#50

3.6K 228 8
                                    

Jules

Ból. Ciemność. Krzyk. Daniel...
To imię tłukło się nieustannie po głowie Jules. Daniel Mooresen, jej brat. Jest martwy. Nie przyjdzie jej już z pomocą. Jules nawet nie zorientowała się, kiedy zerwała się na równe nogi i zaczęła krążyć po pokoju. Nie widziała nic. Plamki przed oczami przysłoniły jej wszystko. Poczuła na sobie dłoń, nie wiedziała czy Natashy, czy Wandy. Strzasęła ją z siebie. Upadła na kolana. Daniel, jej Daniel. Kochała swojego brata. On zawsze ją wspierał, pomagał, chronił.

Samotność, utrata, strach...

- Jules! Jules opanuj się! - głos Natashy ledwie przebijał się do świadomości dziewczyny.

Ale Moore nie przejmowała się niczym. Zapadała się tak głęboko w siebie, jak zrobiła to tylko po śmierci rodziców. Zerwała się na równe nogi. Podeszła do lustra wiszącego nad komodą, na której się podparła. Spojrzała na swoje odbicie. Oczy, szare niczym burzowe chmury. Szare jak oczy Daniela. Ta sama iskierka, jaką ona miała w sobie tak często pojawiała się w burzowych oczach brata. I już nigdy nie zabłyśnie. Niewiele myśląc uniosła pieść i uderzyła, trafiając prosto w lustro na wysokości twarzy. Poczuła piekący ból. Ze zbytnim zainteresowaniem spojrzała na rozorane kłykcie, po dłoni już zaczynała spływać szkarłatna krew. Jules osunęła się na podłogę, opierając się plecami o mebel. Usłyszała przeciągłe westchnienie obu kobiet, dalej znajdujących się w pokoju, które widziały każdy jej poprzedni ruch. Natasha juz przypadła na kolanach do dziewczyny, z zamiarem zatamowania krwawienia.

- Wyjdźcie. - warkneła Moore. - Wyjdźcie obie.

- Ale Jules... - zaczęła protestować Wanda.

- Chcę zostać sama. - mruknęła cicho dziewczyna.

Poczekała aż Natasha wyciągnie Maximoff z pokoju i zostanie sama. Dopiero wtedy zatopiła się w smutku i żalu. Dopiero wtedy pozwoliła łzom popłynąć.

Ból, strata, ciemność, krzyk. Daniel...

Jules krzyczała. Chciała dać upust emocjom. Wdech. Krzyk. I od nowa. Wdech. Krzyk. I Daniel. I smutek.

***

Nie była pewna kiedy zasnęła. Wiedziała za to, że bolał ją chyba każdy możliwy mięsień. Podniosła się wolno z podłogi. Przez duże okno w pokoju wpadały jasne promienie porannego słońca. Nowy Jork skąpany był w blasku, a lekka mgła unosiła się nad zabudowaniami miasta. Jules popatrzyła po pokoju. Kawałki szkła chrzęściły jej pod nogami, kiedy skierowała się w kierunku lustra. Na nim wciąż widniały zaschnięte stróżki szkarłatnej krwi. Moore nawet już nie czuła bólu w rannej dłoni. Popatrzyła na swoje palce, porozcinane i brudne od szkarłatnej cieczy. W niektórych ranach wciąż znajdowały się ostre kawałki szkła. Syknęła cicho i poszła do łazienki. Przysiadła na toalecie i sięgnęła po pensetę, po czym zabrała się do wyciągania odłamków lustra z kłykci. Na podłogę znów zaczęły kapać krople świeżej krwi. Po kilku minutach było już po wszystkim. Dziewczyna zabandażowała dłoń białym, czystym bandażem i wstała. Nie miała ochoty na spędzanie czasu z którymkolwiek z mieszkańców wieży, ale czuła nieprzyjemne burczenie w brzuchu. Prędzej czy pózniej i tak będzie musiała wyjść z pokoju.
Ale nie chciała. Wokół siebie wciąż czuła pustkę. Wewnątrz siebie również. Miała wrażenie, że ktoś wyszarpnął cząstkę niej. Odebrano jej coś cennego, kogoś cennego. Odebrano jej brata, ostatniego członka rodziny. Jules siedziała tak jeszcze, w zupełnym otępieniu, jakieś pół godziny, ale kiedy głód stał się już wyraźny wstała. Powoli wyszła z pokoju. Włosy miała w nieładzie, a oczy wciąż podkrążone od płaczu i braku snu. Starała się iść jak najciszej, aby krokami nie zawiadomić Avengers o swoim położeniu. Jednak z kuchni dobiegły ją głośne rozmowy drużyny. Chcąc nie chcąc otworzyła drzwi i weszła do pomieszczenia, a wraz z jej pojawieniem się ucichły wszelkie rozmowy.

- Nie przerywajcie sobie. - warkneła w ich kierunku. Nie miała zamiaru być oschła wobec przyjaciół, ale nie panowała już nad sobą.

- Jules? - napotkała wzrok Wandy, ale kobieta nic więcej nie powiedziała.

Dziewczyna wzięła z lodówki ser i zrobiła sobie kanapkę. Potem zabrała jeszcze kubek kawy i podeszła do stołu. Zaglądnęła przez ramię Steve'a na dokumenty leżące na biurku. Na chwilę wstrzymała oddech. To były akta śmierci Daniela. Odwróciła wzrok nim zdążyła obejrzeć zdjęcie. Usłyszała ciche westchnienie Natashy.

- Może chcesz...- zaczęła, ale Jules jej przerwała.

- Co już ustaliliście? - zapytała, a jej głos był całkowicie pozbawiony jakichkolwiek emocji.

Kapitan popatrzył na nią niepewnie, z lekkimi wyrazami współczucia w oczach. Jules jednak nie patrzyła na nikogo. Miała dość tego, że ciągle ktoś się nad nią użalał. Nie chciała niczyjego współczucia.

- Jak zginął? - to pytanie było skierowane do Tony'ego, który nagle zainteresował się aktami jeszcze bardziej, byleby tylko nie patrzeć na Moore. Mężczyzna wyprostował się na dźwięk jej głosu.

- Właściwie - zaczął, po czym chrząknął i kontynuował. - Nie jesteśmy pewni. Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że od strzału. Ale po głębszej analizie odkryliśmy wiele urazów wewnętrznych i złamań. Ktoś musiał go pobić. I to mocno.

Jules zacisnęła pieści, a następnie znów je rozluźniła. Ktoś go pobił, skatował jej brata. Zabił Daniela. I nie ujdzie mu to płazem.

- Matt. - wycedziła Moore przez zaciśnięte zęby. - Matt go skatował za to, że mu uciekłam. Nie chciałam się przyłączyć do niego, a Daniel zapłacił za to życiem. Oddał je za moją wolność.

- Nie mamy żadnej pewności, że to był on. - powiedział Clint cicho, niepewny reakcji dziewczyny.

Nastolatka wzruszyła tylko ramionami i z zupełnie obojętną miną oznajmiła:

- Nie potrzebuje żadnych dowodów. Mam pewność, że to on.

Odwróciła się i ruszyła pewnym krokiem ku drzwiom. Dopiero teraz zauważyła, że pieść zaciskała tak mocno, że rany na jej dłoni otworzyły się na nowo i już zaczynały plamić bandaż szkarłatnymi plamami. Dłonie Jules krwawiły, zupełnie jak jej serce.

- Jules! - usłyszała za sobą krzyk Maximoff . - Gdzie ty idziesz?

- Trenować. - odparła rzeczowo dziewczyna.

- A potem? - głos Natashy był niepewny, ale można było mieć wrażenie, że kobieta doskonale znała odpowiedź.

- Potem odbiorę co moje. Zapłatę za życie Daniela. A Matt będzie martwy.

Chyba powoli zbliżamy się do końca...

New AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz