Rozdział 36

17 3 0
                                    

Miałem już tego wszystkiego dość, wiec zaczekałem aż wszyscy zasną i postanowiłem zakraść się do pokoju w którym leżał Enoch. Była 2:34. Wstałem z łóżka i cicho podszedłem do drzwi. Otworzyłem je bezszelestnie i na palcach dotarłem do celu. Drzwi stały uchylone.W środku ktoś był , bo słyszałem rozmowę. Zajrzałem do środka i zobaczyłem Finlay'a i Viktora. Pomijając już fakt, że była 2:35, jak w MOIM domu znalazł się Finlay. Zabił już Enocha, wiec czego on jeszcze szuka?!

- Słuchaj, musisz coś z nim zrobić, bo sprawy się komplikują- powiedział Viktor

- Mówiłem co już, ale widać ze muszę powtórzyć... Nie będę go ratował. To denerwujący dzieciaczek i mam ochoty go więcej słyszeć.

- Finlay... to ważne

- Może dla ciebie- odparł I wyskoczył przez okno. Ja miałem z tym większy problem...

- Czekaj! A co z naszym planem?- krzyknął za nim.

Usłyszałem kroki w stronę drzwi wiec odszedłem kilka kroków.
Kiedy chłopak poszedł, wszedłem do pokoju w który był Enoch. Pomieszczenie było małe, ale bardzo przypominało wyglądem pokój w którym kiedyś przebywał Viktor. Enoch nieruchomo leżał na łóżku. To musiał być akurat on?! Zginąć mógł przecież Viktor. Jego nie byłoby mi tak szkoda. Podeszłym do okna. Zobaczyłam przez nie ciemność oświetlona przez jedną lampę. Padał deszcz wiec Finlay był mokry. Przynajmniej taka kara go spotkała...
Nagle podskoczyłem. Ktoś otworzył drzwi. Nie usłyszałem szyderczo śmiechu, ani ,, Hej przyjacielu", wiec to nie był ani Finlay, ani Viktor. Powoli się odwróciłem. Za mną stała Medy, co ani trochę mnie nie pocieszyło. Miała coś w ręce, wiec nie przyszła tu bo kogoś usłyszała. Jej mina wskazywała na to, że się mnie przestraszyła.

- Hej Medy, nie powinnaś spać?- zapytałem chcąc przerwać niezręczną ciszę.

- A ty?

- Yyyyyyy... Ja muszę pilnować Enocha. Pani Peregrine mi kazała- skłamałem

- Nie mam nic przeciwko - odparła- Gdyby to była prawda- dodała szybko.

- Dobra, po prostu powiedz co chcesz

- Nie twoja sprawa... możesz już iść. Ja... yyy... pożegnam się z Enochem... słyszałam, że nie ma już dla niego ratunku- myślałem, że zaraz się popłacze wiec, wyszedłem z pokoju. Zostawiłem otworze drzwi, żeby widzieć co robi. Musiałem mieć pewność, że Enoch jest bezpieczny. Medy powstrzymują się od płaczu wzięła rzecz która trzymała w ręce. Była nią buteleczka podobna do tej w której trzyma się ambrozje. Po chwili zastanowienia otworzyła ją, a ja zrozumiałem, że to jest dobry moment, żeby wejść do środka.

- Medy co ty robisz?!- starałem się mówić jak najciszej, ale chyba nie do końca wyszło.

- Jacob, to nie tak jak myślisz... ja chcę go tylko uratować- powiedziała zakręcając buteleczkę

- Medy... ja wiem, że coś knujecie z Viktorem I jak się okazało z Finlay'em, ale nie rób głupstw

-Ty nic nie rozumiesz... spędziłam chyba z 3 dni na szukaniu ratunku dla Enocha. Nic nie znalazłam, a pani Peregrine mówiła, że ambrozja może pomóc...

- To niebezpieczne. Po co ty to robisz?!- zapytałem oburzony.

-Kiedy ty przyszedłeś z martwym Enochem uznałam, że muszę rzucić to wszystko. Przez nich dzieją się same źle rzeczy. A ja tylko chciałam poznać mamę...-rozpłakała się i chciała wyjść, ale ja zatorowałem jej drogę.

- Czekaj... ale co się dokładnie stało?

- A obiecasz, że nie będziesz miał już do mnie pretensji i będę mogła działać po waszej stronie?

- Jasne...- odparłem

- Nie wiem co się stało, ale odkąd Enoch wyszedł tamtego dnia zaczęło mi go brakować... nie chce już pomagać chłopakom, bo to przez nich Enoch nie żyje...-odparła już trochę wolniej. Wtedy coś zrozumiałem.

- Medy... nie powinno cie tu nie być?- zapytałem

- Nie wyszłam z pętli tamtego dnia, żeby zgnieść twój dom. Zrobiłam to tutaj. Musiałam być punktualna. Uczyłam się tego bardzo długo... Zrobiłam to tylko dla Enocha.- odparła zadowolona i poszła. Coś mi nie pasowało, ale nie wiedziałem co...


Hej!

Dawno nie było czegoś z Medy... prawda

Osobliwe ZAGMATWANIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz