Rozdział 33

40 6 9
                                    

Usiedliśmy wszyscy na kanapie. Dzieci zaczęły mnie wypytywać o milion rzeczy. Bardzo się z tego powodu cieszyłem, ale musiałem zaczekać z odpowiedziami, bo pani Peregrine kazała nam się uspokoić, bo musiała zresetować pętle. Patrzyłem na bawoła, który miał wbiec w dom. Myślałem że zaraz się popłacze. To z jednej strony była bardzo przykra sytuacja, a z drugiej bardzo piękna bo widziałem to pierwszy raz od kilku miesięcy.
Po resetacji wszyscy znowu zaczęli zasypywać mnie pytaniami. Nie chciałem odpowiadać na wszystkie, wiec opowiedziałem z grubsza całą moją historie. Pominąłem fakt, że Finlay mnie zatruł i gnębił, ale to tylko dla dobra mojego i pani Peregrine. Kiedy doszedłem do tego, że spotkałem panią Jelly moja ymbryna zrobiła dziwna minę i zaprosiła mnie do siebie po mojej opowieści. Kiedy skończyłem podszedł do mnie Milard (miał ubranie) i poczułem jego rękę na ramieniu.
- Żal mi cię...- powiedział ze smutkiem
- Nie, Milard wszystko juz jest dobrze...- wytłumaczyłem mu
- Wiem, że chciałeś żebyśmy się nie martwili i nam nie powiedziałeś, ale jestem pewien, że ten chłopak Finlay?  Tak? Cię zatruł...
- Milard... nie, on był dla mnie jak przyjaciel
- Jacobie...nie oszukuj, znam się na takich sprawach i wiem, że byliście wrogami i na 100% cie zatruł i coś ci zrobił.
- No nie... zrozum
- Nie umiesz kłamać...- stwierdził Milard
- No dobra racja... sorki, ale nie chciałem żebyście wszyscy wiedzieli. Finlay faktycznie mnie zatruł, ale to chyba nic poważnego, bo nie mam żadnych obiadów...
Wtedy przypomniałem sobie rzeczy  które wiedziałem a ich nie było, albo które były a ja ich nie widziałem...
- Jacob!- powiedział głośno Milard
- Tak tak- odparłem i zgodnie z wczesniejszą umową poszedłem do pani Peregrine. Szedłem wolno, bo nic mi się nie chciało. Kiedy dotarłem do drzwi zapukałem i wszedłem nie czekając na pozwolenie. Nikogo nie było w środku, ale usiadłem na jednym z krzeseł. Czekałem, czekałem.... ale ymbryna nie przychodziła. Popatrzyłem na stolik postawiony w rogu pokoju. Była tam bardzo gruba księga. Podszedłem do niej. Była purpurowa z napisem ,, LEKSYKON YMBRYNEK". Zaciekawiło mnie to. Otworzyłem ją i zacząłem szukać wszystkie znane mi ymbryny. Nie dowiedziałem się niczego nowego, ale taka książka mogłaby być przydatna. Przypomniałem sobie o pani Jelly i postanowiłem jej poszukać. Jakimś dziwnym trafem nie mogłem jej znaleźć... Zacząłem szukać po zdjęciach. Tez tam jej nie było. W końcu uznałem, że muszę sprawdzić w kopercie która była na końcu księgi. Koperta była czarna. Wyciągnąłem z niej około 15 kartek. Zacząłem szukać, ale nazwiska nigdzie nie było... później patrzyłem po zdjęciach. W końcu znalazłem. Przeczytałem:
   
           BECE a CLANGULA

Zamienia się gołębia. Nie ma założonej   pętli. Żyje z 72 podopiecznymi (nie wszyscy są osobliwi). Przeszła na złą stronę

Nic więcej o niej nie wiadomo...

To była ymbryna która miała chyba najtrotszy zapis w tej księdze. Nie Zdziwił mnie fakt, że pani Jelly a raczej pani Clangula  Przeszła na złą stronę. Wiedziałem to od razu, ale nie posadził bym ją oto, że nie ma pętli. Najbardziej Zdziwił mnie fakt, że w domu pani Jelly jest 72 dzieci. Ja widziałem tylko około 7 osób. To naprawdę dziwne...

Pani Peregrine nie przychodziła, wiec poszedłem do salonu. Stali tam wszyscy razem z ymbryna. Podbiegłem do nich i zobaczyłem co, a raczej kto był ich obiektem zainteresowań. Zobaczyłem przez ramię Olive. Na kanapie był oczywiście Enoch. Milard siedział przy książce i czegoś szukał.
- Masz już?- zapytała zniecierpliwiona pani Peregrine
- Mam, ale to chyba nie zadziała... trzeba by było zrzucić Enocha z wysokości minimum 500m, a to się wiąże z nie najlepszymi konsekwencjami...
- Nie ma nic więcej?- zapytała wystraszona Clarie
- Poszukam - odparł I zapadła cisza ciągnąca się przez następne 5 minut. Trzęsły mi się ręce, bo bylem przestraszony i denerwowałem się tym, że Enoch zostanie martwy już na zawsze.
- Można by było jeszcze wypróbować trik z zamknięciem  pętli, bo w sumie już raz się udało...- zaproponował Milard cały czas kartkując książkę.
- To za bardzo ryzykowne- uznała ymbryna . Olive i Clarie zaczęły płakać.
- Dlaczego... ja nie chce- żaliła się Olive
- Musimy go jakoś uratować!!!- płakała Clarie. Pani Peregrine pocieszała je, ale widać było że sama też się bardzo denerwuje.
- Jest!- ucieszył się Milard. Podeszła do niego ymbryna i zrobiła bardzo dziwną i wystraszoną minę. - To już ostatni sposób- dodał chłopak...
- Wiem... a więc musimy to zrobić...- powiedziała ymbryna- Uwaga dzieci. Proszę wszystkich oprócz Emmy, Jacoba, Viktora, Milarda,... no i.... Medy żeby oposcili to pomieszczenie  i udali się do swoich pokoi.- ogłosiła. Dzieci oddaliły się bez pytań.
- Moi drodzy. Jest tylko jeden w miarę bezpieczny sposób żeby uratować Enocha. Musimy mu... musimy...- zacięła  się ymbrynka.- Musimy mu podać... am... am...anbrozje... lub... albo... trochę oooo...osobliwej duszy- powiedziała zdruzgotana pani Peregrine.- To nasz jedyny ratunek...- wyjąkała i wyszła. Ja patrzyłem jeszcze długo na Enocha bliski płaczu. W końcu nie wytrzymałem, usiadłem przy fotelu i zacząłem płakać. Enoch był przecież moim przyjacielem tak bliskim jak rodzina...

Cześć! Podobało się? 
Jak myślicie co będzie z Enochem?
Dostanie ambrozje?

Osobliwe ZAGMATWANIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz