Rozdział 21

64 5 1
                                    

Cieszyłem się bardzo że znalazłem nowy osobliwy świat jednak teskinłem za panią Peregrine. Dzieci które stały prze mną widziałem pierwszy raz w życiu, a z tamtymi byłem bardzo związany... Nie mogłem pogodzić się z losem. Z jednej strony wydawało mi się że wszystko jest w porządku, jednak z drugiej było zupełnie inaczej. Stojąc tak i wpatrując się w niedużą gromade dzieci, nie czułem się jak w domu. Wszystko było tu obce, nieznane, ale tak też było kiedy poraz pierwszy przegroczyłem próg osobliwego sierocińca. Nie chciałem tu zostać, ale musiałem, a przynajmniej wolałem to, niż włuczenie się po lesie. Pani Jelly była miła, dzieci w większości wesołe ale im dłużej tak stałem tym bardziej wydawało mi się, że nie pasuje do tej pętli, jednak nie chciałem po sobie tego pokazać. Wtedy przypomniało mi się, że Frank umie czytać w myślach, więc momentalnie pomyślałem o czymś innym. O czymś zupełnie innym... Myślałem o moich rodzicach. Nie chciałem być w tej chwili smutny wiec i ta myśl odeszła w zapomnienie.
- Finlay weź Jacoba do swojego pokoju.- poprosiła radosna Jelly
- Musze...- zapytał z nadzieją, która szybko przepadła
- Jest mniej więcej w twoim wieku. - odparła, a ja zacząłem zastanawiać się nad tym ile on ma właściwie lat. Finlay poszedł korytarzem a ja pobiegłem za nim. Chciałem żebyśmy byli przyjaciółmi.
- Gdzie idziemy?- zapytałem jak gdybym był głupi
- Nie zadaje się z beczkowcami- rzucił
- Z czym?
- Z takimi pal... - przerwał- osobami jak ty. Nie odezwałem się. Uznałem że Finlay jest podobny charakterem do Viktora. Doszliśmy do drzwi. Były ogromne, czarne i brudne. Pszeszedł mnie dreszcz. Weszliśmy do środka i w tej samej chwili chciałem wyjść. Wszystko było tam mroczne. Czarne ściany, fiolki z płynami, jakby mała pracownia chemiczna. Na dodatek pokój był słabo oświetlony, a w rogu stało szare łóżko. Stanąłem a Finlay odwrócił się i popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Co? Nie idziesz dalej?- zaśmiał się. Nie wiedziałem co powiedzieć.- Ha! Wiedziałem- ucieszył się. Obraziłem się na niego, ale nie chciałem pokazać że się tego wszystkiego boje. Przy następnej okazji postanowiłem odpowiedzieć. Finlay usiadł na krześle i popatrzył na mnie. Przypatrywał się mi przez dłuższy czas. Chciałem coś mądrego powiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- Ile ty masz właściwie lat? - zapytał i przymrużył oczy
- Ja?
- Tak a kto? Czy jest tu ktoś jeszcze?- krzyknął zdenerwowany
- A więc ja. Ja mam...- przerwałem
- Ty masz.... ile lat- ,,pomógł mi"
- Mam 17 lat- odparłem poważnie i dumnie
- siedemnaście?!- zaśmiał się
- Tak...- wyjąkałem
- Zabawne... to naprawdę jesteśmy w tym samym wieku...- śmiał się cały czas- Ja mam 272 i urodziłem się w 1745. A do tej pętli przyszedłem w 1762 i żyję już w niej 255 lat... Zabawny z ciebie beczkowiec...
- Ale ja mówiłem poważnie- odparłem, ale on śmiał się jeszcze głośniej. Nie mogłem już tego wytrzymać! No nie mogłem! Chciałem wyjść z tego pokoju i domu, ale wolałem żyć. Nie wiem jak długo stałem tak i czekałem aż się w końcu ogarnie, ale jestem pewien że bardzo długo. Nagle przestał i wstał. Zrobił poważną minę i szybko wyszedł z pokoju. Zdziwiło mnie jego zachowanie. Przestraszył się mnie? Raczej wątpię... a więc po co tak prędko opuścił swój pokój? Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem fiolke. Nie była to jednak zwykła fiolka. W środku był zielony płyn. Podszedłem bliżej u przeczytałem napis:
ZABÓJCZE CIASTECZKA. Przypomniał mi się moment jak ja takie ciastko ugryzłem. Poczułem jeszcze większy gniew na Finlay'a. Nagle usłyszałem skrzypniecie drzwi, wiec sprintem wróciłem na moje wcześniejsze miejsce. Wszedł Finlay i uśmiechnął się do mnie.
- Kolejna osoba do załatwienia- westchnął i podszedł do miejsca gdzie ja wcześniej stałem. Wziął fiolke na którą przed chwilą patrzyłem i zaczął coś mieszać, przekładać, brać do ręki. W końcu wyjął z szawki ciastko i polał je miksturą. Wziął przysmak i wyszedł. Pomyślałem o osobie, która zostanie zatruta i zrobiło mi się jej żal. Chciałem jej jakoś pomóc, ale nie miałem pojęcia jak dojść do saloniku. Stałem tak i myślałem o tym biednym człowieku, który zostanie zabeczkowany. Po dłuższych namysłach uznałem, że przecież nikt oprócz osobliwców i upiorów nie wejdzie do pętli. A że większe prawdopodobieństwo, że to osobliwiec, zrobiło mi się jeszcze bardziej tej osoby żal. Rozumiem, że ludzie (i nietylko) lubią być bezpieczni, no ale bez przesady. W tej chwili moje rozmyślania przerwał Finlay, który właśnie wszedł do pokoju.
- No i załatwiona- zaśmiał się
- Załatwiona?
- Tak. Tym razem dziewczyna
- Dziewczyna
- No tak! Czy ty mnie nie rozumiesz?
- Przepraszam...
- Beczkowcy już tacy są. Ale szkoda że ona tak skończy... Wydawała się całkiem, całkiem...
- Co? A była w moim wieku, no przynajmniej z wyglądu
- Chyba tak- odparł i zajął się swoimi sprawami. Byłem już prawie pewny że chodzi mu o Emme.

Cześć! Mam nadzieje że wam się podobało.
Chciałabym bardzo podziękować karmelcia za to że chciała ( sama z siebie) policzyć wszystkie lata związane z Finlay. Dzięki! ☺
Pa! ( I miłego ostatniego majówkowego dnia!)

Osobliwe ZAGMATWANIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz