"Przecież mogło być tak pięknie... Nie, wróć nigdy nie mogło być pięknie... Byłam... Jestem... Będę... Skazana żyć na dnie Pieprzonych Naiwnych Nadziei..."
*zabraniam plagiatów
*wszelkie podobieństwo do innych fanfiction nie jest kopią
Po długich przemyśleniach za i przeciw zostałam wczoraj w domu i nie byłam w żadnym spa. Dzisiaj powatrzam czynność ze wczoraj. Palę już kolejną paczkę papierosów i zapewne będę musiała iść po kolejną do sklepu, co jednoznaczne z tym, że będę musiała stąd wyjść. Od wczoraj siedzę na fotelu i nic nie robię. Nie wiem nawet która godzina. Nie spałam, nie jadłam, nie piłam... Nic nie robię tylko się niszczę. Siedzę tak w ciszy, nikt mi nie przeszkadza, może ich nie ma. Nie pamiętam, żeby mieli gdzie kolwiek jechać.
Z zamyśleń wyrwały mnie czyjeś kroki. Ktoś tu wchodził. Jeden stopień za drugim. Liczyłam je, bo co miałam robić. Nagle zorientowałam się, że mam butelkę pełną petów i paczkę po fajkach obok mnie. Zerwałam się szybko z fotela, ale odrazu usiadłam, bo zakręciło mi się w głowie. Wstałam jeszcze raz. Podeszłam do drzwi i je zakluczyłam. Kroki ustały. Otworzyłam okna. Pobiegłam do łazienki i odkręciłam kran w wannie. Wyszłam szybko z łazienki i zaczęłam sprzątać. Pościeliłam łóżko, wyrzuciłam śmieci i wzięłam wszystkie brudne rzeczy do kosza na bieliznę. Pobiegłam do drzwi, ten ktoś chyba zrezygnował. Weszłam do łazienki i zatkałam wannę korkiem. Nalałam wody na trzy czwarte pojemności i wlałam płyn do kąpieli o zapachu czekolady z pomarańczą. Rozebrałam się i weszłam do wody. Tego mi brakowało.
Wyszłam z wody po długim czasie, owinęłam się ręcznikiem, a z włosów spadały mi krople wody. Udałam się do garderoby i wybrałam dzisiejszy ubiór. Osuszyłam ciało, a na włosy założyłam turban który miał pochłonąć wodę (nie wiem jak to się nazywa~aut.). W samej bieliźnie i z ubraniami w ręku poszłam do łazienki zrobić makijaż.
***
Mój pokój wyglądał dobrze, ja z resztą też:
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Mogłam spokojnie wyjść stąd. Zabrałam moją torbę, założyłam buty, płaszcz i wyszłam z pokoju. Zakluczyłam drzwi i zeszłam powoli na dół. Rozejrzałam się wszędzie gdzie to możliwe, ale nikogo nie było. Miałam już wychodzić kiedy uslyszałam głos za sobą.
-Gdzie idziesz?-Zapytał Leondre.
-Do sklepu.-Stanelam przodem do niego.
-Naprawdę?
-Naprawdę co?-Dopytałam.
-Chcesz cały czas się tak mijać?
W życiu bym nie pomyślała, że o to spyta.
-A co mi innego zostaje?-Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Jezu El, zostaliśmy sami z naszego grona znajomych, a ty naprawdę chcesz spędzić ten tydzień sama?-Znowu zadał pytanie.
-Z mojego grona znajomych, ty masz wielu znajomych Leo, po za tym nie mam z kim spędzać tego czasu-uśmiechnęłam się smutno.
-Czy ty jesteś tak głupia, czy tylko udajesz?-Podniósł jedną brew.
-Czy ty musisz być taki nie miły?-Zapytałam retorycznie.-Cześć.
Wyszłam z domu i trzasnęłam drzwiami. Chwilę później obok mnie szedł Lender. Nie chciałam z nim iść do tego sklepu, ani nigdzie więcej.
-To gdzie idziemy?-Odezwał się po chwili ciszy.
-Do sklepu, już ci mówiłam.
-To wiem, ale gdzie jeszcze?-Dopytał.
-Nie wiem. Chciałam iść po prostu po zapas fajek, skoro mam siedzieć u siebie przez tydzień.
-Serio musisz być tak upierdliwa?
-A co ty myślisz Devries?-Zatrzymałam się, a on powtórzył mój gest.-Nie jestem taka, jaką by wszyscy chcieli, żebym była. Zawsze byłam anty społeczna i...
Nie skończyłam, bo Leondre przyciągnął mnie do siebie, a chwilę później przejechał za mną rowerzysta.
-Jesteś idealna jak dla mnie-usłyszałam po chwili.
Patrzyłam w jego czekoladowe teczówki i nawet nie zauważyłam kiedy Leo musnął delikatnie moje usta. Chciał mnie normalnie pocałować, ale zdążyłam się opanować.
-Co ty odpierdalasz Devries?-Zapytałam odpychając go od siebie.
-Przepraszam, ja tylko...
-Nie tłumacz się idioto, tylko chodź do tego sklepu-uśmiechnęłam się do siebie i pociągnęłam go za jego bluzę.
***
-Dziękuję. Dowidzenia-uśmiechnęłam sie do ekspedientki i wyszłam ze sklepu, a tam czekał na mnie Leo.
-To gdzie teraz?-Zapytał znowu.
-Do domu, jestem głodna-powiedziałam i ruszyłam przed siebie, a blondyn za mną.
Doszliśmy do domu. Leo otworzył drzwi i mnie przepuścił. Poszłam zanieść rzeczy na górę do siebie, wzięłam fajki tylko do kieszeni z zapalniczką i zeszłam do kuchni. Leo już tam był i siedział przy blacie na wyspie kuchennej.
-To co jemy?-Zapytałam podchodząc do lodówki.
-Co chcesz. W sumie ja nie jestem głodny.-Wstał i chciał wyjść, ale go zatrzymałam.
-Leo czekaj. Jeżeli chodzi o to co sie wydarzyło to...Ja po prostu uznałam, że to żart-wypaliłam.
-Tak właśnie to był jebany żart-znowu chciał odejść.
-Leondre!-Krzyknęłam.
-Nie krzycz-zbulwersował się.
-Chodź. Zapalimy, pogadamy, posiedzimy na zewnątrz, trzeba korzystać, jak jest w miarę ciepło.
-Ugh...No dobra. Chodź-podszedł, złapał mnie za rękę i splótł nasze palce, nie opierałam sie, bo było mi to całkiem na rękę. (to brzmi jak taki troche suchar; lols~aut.)
Wyszliśmy na dwór i poszliśmy do ogrodu na ławkę bujaną. Myślałam, że będzie mi cieplej, ale było mi okropnie zimno. Nie chciałam dać tego po sobie poznać, więc nic nie mówiłam. Ogólnie siedzieliśmy w ciszy, każdy paląc swojego fajka.
-Wiesz...-Odezwaliśmy się w tym samym czasie.
-Ty pierwszy-powiedziałam stanowczo.
-Nie. Ty pierwsza-uśmiechnął się.
Nie zauważyłam wcześniej tego, ale Leo ma naprawde uroczy uśmiech. Mogłabym zabić, za to żeby uśmiechał się tylko dla mnie i cały czas.
-El? Słyszysz?-Zapytał Leo, wyrywając mnie z myśli o jego uśmiechu.
-Tak. Już. Ale co?-Zgubiłam się.
-Mówię, że możesz zacząć-uśmiechnął się znowu, a ja poczułam dziwne uczucie w brzuchu. Odwróciłam wzrok, żeby to minęło, ale to nic nie dało.
-Zimno mi. Moglbyś mi przynieść bluzę?-Palnęłam bez chwili zastanowienia.
-Yy...Jasne już idę-widocznie posmutniał.
Zniknął mi z pola widzenia, a ja w tym momencie nie wiedziałam co robić, nie gadałam z nim kilka dni, nie widzialam ponad dzień, a już tyle się zmieniło. Podoba mi się Devries i najgorsze, że odczuwam to całą sobą, kiedy tylko go widzę.