Ciemność zmieniła się w jasność. Jasność jasną jak nigdy. Czułem się tak jakby ktoś robił mi zdjęcie z podwójnym fleszem stojąc milimetr ode mnie. Ta jasność była wielka i oślepiająca. Próbowałem jakoś uciec od niej ale ona tylko się zbliżyła. Chciałem krzyknąć, ale jasność zrobiła się jaśniejsza i jaśniejsza aż tak po kilku sekundach zobaczyłem coś. Nie wiedzialem co. Widziałem tylko rozmazane kątury. Jakby plamy unoszące się w białej krainie. Nie wiedziałem co się dzieje ale chciałem zobaczyć to dokładniej. Próbowałem podnieść rękę aby otrzeć oczy ale nie mogłem. Bolała bardzo. Moja lewa ręka moja biedna lewa ręka. Zobaczyłem wyraźniej. Widziałem Brownyn która pochylała się nade mną. Nie słyszałem jej ale widziałem że nerwowo wymachuje rękoma i skacze. Ma początku wydawało mi się że leżę obok ławki ale z czasem zrozumiałem że jestem w salonie obok kanapy. Nadal nic nie słyszałem ale widziałem coraz wyraźniej. Obraz stał się już zupełnie normalny i powoli powracał do mnie słuch. Najpierw słyszałem tylko smery. Potem nie wyraźnie krzyki Brownyn. A potem słyszałem i widziałem wszystko jak należy. Jednak nie czułem się najlepiej. Chciałem tylko jednego : TOWARZYSTWA
- Nareszcie się obudziłeś - powiedziała uradowana Brownyn
- Martwiłam się o ciebie - oznajmiła pani Peregrine a ja czułem się dziwnie. Nikt oprócz nich nie stał przy mnie. Straciłem nie tylko Emme ale też popularność. Tylko Brownyn, tylko ona została przy mnie kiedy byłem bliski śmierci. Wiedziałem też ze pani Peregrine najchętniej poszła by stąd sobie i zajęła się czymś innym.
To przykre że wszyscy moi przyjaciele tak poprostu mnie opuścili.
- Dziękuję Brownyn - powiedziałem próbując się naturalnie uśmiechnąć.
- Proszę bardzo- odparła - ale nie byłam sama- dodała
- Tak- usłyszałem głos i od razu wiedziałem że to nikt inny jak Milard.
- Milard to ty też tu jesteś? - zapytałem
- Oczywiście, nie zostawił bym przyjaciela w potrzebie-odpowiedział
a poczułem się lepiej. Lubie Milarda jest fajny choć czasem trochę nie higieniczny... Tak było też tym razem...
- Jacob dobrze się czujesz?- zapytała Brownyn. Chciałem odpowiedzieć że tak ale... to było by 200% kłamstwo.
- Nie, bardzo boli mnie ręka - odpowiedziałem nieśmiało ale na tyle wyraźnie żeby mnie usłyszała
- O nie, co się stało, bardzo cie boli,...
mówiła coś jeszcze ale już jej nie słuchałem. Słyszałem tylko rozmowę Medy i Enocha.
- Enoch przepraszam- powiedziała Medy
- Nic nie szkodzi- odpowiedział Enoch
- Przykro mi nie chciałam- przepraszała
- Medy naprawdę wiem że to przez przypadek- mówił
- Ale inni...- rozpłakała się a ja już ich nie słyszałem. Teraz słyszałem Emme i Viktora. Ta rozmowa wydała mi się bardziej interesująca.
- Wiesz że musisz mu to powiedzieć- wyszeptał
- Nie mogę!!!- krzyknęła
- Ale nie ma innej opcji- zauważył - w końcu sam się dowie i będziesz miała większe kłopoty. - dodał
- Wiem ale wole żeby się sam dowiedział- uznała
- Emanuello nie możesz żyć w kłamstwie
- Ależ mogę
- Ja próbuje ci pomóc - powiedział
- Wiem... ale...- już ich nie słyszałem, szkoda. Wiedziałem że chodzi o mnie ale nie miałem pojęcia o co im chodzi. Były dziwne. Pierwsza jak i druga posłuchania przeze mnie rozmowa. Czy Medy zdążyła coś narozrabrać w czasie tego jak mnie nie było? Co znowu zbroiła? I dlaczego wie o tym tylko Enoch? A co do Emmy i Viktora. Ta rozmowa obużyła mnie totalnie. Dlaczego on ten niedorzecznik nazywał jakoś dziwacznie Emme? Co oni chcą mi powiedzieć? I jakim cudem się zakochali? To było jakieś dziwne. Bardzo dziwne. Bardzo... Znowu usłyszałem kogoś głos. Tym razem nie był interesujący. Należał do Brownyn:
- Jacob słyszysz mnie?
- Co?-zapytałem
- Ocknął się... całe szczęście
- Ale o co chodzi!- chciałem wiedzieć.
- W ogóle mnie nie słuchałeś przez 10 minut. Wszystko dobrze- wolno i głośno powiedziała
- Ale co? A tak ! Co?- wyjąkałem
- Może lepiej się połóż i śpij- zaproponowała a ja żeby nie robić jej przykrości grzecznie zamknąłem oczy i udawało ze śpię.
- Szczęście - usłyszałem głos Milarda i zrobiło mi się dziwnie głupio. Nagle jakby z zupełnie innej beczki pomyślałem że nie widziałem dzisiaj Hughta. Pogoda była odpowiednia 23°C ale i tak nie poszedł na pszczoły ponieważ nie ma pszczół w listopadzie! A dokładniej 18 listopada 2016r. Biedaczek. Jak on wytrzyma bez swych małych przyjaciół przez wieczność? Chociaż zawsze szwęda się obok niego kilka pszczół bez względu na porę roku. Niepotrzebnie odbieglem od mojej pierwotnej myśli. Otworzyłem ostrożnie jedno oko żeby sprawdzić obecność. Clarie: była. Siedziała sobie przy ścianie i bawiła się lalką. Olive i Brownyn: były i bawiły się razem w berka. Medy i Enoch: byli. Słyszałem ich głosy wiec byli napewno. Emma i Viktor : nie jestem pewny czy byli ponieważ nie słyszałem ich ani nie widziałem. Horace: był. Spał w rogu pokoju. A Hughta nie słyszałem i nie widziałem. Dziwne. Naprawdę dziwne. Dziwne bo nikt tego nie zauważył... Gdy tak o tym myślałem zrobiłem się senny i... zasnąłem.Cześć mam nadzieje że wam się podobało. Piszcie komentarze. Proszę poraz kolejny! Po tym rozdziale osoby wtajemniczone ( np. karmelcia) powinny się zacząć domyślać do czego był mi potrzebny Viktor. ;)
CZYTASZ
Osobliwe ZAGMATWANIE
FantasyKolejna część z serii osobliwy dom pani Peregrine. Jak widać po samym tytule książka jest zagmatwana, więc nie wiem ile jeszcze rzeczy się w niej wydarzy... UWAGA!!! W książce mogą się pojawiać spojlery do serii o osobliwym domu pani Peregrine.