Nadszedł ten dzień. Ten dzień, na który Wiśnia i Płomień czekali od dawna. Po przejściu przez Grudziądz i Kwidzyn, wciąż jedną drogą, doszli do dużego miasta. Zardzewiała, niegdyś zielona tabliczka głosiła złuszczonymi literami: MALBORK. Alianci doszli do dawnej stolicy Państwa Krzyżackiego, do Prus Wschodnich, do celu podróży. Tu czekały bogactwa, jakich nie widzeli od czasów Ataku, Wojny, Eksplozji czy jak to tam zwali, tu czekał Handlarz, człowiek, któremu Wiśnia zdecydował się pomóc ryzykując życie swoje i przyjaciół, czekali też naziści w swojej nowej bazie. Była to bardzo głupia decyzja z jego strony. Ale jak już zaszli tak daleko, to nie mógł się wycofać.
- Wiśnia - odezwał się do niego Płomień - Jestem na ciebie cholernie wkurwiony. Przez ciebie porwali Wstęgę i w ogóle to wszystko. Ale jestem człowiekiem honorowym. Idziemy szukać Handlarza.
- Przepraszam cię za to...
- Nie mów o tym. W ogóle nie mów. Idźmy go znaleźć.
- Jasne...
Alianci rozbili obóz w starym kościele. Za oczywistą zgodą kapitana Wyszkowiaka oraz kaprala Jóźwiaka, wzięli najlepszy rynsztunek, karabinki wyborowe, maski przeciwgazowe z szybkami o szerokim polu widzenia, kombinezony ochronne dobrej jakości, ogólnie byli gotowi do długiej ekspedycji poszukiwawczej na Powierzchni. Jeszcze tylko w zakrystii znaleźli mapę Malborka. Wiśnia podszedł do radiostacji targanej z Armią aż od Bydgoszczy. Nastawił odpowiednią stację, włączył mikrofon.
- Halo, Handlarz?
- Wiśnia? Żyjecie wy tam?
- Tak. Mam dobre wieści. Jesteśmy w Malborku.
- NIE WIERZĘ! NARESZCIE! JESTEM URATOWANY! GDYBYM MÓGŁ, TO BYM PODSKOCZYŁ Z RADOŚCI! O BOŻE!!!
- Spokojnie, spokojnie. Najpierw powiedz, gdzie cię szukać?
- W schronie pod szpitalem. I co, przyjdziecie? Ty, Płomień i Wstęga?
- No... ja i Płomień będziemy.
- A czemu bez Wstęgi?
- Pogadamy o tym na miejscu. Widzę szpital na mapie. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia!
I się rozłączyli. Płomień i Wiśnia pożegnali się z resztą, wzięli ostatnie rzeczy takie jak zapasowe zapalniczki i mogli wyjść.
Za drzwiami kościoła była od razu Powierzchnia. Ich oczom ukazał się niegdyś pokaźny rynek, pełen ruin i wraków, no i oczywiście zwłok. Było późne południe, gdy wyruszyli w poszukiwania szpitala mimo wszystko był półmrok. To zapewne kwestia pyłu w powietrzu i chmurach. Przyciskali się do ścian, momentami pełzali, śnieżyca była ich przyjacielem. Dlaczego? Ponieważ w każdym momencie mogli natrafić na patrol ludzi z czarną swastyką na pomarańczowym tle na ramionach.
- Jak myślisz, jaki będzie ten Handlarz? - spytał Wiśnia.
- Będzie jaki będzie - odparł ironicznie Płomień. Odkąd Rzeszowcy porwali Wstęgę, zupełnie się zmienił. Było to zrozumiałe. Był o wiele częściej cyniczny i sarkastyczny, ponadto zaczął intensywnie, wręcz nałogowo palić, częściej też popijał.
- Nie masz żadnych wyobrażeń? - zdziwił się Wiśnia.
- Nie.
Dalej szli w ciszy. Przygnębiającej ciszy. Wiśnia przeskoczył nad wyrwą w chodniku, minął róg budynku i go ujrzał. Ogromny szpital rósł nad ruinami.
- To tu - szepnął do Płomienia.
Przeczołgali się przez ulicę, podeszli do drzwi. Nie bez wysiłku je wyważyli, co odsłoniło im drogę na korytarz. Korytarz był pokryty pyłem, a miejscami i gruzem. Na ziemi leżało dużo starego sprzętu medycznego. Zobaczyli lekko rozwarte wejście do windy, tam też weszli. Podnieśli klapę w podłodze, przez otwarte drzwi zeskoczyli na piętro minusowe. Był to poziom roboczy. Tam też było zejście do schronu. Mijając przewrocone wózki szpitalne, łóżka i martwych pracowników, znaleźli wąskie schody prowadzące do głębszych podziemi.
- Schron. Przygotuj się - szepnął Andrzej.
Zszedł pierwszy. Na dole był korytarz, na którego końcu były grube, żelazne drzwi. Z niewielkim trudem, ale je otworzyli. Za nimi był metr przestrzeni, a za nim kolejne drzwi. Wiśnia zamknął pierwsze drzwi i zsunął maskę. Płomień uczynił to samo. Trzydziestotrzylatek spojrzał niepewnie na swojego przyjaciela, po czym zapukał w drzwi z napisem "Schron". Przygotowali się, mogli od razu zaatakować, jednak nie wyglądali jednocześnie na agresywnych. Usłyszeli ciche, powolne kroki. Po chwili korba się przekręciła, zasuwy odsunęły i drzwi ze skrzypieniem otworzyły się na szerokość. Stał w nich czterdziestolatek o kulach, miał czarne włosy, pewne spojrzenie i wytarty mundur na sobie.
Handlarz.
Odchrząknął i się odezwał.
- Wiśnia?
- To ja - odparł zapytany - Ty zapewne Handlarz?
- Tak. Miło mi cię wreszcie poznać - Handlarz zaśmiał się, podając rękę Wiśni i spoglądając na Płomienia - Tu jesteś Płomień, tak?
- Tak.
- Wiśnia dużo mi o tobie mówił - jemu również podał rękę - Chodźcie, chodźcie! - zaprosił ich do wejścia.
Schron był przestronną komnatą z kilkoma korytarzami odchodzącymi na boki. Na środku stał duży stół, pod ścianami były puste półki, gdzie normalnie powinno być jedzenie, w jednym miejscu stała masywna radiostacja z anteną odchodzącą na Powierzchnię (to pewnie dlatego sygnał dotarł aż do Wrocławia).
- Usiądźcie sobie! - powiedział do nich Handlarz - Macie jedzenie?
- Specjalnie dla ciebie - odparł Wiśnia.
- O Boże... Dziękuję! - zawołał, odpakowując paczkę pełną zapasów i wpychając sobie szariczy między szczęki - Byłem taki głodny... Wszystkie zapasy się kończyły, a ja, no, widzicie moją nogę.
- Widzimy - powiedział Płomień.
Handlarz był średniej postury. Na pewno był wychudzony, ale to zrozumiałe. Na głowie miał resztki czarnych włosów, jego oczy biły jasną mieszanką szarości i błękitu, usta zaś miał spierzchnięte od długofalowego braku wody. Na sobie miał stare trapery, we Wrocławiu warte miliony, ponadto nosił jeszcze wytarte spodnie moro, bluzę w panterkę (również wytartą), a na to łatany płaszcz.
- I co teraz? - spytał Handlarz, gdy zjadł i wypił.
- Teraz idziemy walczyć - burknął Płomień.
Handlarz popatrzył na niego dziwnie.
- Jak to "walczyć"? Z kim?
- Z IV Rzeszą - odpowiedział mu Wiśnia - Przylecieli tu za nami, w połowie drogi nas strącili, stąd to opóźnienie, teraz są w Malborku i kryją się w Twierdzy.
- I wy tak sami chcecie walczyć?
- Nie, przybyliśmy tu z armią. Nazywamy się Alianci i walczymy z IV Rzeszą.
- Aha... Pomijając to, chcecie zobaczyć moją radiostację, z której nadawałem na cały kraj?
- Pewnie.
Podeszli do masywnego urządzenia, które dotychczas widzieli tylko z daleka. Było tu od groma guziczków, przesuwek, pokręteł i jeden mikrofon z słuchawkami.
- Zobaczcie, mam tu nawet sygnał z innego miasta polskiego.
Włączył głośnik, pokręcił kilkoma rzeczami, po czym z głośnika usłyszeli zniekształcony, męski głos.
- Kszszszsz... Warszawa odbiór... Krrrt Ma...chrrr...eburg odbiór... Haszszszsz... Malbork odbiór... Tu Gdynia, tu Gdynia... Kszsz... Trójmiasto... Kszszszsz... - nadawanie zakończyło się.
- Widzicie? Żyją - uśmiechnął się Handlarz.
- Żyją... żyją... - zamyślił się Wiśnia.
- Ej, mieliście mi powiedzieć, czemu nie ma z wami Wstęgi! - przypomniał sobie Handlarz.
Płomień popatrzył złowrogo na Wiśnię.
- Nooo, powiedz koledze, czemu nie ma Wstęgi, chętnie posłuchamy - powiedział ironicznie.
- No więc... - postukał nerwowo palcami - ...Wstęgę... Porwali naziści... Do tej Twierdzy... I teraz chcę cię zapytać... Dołączysz do nas?
- Ale ja jestem kontuzjowany, heh.
- No to będziesz podawał opatrunki, nie wiem, coś ci wymyślą. Pójdziesz?
- ...Yyy... Noo... dobrze...
- Tak! Wiedziałem! Weź rzeczy i chodź!
- Jasne, jasne.
Dość niechętnie, ale wziął swoje rzeczy, nałożył kurtkę i maskę przeciwgazową, po czym wyszedł na korytarz.
- Dawno już tu nie byłem... - westchnął.
Wyszli do szpitala, wspięli się na parter, wyszli. Na jedne z leżących noszy położyli Handlarza i w jak największej ciszy wrócili przez śnieżycę na Powierzchni do kościoła. Tam w przedsionku postawili Handlarza na nogi, ściągneli maski i weszli do środka z radosnym okrzykiem:
- Zobaczcie, kto przyszedł!
Morale od razu się podniosły.N A R E S Z C I E
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...