Za drzwiami była niewielka knajpka dla żołnierzy. Kilku siedziało przy stole i piło, a jeden leżał na ziemi.
- Aaaale Jasek... *hik* zezgonował... - wymamrotał inny, też prawie leżący.
Wiśnia chciał odpić całą sytuację, więc poprosił o słoik whiskey.
Położył pudełko dobrych zapałek na ladzie, wziął słoik do ręki i zaczął pić. Ohydne, gorsze niż podróba z czasów przedwojennych, ale działało. Po paru słoikach już zakręciło mu się w głowie. Pan mu zaproponował jeszcze. Wziął i już nie mógł. Zwymiotował.
- Co ty robisz, niedojebku? Oszalałeś? - krzyknął barman.
- *Hik*, przepraszam... Myślałem, że jeszcze wciągnę...
- Myślałeś? I co mi teraz, ku*wa, z twojego myślenia? Bierzesz mokrą szmatę z kąta i myjesz, bo się lakier odbarwi i ta podłoga będzie do niczego!
- Ta, ta... Już... - Wiśnia posłusznie, zataczając się poszedł do rogu po mokry kawał brudnego materiału i wrócił myć.
Po paru godzinach drzemki na ławce przyszła do baru jeszcze jedna osoba. Usiadła obok Wiśni i spojrzała na "kartę". Jej wzrok zatrzymał się na whiskey.
- Nie bierz, bo się zrzygasz...
- A, dzięki. To chyba nic nie biorę. Jestem Płomień, a ty?
- Wiśnia, miło mi poznać... Auuuu - podali sobie ręce.
Płomień był młodym, chuderlawym człowiekiem, a jego przydomek wziął się od jego ogniście rudych włosów, bo tak ogólnie to nazywał się Krzysztof Łokieć, nazwisko po matce bo tylko ona przeżyła Atak. Płomień miał podczas niego 3 miesiące. A Wiśnia? 13 lat. Była różnica, ale się zaprzyjaźnili.
- Co ty tak stękasz co chwilę? - spytał Płomień.
- Aaaa... Jestem tu od kilku godzin, napiłem się trochę, przespałem się i teraz mam kaca-potwora... Ja pier*olę...
- Phi, to ty nie wiesz co to picie. Barman! Dawaj trzy słoiki whiskey!
- Na twój rachunek?
- Cóż... Jeżeli wypiję je w mniej niż pół minuty i nie umrę, to na rachunek tego tu Pana - wskazał na Andrzeja.
- Stoi - odparł Wiśnia, gdy barman przysunął trzy słoiki.
Płomień uśmiechnął się pod nosem i zaczął pić. Wypił pierwszy słoik w 10 sekund
- 10... 11... - liczył Andrzej
Kolejny słoiczek poszedł w 8 sekund.
- 18... 19...
Ostatni poszedł w ruch.
- 20... 21... 22.. 23... 24... 25... 26... 27
- Jest! Jest! *Hik*, jest! - zawołał radośnie Płomień.
- Ku*wa... Drań... Masz tu zapałki sztormowe, barman, i się wypchaj... - mruknął Wiśnia.
- Hehe... Polubiłem cię. Musimy częściej razem pić. Mieszkasz gdzieś?
- Wolne Enklawy, bunkier pod Damrota 13A.
- Gdzie?
- Schron pod szarym domem obok starych koszy na śmieci, przy ulicy Damrota, powiedzą ci.
- Tylko... Ja nie za bardzo... Nie mogę iść prosto do ciebie.
- Czemu?
- Widzisz... Urodziłem się 3 miesiące przed Atakiem... I nie wiem, jak wygląda Powierzchnia.
- Taki stary chłop i nigdy gołego nieba nie widział?! Czekaj... A ty gdzie mieszkasz? Mogę Ci pomóc spełnić marzenie.
- Tuż przy granicy Wolnych z Nowym Watykanem. Popytaj o rudego hodowcę grzybów, to Ci powiedzą.
- Grzyby hodujesz? Niby gdzie?
- Na stopach, ku*wa, no przecież że na hodowli.
- W Watykanie są takie?
- Pewnie, przyrządzamy je na każdy sposób.
- A na maśle macie?
- Na maśle, w przyprawach, same, z robakami, duszone...
- Jezu, ale żeś mi smaka narobił.
Do baru wszedł ostatni przesłuchiwany razem z przesłuchującym ich wszystkich żołnierzem.
- Dobra, wszyscy się zamknąć! Ci co mają swoje domostwa, niech do nich idą! Ci co stracili je podczas walk, niech tu zostaną, zostaną im przydzielone tymczasowe.
Wiśnia wstał, pożegnał się z Płomieniem i poszedł.
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...