nie widzisz, że coś robię. - odparł lekceważąco Tony, nawet na nią nie patrząc. 

- Lodówka jest pusta.

Tym razem zasłużyła na spojrzenie mężczyzny, który utkwił w niej wzrok brązowych oczu. 

- Powiedz Friday, co chcesz. Ona zamówi. 

Wanda wywróciła oczami i usadowiła się z powrotem na kanapie. Skrzyżowała ręce na piersi i włączyła telewizor.

- Czy dobrze słyszałem, że ktoś tu jest głodny?

Clint wszedł do pomieszczenia, niosąc dwie duże pizze. Wanda zerwała się na równe nogi i z szerokim uśmiechem na twarzy, ruszyła w kierunku mężczyzny.

- Chyba cię kocham. - powiedziała zabierając od Bartona kartony i apetycznie pachnącym jedzeniem. 

- Wiem. - odpowiedział ze śmiechem, po czym wyjął dwa talerze z szafki i położył na stole.

Wanda usadowiła się na krześle na przeciwko Clinta i wzięła kawałek. 

- A co wy tam macie? - zagadnął wesoło Tony, podchodząc do nich.

Wanda zasłoniła ręką kartony i powiedziała z pełnymi ustami:

- Powiedz Friday co chcesz. Ta jest moja. 

Stark zaśmiał się tylko i przesunął Wandę na bok, po czym sam zabrał się do jedzenia. 

- Ale ładnie pachnie. - zawołał Steve, wchodząc do pomieszczenia razem z Romanoff. 

- O nie! To moje jedzenie, znajdźcie sobie własne. - Wanda udawała oburzoną, ale słabo jej to wychodziło. 

Avengers usiedli wszyscy razem do stołu, gawędząc wesoło. Co chwilę słychać było wybuchy śmiechu. Wanda zauważyła, że nawet Natasha była w lepszym nastroju, niż przez ostatnie dni. Chichotała cicho pod nosem w odpowiedzi na coś, co opowiadał jej Steve. Ciekawe, co działo się między tą dwójką?

- Szefie? - rozległ się głos Friday z głośników. 

- Zaraz wrócę. - powiedział do reszty Tony i wyszedł z pomieszczenia. 

Rozmowy nieco przycichły. Clint rozmawiał cicho ze Stevem, a Natasha siedziała z ustami pełnymi pizzy. Wanda również już zaspokoiła pierwszy głód i teraz zapijała to wszystko wodą. 

- Zbierajcie się. - powiedział Stark, wchodząc do pomieszczenia. 

- Coś się stało? - zapytał Kapitan niespokojny.

- Friday znalazła dom z rysunku.

Natasha od razu wstała i wyszła się przygotować. 


***

Natasha 

W Quinjecie panowała cisza. Słychać było tylko cichy szum silników samolotu. Natasha pucowała po raz kolejny swoje pistolety, sprawdzając co chwilę ilość amunicji, jaką posiadała. Wanda siedziała niespokojnie. Rzadko brała udział w misjach, a ta była wyjątkowo delikatna. Lecieli tylko w czwórkę. Stark w zbroi Iron Mana krążył dookoła odrzutowca. Kapitan siedział za sterami. Hawkeye mimo wyraźnego sprzeciwu został w bazie razem z Hill i kontrolował całą akcję z zewnątrz. 

- Zaraz będziemy na miejscu. - powiedział Steve. 

Najtrudniejsze jak do tej pory było znalezienie miejsce bezpiecznego lądowania. Ich cel leżał bowiem w jednej z bardziej zamieszkanych dzielnic Nowego Jorku, a Avengers nie chcieli rzucać się w oczy. 

Po kilku minutach było już po wszystkim i cała drużyna wyszła na ulicę. 

- Lecę pierwszy. - Natasha usłyszała głos Starka, dobiegający z słuchawki, którą miała w uchu. - Rozejrzę się trochę i sprawdzę czy jest bezpiecznie. 

Odleciał, a reszta drużyny ruszyła przed siebie, zmierzając w kierunku zapuszczonego domu, który kiedyś miał chyba kolor biały, ale tynk i farba zaczęły powoli odchodzić ze ścian. Natasha spojrzała kontem oka na Wandę, która szła kawałek dalej. Dziewczyna nie miała ze sobą żadnej broni, bo ona sama była najlepszą bronią. Jej moc była bardzo potężna i żaden pistolet nie mógł się z nią równać. Kapitan trzymał swoją tarczę w pogotowiu. 

- Uważajcie. Miejcie oczy szeroko otwarte. I Natasha... - Steve zrobił pauzę, po czym cicho powiedział. - Żadnych pochopnych ruchów. 

Natasha fuknęła cicho ze złością, po czym ruszyła przez ogród na tyły domu. Słyszała za sobą kroki Wandy. Podeszła do ściany i podniosła głowę. Utkwiła wzrok w oknie, które znajdowało się jakieś dwa metry nad ziemią. 

- Dasz radę je otworzyć? - zapytała, nawet nie patrząc na dziewczynę za nią. - Tylko po cichu.

Wanda uniosła jedną rękę, a wokół jej palców zatańczyły czerwone płomienie. Usłyszały ciche szczęknięcie metalu i okiennica uchyliła się. Natasha podskoczyła, a następnie złapała się rękoma parapetu i podciągnęła nogi. Zgrabnie przekoziołkowała przez otwór i wylądowała na ugiętych nogach na podłodze, przyjmując bojową postawę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, upewniając się czy jest bezpiecznie, po czym odwróciła się do okna z zamiarem wciągnięcia do środka Wandy. Jednak kobieta stała już za nią, z uśmiechem na twarzy. Natasha uniosła jedną brew, na co Maximoff pokazała jej rękę, oświetloną lekką czerwoną łuną.

- Dobra, nie chwal się. - mruknęła cicho Romanoff. - Chodźmy.

I ruszyły ciemnym korytarzem przez dom.

New AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz