Na śniadaniu atmosfera była wyjątkowo napięta. Dziś miał być dzień, kiedy Schron 15 zostanie opuszczony na długi czas, niektórzy jego mieszkańcy zrobią to nawet pierwszy raz na taką odległość i skalę. Alianci mieli opuścić okopy i zabrać się za otwartą walkę z IV Rzeszą. Po zjedzeniu grzybowej (ponownie!) i wzięciu ostatnich rzeczy z pokoi padła komenda:
- W DWUSZEREGU FRONTEM DO MNIE ZBIÓRKA! RAZ! DWA! TRZY! CAŁOŚĆ, BACZNOŚĆ! SPOCZNIJ! KOLEJNO, ODLICZ!
- Raz!
- Dwa!
- Trzy!
- Cztery!
I tak do sześćdziesięciu sześciu. Padł rozkaz założenia kombinezonów i masek, które każdy dostał (oprócz wrocławskiej trójki i żołnierzy Garnizonu, którzy mieli własne). Cała armia wyglądała... Delikatnie mówiąc, żałośnie. Ale już niedługo pierwsza walka miała zacząć ich hartować. Następnie każdy otrzymał prowiant, maczetę (a młodsi noże) i kuszę (młodsi proce) i kołczan z zapasem strzał (młodsi worki z kamykami). Oczywiście nie obyło się bez torby na maskę z dodatkowymi filtrami. Cały sprzęt został wydany. Nie było już co zabrać, Schron był ogołocony. Wszystko jest zabrane na wyprawę.
- Wchodzimy siódemkami do windy! Ja odliczam ludzi! Raz, dwa, trzy...
- Boisz się? - szepnęła Alicja do Wiśni
- Trochę... - odparł zapytany
- ...Siedem! Zamykam drzwi!
Metalowe drzwi się zasunęły i winda zaczęła ruszać na górę. Po chwili zjechała, pusta. Weszła następna siódemka, i następna, i następna. Nadszedł czas na grupę, gdzie byli Wiśnia i Płomień, dziewczyny zostały jeszcze w podziemiu.
- Cykorek? - spytał Wiśnia
- Co? - odparł Płomień
- No czy się boisz?
- Aaa... Chyba nie. U twojego boku tyle popieprzonych walk przeżyłem, że się przyzwyczaiłem. Poza tym chcę się zemścić na tych skurwielach, co prawie odebrały mi Wstęgę...
- Wierzę ci. Ja się chcę zemścić za prawie odebranie mi moich przyjaciół, za wszystkich zabitych podczas ataku na Wolne Enklawy, za helikopter i w ogóle...
- Aha...
Dojechali na górę. Drzwi się rozsunęły i dopadł ich mroźny, przeszywający wiatr oraz płatki szarego, lepkiego śniegu.
- Ale mróz... Dawno już tu nie byłem - mówił przez maskę Płomień.
Stanęli do szeregu ludzi z plecakami, bronią i w grubych kurtkach chroniących ich przed zimnem i zabójczym promieniowaniem. Wyszkowiak podszedł do interkomu, powiedział "Janek, wyłącz generatory" i otworzył drzwi ostatniej partii ludzi, wśród których była dziewczyna Wiśni i ex-dziewczyna Płomienia. Wszyscy ustawili się w dwuszeregu. Z windy ostatni wyszedł Janek, zamknął drzwi i do zamka włożył kluczyk, przekręcił, ze szary poleciała para. Były to drzwi hermetyczne, a powietrze spomiędzy skrzydeł tychże drzwi zostało wypchnięte i zassało się. Drzwi były zamknięte.
- Dobra, wszyscy się ustawili? Dobrze, w takim razie mamy dwie godziny na dojście do Bydgoszczy, tam zatrzymujemy się w systemie bunkrów należących do neutralnej frakcji handlowej Kręgu Miedzi. Przygotowujemy się, a następnie przypuszczamy atak na bazę Piłsudski-1b, według planu, zrozumiano!? - krzyczał kapitan Wyszkowiak
- Tak jest! - odkrzyknęli wszyscy
I wyruszyli, szurając buciorami po śniegu, który zasypał autostradę. Sama autostrada była smutnym widokiem, cała grupa szła na prawym pasie, bo lewy był zastawiony zaspami, pod którymi ukrywały się samochody pełne zwłok. Na prawym pasie zaś nie było niczego, tylko warstwa śniegu i lodu. Pewnie dlatego, że tuż przed Atakiem wszyscy uciekali z miasta. Tak było nawet kiedyś w jednym filmie... - pomyślał Wiśnia. Spod niektórych zasp wystawały karoserie i inne elementy samochodów, czasami nawet były to przednie lub boczne szyby, z których wystawały zmumifikowane zwłoki ludzi w szmatach, od których bił fetor zamrożonego zgniłego mięsa.
- Alicja - powiedział Andrzej - O co chodzi z tym Kręgiem Miedzi?
- To frakcja handlowa, która podczas pogłębiania swoich tuneli trafiła na niewielke złoża miedzi, dzięki czemu mogą pochwalić się własnymi wytworami metalowymi.
- Jak?!
- Naprawili piec w budynku starej Huty Bydgoszcz, któremu zawalił się tylko kawał ściany, a ogólnie to przetrwał w dobrym stanie. I tam co znajdą, to przetapiają.
- A skąd mają paliwo do tego pieca?
- Chyba węgiel wykopują czy coś w ten deseń...
- Wooow... No to nieźle Bydgoszcz sobie poradził po wojnie nuklearnej.
- Noooo...
Szli grupą, co jakiś czas mijając spalone drzewo albo domek z zawaloną ścianą, czy z podobnymi zniszczeniami. Nigdzie ani śladu życia, tylko sześćdziesięciu sześciu Aliantów wśród śnieżycy i wiatru. Po godzinie drogi kapitan ich zatrzymał.
- Od czoła stój! Przygotować broń!
Coś się działo. Coś poruszyło się w krzakach, na których rosły nieśmiałe, szare igiełki. Nagle wyskoczyła przed nich grupa ludzi bez masek przeciwgazowych, za to ze zwierzęcymi czaszkami na głowach, z pomalowanymi twarzami.
- Bandyci - szepnęła Alicja
- DAWAĆ NAM CAŁY WASZ PIERDOLO... - krzyknął dowódca gangu zdziczałych bandytów, ale zawachał się, gdy zobaczyłem że grubo ponad pięćdziesięciu ludzi z bronią, w tym dziesięciu palną czeka na ich fałszywy ruch - Znaczy... Yyy... Dzień dobry...?
- Bądź gotów - szepnęła Alicja - Możemy być otoczeni.
- Okej, skurwysyny! - krzyczał Wyszkowiak - Macie swoją szansę na rehabilitację po tych dwudziestu latach zabijania niewinnych ludzi!
Bandyci słuchali uważnie, ale byli gotowi do walki, podobnie jak Alianci.
- Wyruszamy na wojnę z IV Rzeszą, która naprzykrzała się tak nam, jak i wam! Czy dołączacie do nas, by nas wesprzeć w walce z nazizmem zniewalającym Polskę, czy...
- A za jaką Polskę wy chcecie walczyć?! - zawołał jeden z bandytów
- Za naszą ojczyznę! Jebany sceptyku...
- Tego już nie ma! Nie ma tego od dnia zagłady! I nie zamierzamy walczyć bezsensownie za coś, czego nie ma!
Pierwsza strzała poleciała od nich, nie trafiając nikogo.
- Sami się prosiliście. DO ATAKU!!! - wrzasnął kapitan, po czym salwa strzał zalała grupkę bandytów.
Ci nagle przypomnieli sobie, że kilka osób w armii ma broń palną i uciekli do swoich leśnych kryjówek.
- I NIE WRACAĆ!!! - krzyknął za nimi Wyszkowiak, zapytał armię czy wszyscy cali i po krótkich oględzinach wyruszyli dalej.* * *
Zardzewiały znak z prawie startym napisem "Bydgoszcz" przywitał ich w ruinach jednego z największych polskich miast. Szli autostradą, ale wokół nich był już krajobraz niegdyś miejski. Minęli duże ruiny KFC, zachodnia i północna ściana runęły, gruzy zasypały pół parkingu, przygniatając tym samym zardzewiałe samochody tam stojące, nawet te przy drive thru, gdzie klienci już od dwudziestu lat czekają na swoje zamówienie. Co za ruina - myślał Wiśnia, przypominając sobie McDonalda z Wrocławia, który w porównaniu z tym wyglądał jak nienaruszony. Szli dalej. Na horyzoncie pojawiły się pierwsze domy mieszkalne, a raczej to, co z nich pozostało. A to co zostało, nie było cudem świata, wręcz przeciwnie, na wpół zawalone blokowce z brudnymi ścianami i ziejącymi pustką dziurami po oknach. Po półgodzinie chodzenia drogą między zniszczonymi przez bomby i warunki atmosferyczne samochody oraz gruzy startych z powierzchni ziemi domów, armia doszła do ogromnego budynku, na wpół odrestaurowanego, z którego wyrastało kilka kominów, w tym tylko jeden niezawalony i to właśnie z tego wydobywał się dym. Stanęli przed masywną bramą, przy której stało czterech strażników uzbrojonych w kusze. Natychmiast je nastawili i byli gotowi do walki.
- Czekajcie! - zawołał spod maski dowódca Schronu 15, choć teraz w sumie był to kapral Jóźwiak (to było nazwisko dowódcy) - Nie strzelajcie! Przybywamy w pokoju!
- A z jakiej pierdolonej racji mamy ci wierzyć!? - odkrzyknął jeden ze strażników
- Chcemy zatrzymać się tylko na parę godzin i trochę pohandlować! To przecież w waszym interesie!
- Przecież nie wpuścimy sobie od tak armii uzbrojonych ludzi do pewnie ostatniej huty w Polsce! Skąd w ogóle jesteście?!
- Siedmiu z nas jest ostatnimi z Garnizonu Bydgoskiego! IV Rzesza zaatakowała Schron 13 taktyczną bombą jądrową! - strażnicy się wzdrygnęli - Pięćdziesięciu sześciu z nas to mieszkancy Schronu 15, którzy razem z Garnizonem postanowili wytoczyć wojnę IV Rzeszy! A trzech z nas to... Wysłannicy z Wrocławia!
- Z... Z Wro... Wrocławia...?
- Tak jest! Przebyli tu długą drogę i chcą dojść do Malborka, do czego może nie dojść, jeśli tu nie wejdziemy, by się przygotować!
- Niby do czego? - zawołał cynicznym głosem drugi ze strażników
- Do ataku na bazę Piłsudski-1b! Więc jeśli nas nie wpuścicie, to nie będziemy gotowi i przegramy wojnę! Więc nas wpuśćcie, do jasnej cholery!
- Dajcie nam moment... - westchnął strażnik, otworzył masywne, żelazne drzwi i wszedł do huty. Wyszedł po kilkunastu minutach - No dobra, możecie wejść, ale pamiętajcie, mamy na, was oko!
Wraz z kolegami otworzyli jedno skrzydło drzwiowe. Armia zaczęła wchodzić trójkami. Wiśnia zsunął maskę z twarzy i poczuł ciepło pieca oraz zapach węgla.
- Witajcie w Kręgu Miedzi! - zawołał jeden strażnik i zamknął drzwi.
Od środka huta była istną fortecą. Przy każdej ścianie stały stoiska z muszkietami, podczas walki wysuwane przez dziury w ścianach, które teraz były zamknięte przed promieniowaniem i zimnem. Na stojakach przy ścianach wisiały elementy metalowego uzbrojenia, rzeczy w stylu hełmów wojskowych i skórzanych kurtek wzmacnianych metalowymi blaszkami. Przy piecu pracowało kilkunastu ludzi, głównie mężczyźni, którzy w pocie czoła i podartych koszulkach dosypywali węgla do pieca czy uderzali młotami w kowadła, nadając żelaztwu kształt.
- Ściągnąć maski! - krzyknął z hałasu młotów i pary kapitan Wyszkowiak. Natychmiast je ściągneli, bo było tak gorąco w hucie, że po dłuższym czasie w masce tutaj, ta by się trochę rozpuściła i przykleiła do twarzy. Zobaczyli schody prowadzące w podziemia. Strażnik im wskazał, by tam iść. Dwójkami schodzili, Wiśnia z Alicją na końcu. Zeszli do schronu. I było co podziwiać.
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...