Rozdział 22 - Rycerze Zakonu Gnieźnieńskiego Spod Znaku Radiacji

590 37 1
                                    

- Wstęga, Wstęga! - krzyczał Płomień, lekko ją szturchając swoją dziewczynę - Wstawaj!
- Mmmm... O co chodzi?
- Na górze, w tym kościele, są potwory. Musimy uciekać!
Usłyszeli skrzyp otwieranych drzwi na górze i warknięcia zmutowanych ludzi lub, jak nazywał ich Wiśnia, ghouli. Wiśnia strzelił w jednego, biegnącego w ich stronę i pobiegł w głąb katakumb. Płomień zabrał koc, na którym leżała Wstęga i uciekli za Wiśnią. Potwory wbiegły do komnaty i, powarkując, zdewastowały ją doszczętnie. A trójka z Wrocławia biegła dalej.
- Drzwi! - krzyknął Wiśnia, po czym w nie wbiegł.
Krzysztof i Wstęga podążyli za nim. Weszli do środka. Zamknęli drzwi. Byli w małym, ciemnym pomieszczeniu. Śmierdziało, prawie tak, jak zwłoki w samochodach na tydzień po Ataku, kiedy jeszcze się rozkładały. Andrzej z trudem wstrzymał odruch wymiotny, nie mówiąc już o Wstędze. Potwory przebiegły obok, było ich z osiem. Byłyby pewnie łatwe do pokonania, gdyby nie te zbroje. Te przeklęte zbroje... W końcu przebiegły. Po kilku minutach zdezorientowania zawróciły. Poszły z powrotem na Powierzchnię, do kościoła. Wiśnia zaświecił lampę łojową. Wtedy dojrzeli źródło smrodu. W pokoju, na ścianach były przyczepione łańcuchy, a do łańcuchów dziecięce szkielety. Pod nimi leżały rozbite butelki i pomniejsze kosteczki. Kości ich nóg były połamane.
- O ku*wa - szepnął Andrzej - musimy znaleźć inną drogę ucieczki.
Wyszli. Rozejrzeli się i ustalili, że będą trzymali się zasady prawej ręki. Skręcili zatem w prawy korytarz. I znowu w prawy. I znowu. Tunel nie miał końca. Serio, wyszli tam, gdzie weszli.
- No to teraz chyba zasada lewej rę... - zaczął Wiśnia
- A nie możemy po prostu iść prosto? - powiedziała poirytowana Wstęga i od razu poszła w środkowy, kierujący się na przód korytarz.
Koledzy od razu za nią podążyli.
- Jak myślicie, wyjdziemy stąd kiedyś? - spytał Krzysztof
- Tak... Chyba...
Minęli stos kości i stare ognisko, starsze nawet niż Wstęga.
- Pewnie jakieś łachmany chciały się tu ukryć po wojnie - stwierdził Wiśnia
- Łachmany? Tak uważasz?
- No takie... Jak na nasze standardy. Bo za moich czasów to nas samych bym nazwał łachmanami, co nie? - i się zaśmiał nad własnym losem
- A co to w ogóle znaczy? - zapytała Wstęga
- Taki no... Odrzutek społeczeństwa, co nie ma domu, więc musi improwizować
- Impraziwo... Co?
- Impro... A, później ci wyjaśnię. No i po Ataku, przynajmniej u nas, tych ludzi, co przeżyli bombardowanie na Powierzchni nie wpuszczano już do kanałów, chyba że byli bardzo potrzebni. Musiano chronić się przed skażeniem, nie? A ci, których nie wpuszczono, szukali sobie domu. I albo to były jakieś opuszczone kanały, albo piwnice i tym podobne. Potem zaczęli się formować w grupki bandytów i łupić wędrowców na pustkowiu. Ale ich sielanka długo nie trwała.
- Jak to?
- Promieniowanie...
- Aaa...
Doszli do czegoś w rodzaju schodów, prowadzących do drzwiczek takich, jakie mieli kiedyś Amerykanie w piwnicach. Płomień założył maskę, kaptur nasunął na czerep i wspiął się na górę. Usłyszeli skrzyp otwieranych drzwi, szum wiatru i radosne ćwierkanie licznika Geigera. Potem drzwi się zamknęły, a Płomień zszedł na dół. Licznik Geigera ucichł.
- Tu możemy spędzić noc - stwierdził, ściągając maskę i plecak.
Rozłożyli mały obóz. Na środku postawili lampkę łojową i usiedli wokół niej. Wstęga przytuliła się do Płomienia, ten ją objął ręką, a Wiśnia siedział sam. Chyba tak już jest, że jedni mają swoją drugą połowę, a inni mają wieczny status samotnika. Z zamyślenia wyrwało go pytanie:
- Wstęga? A ty znasz jakieś historie?
- Historie?
- No.
- Znam. Chcesz posłuchać? Chcecie?
- No, jasne.
- Ekhem...
Była sobie mała mutantka.
Żyła w lesie ze swoimi siostrami.
Żyły wszystkie w wielkiej watasze, mutantów na czele której stał ich ojciec.
Ojciec ich bardzo ostrzegał swoje córki przed ludźmi.
Mówił że zabijają ich i jedzą lub zachowują jako trofea myśliwskie.
Ale mała mutantka była ciekawa świata.
I raz gdy zobaczyła na skraju lasu grupę stalkerów zaatakowały je coś podobnego do pterodaktyli i porwały jednego z nich, łapiąc za maskę.
Ale gdy odlatywały, maska została w szponach potwora, lecz sam facet spadł, ale w ostatniej chwili mała mutantka złapała go i zaniosła do reszty stalkerów.
A z racji tego iż młodzieniec, którego uratowała był przystojny, zakochała sie w nim.
I nie mogła przestać o nim myśleć.
I pewnego razu, gdy kroczyła po lesie niedaleko od watahy, znalazła jakąś dziwna substancje.
Miała piękny zapach więc się przybliżyła, poślizgnęła i wpadła do mazi.
Gdy zniej wyszła była piękną kobietą.
W związku z tym, że w końcu mogła poszła do kanalizacji, gdzie żyli ludzie.
Ci na widok kobiety bez skafandra oczyścili ją z radiacji i zaprowadzili do ich szefa. Facet uznał, że dziewczyna zostanie z nimi.
Ironią losu okazało się, że jego synem był owy młodzieniec którego uratowała mała mutantka.
I oprowadzał ją po ich enklawie.
Ale na wksutek toksyn, mała mutantka straciła głos i nie mogła mówić.
Więc uznali że jest niema.
Mała mutantka​ zaprzyjaźniła się z młodzieńcem.
I pewnego razu szef bazy wystawił przyjęcie urodzinowe dla swego syna ponieważ ukończył 18 lat. Ale młodzieniec został zaproszony do tańca przez jakąś obcą pannę i nie mógł odmówić.
Mała mutantka, ze złamanym sercem, pobiegła po skafander i maskę i udała sie na zewnątrz.
Gdy płakała, spotkała swoje siostry.
Dały jej toksyny które miały sprawić, że będzie znów normalna, będzie mogła opuścić kanały, wrócić do domu i opuścić młodzieńca. Ale mała mutantka nie była w stanie tego zrobić. Z rozpaczy zrzuciła z siebie maskę i odeszła od bazy ludzkiej i od lasu. Poszła w innym kierunku.
Gdzieś daleko.
Ale poniewaz była wciąż człowiekiem, umarła.
Od promieniowania.
I smutku.
- Koniec - zakończyła Wstęga
- Wow... Niesamowita historia... I smutna... Skąd ją znasz? - powiedział Andrzej
- Moja koleżanka z Aliantów, Hania, mi ją opowiedziała, gdy jeszcze byłam dzieckiem.
- Fajne - stwierdził Płomień
- Dobra, *zieeeew*, kładźmy się spać. Jutro musimy lecieć dalej - rzekł Wiśnia, zawijając się w śpiwór
- Dobranoc - szepnęła Wstęga
- Paaa - odparł Płomień
I zgasił lampę łojową.

Metro 2033 - PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz