Zapadła cisza. Wszyscy przez kilkanaście sekund wpatrywapi się w miejsce gdzie chwilę temu poszedł Viktor. Później po kolei odwracali głowy patrząc na mnie.
-Jacob? Ty mówisz prawdę?- zapytała lekko zdezoriętowana Clarie.
- A po co mniałbym was oszukiwać? Nie pamiętacie już jak was uratowałem? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. - Czy nikt z was naprawdę mi nie wierzy?!
- Ja już sam nie wiem- odparł Millard którego wcześniej nie zauważyłem.
- Dobra. Nie będę was namawiać. Najwyżej pętla się zamknie a was zabije ogromny bawół. Róbcie bo chcecie. Wychodzę jutro o 16:30. Wezmę i pomogę tym którzy będę stali przy drzwiach gotowi opóścić mój dom. - powiedziałem lekko poddenerwowany i udałem się do swojego pokoju.
Usiadłem na łóżku i pomyślałem o tym co się właśnie stało. Dlaczego nikt mi nie wierzył? Ja przcież chce ich tylko uratować...
Pogrązyłem się w takich myślach tak bardzo, że nie zauważyłem jak Sophie weszła do mojego pokoju. Zobaczyłem ja dopiero kiedy usiadła obok mnie.
- Jake? Wszystko ok?
- Nie.- powiedziałem pewnie. Wstałem z łóżka i usiałem na krześle.
- Dobrze zrobiłeś- powiedziała próbując mnie chyba pocieszyć.
- Sophie. Ja wiem, że ty masz o wiele ciekawsze rzeczy do roboty. Po co ty do mnie przychodzisz?- zapytałem zmierzył zmieniajac temat.
- Bo się o ciebie martwię!- krzyknęła. Chciałem coś powiedziać, ale nie zdążyłem bo dziewczyna zaczęła gadać dalej.- Zachowujesz się jak gdybyś chciał się zabić. Zamykasz się w swoim pokoju. Nie potrawisz działać w trudnej sytuacji. Nie chcesz najwyraźniej tego zmienić bo zamykasz się w swoim pokoju. Naprawdę nie wiem czy przeżyłbyś te 24 godziny gdybym ci nie powiedziała co musisz robić. - Nabrała wdech żeby mówić dalej, ale jej przerwałem.
- Nasz rację.- powiedziałem cicho.
Sophie popatrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem. - Dziękuję.- powiedziałem już głośnuej. Wstałem z krzesła i podszedłem do niej.- Uratowalas mnie. Dziękuję.- powtórzyłem. Dziewczyna najwyraźniej nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Kiedyś potrafiłem przekonać wszystkich mówiąc jedno słowo a teraz...
- Nie pogrążaj się. Zostańmy przy tym, że jest i będzie dobrze...
- Masz rację- odparłem i ja przytuliłam.- Naprawdę mnie uratowałaś.
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły.
Odskoczyłem gwałtownie od Sophie i o mały włos nie uderzyłem się w głowę o szafę.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale chciałbym porozmawaiać z Jacobem- powiedział Millard.
Sophie wyszła z pokoju, a ja zostałem z Millardem który zapewne zaraz zacznie mi wykładać o tym jakim ja to jestem oszustem.
- Wierzę ci.- powiedział zanim zdążyłem go o cokolwiek zapytać.- Tylko za bardzo nie rozumiem po co to wszystko.- dodał.
- Zamknie się pętla. Rozumiesz? Dlatego musimy uciekać.
- To rozumiem. Bardziej nie mogę pojąć tego co zrobimy z Enochem.
- Mam już pomysł-sklamałem. Tak naprawdę kompletnie nie wiedziałem co zrobić i jak powiedzieć wszystkim o tym, że Medy też jest otruta.
Pani Peregrine na pewno wiedzialaby co zrobić, chociaż w sumie z drugiej strony dobrze, że jej tu nie ma.
- Chciałem ci jeszcze powiedzieć że tylko Brownyn, Viktor no i chyba Medy wzlekają z decyzją. Swoją drogą nie widziałem jej już chyba tydzień. Wiesz gdzie jest?
- Nie- znowu skłamałem.- Pewnie łazi gdzieś z Finlay'em.- dodałem.
- Ja już idę. Muszę się spakować. Mam nadzieję, że Brownyn pojedzie. Sam nie uniose wszystkich moich książek.- powiedział i wyszedł.Hej!
Krótki rozdział też jest rozdziałem. Proszę nie narzekać!
CZYTASZ
Osobliwe ZAGMATWANIE
FantasiaKolejna część z serii osobliwy dom pani Peregrine. Jak widać po samym tytule książka jest zagmatwana, więc nie wiem ile jeszcze rzeczy się w niej wydarzy... UWAGA!!! W książce mogą się pojawiać spojlery do serii o osobliwym domu pani Peregrine.