- Ale... Jak to? - spytał Wiśnia, dalej leżąc - W śpiączkę? Na cały miesiąc?
- Przedobrzyłeś z promieniowaniem i upływem krwi, ponadto w sieci tych pająków coś było - powiedział żołnierz
- A kim ty jesteś?
- Kapitan Wyszkowiak z 7. dywizjonu lotniczego Wojska Polskiego.
- Aha... To wojsko jeszcze istnieje?
- Chyba tylko ta placówka jest czynna... I to tylko tak w pewnym sensie, bo nie mamy absolutnie żadnego kontaktu z rządem od czasów Wojny. Sami sobą rządzimy. W tych schronach zamknięci, próbujemy wyjść na zewnątrz, ale tam warunki wciąż są jakie są, więc... No nieważne. Musimy pogadać. Na osobności.
Spojrzał na Wstęgę i Płomienia. Po skinięciu głowami wyszli.
- Znamy cel twojej misji.
- Misja zakończona, nie dojdziemy do Malborka...
- Nie przerywaj. Możemy ci pomóc.
- Jak? Dlaczego?
- Szli będziemy pieszo. Z eskortą. A ponadto mamy w tym swój cel.
- Mogę go poznać?
- Nie widzę przeciwwskazań. Ekspedycja doprowadzi was do Malborka, a następnie pójdzie do Gdańska. Będzie szukać ocalałych oraz sprawnej łodzi, zwykłej lub podwodnej. Najlepiej podwodnej.
Oczy Wiśni były duże jak przedwojenne filiżanki. Tak już dawno nie pływał łodzią. A podwodną to już w ogóle.
- A po co wam?
- Będziemy szukać lepszego miejsca do życia.
- Jest takie?
- Antarktyda i bazy wojskowe na niej. Tam mogą być ludzie, a nie być promieniowania.
- A nie będzie tam za zimno?
- Wojna nuklearna doprowadziła do wielu zmian klimatycznych na Ziemi. Według naszych obliczeń, skoro tu jest zimno, to tam może być cieplej. Albo jeszcze zimniej, ale placówki naukowe i wojskowe wybudowane tuż przed Wojną wytrzymują temperaturę ponad siedemdziesiąt stopni poniżej zera. A tam będzie tak z minus sześćdziesiąt, pięćdziesiąt pięć. Czyli temperatura znośna.
- Wooow...
- Wszystko zależy od twojej decyzji. Jest to prosty wybór. Jak życie czy śmierć.
- Ja... Dobrze. Pójdzimy razem.
- Do Malborka. Potem nasze drogi się rozstają.
- Jasne.
- W takim razie wstawaj. Otrzymacie od nas ekwipunek i się przygotujecie. Jutro wyruszamy.
Wiśnia wygrzebał się z pościeli. Nagle zauważył, że jest nagi. Zawstydził się.
- Twoje ubranie jest na półce.
Odwrócił się i wyszedł.
Wiśnia ubrał się, założył plecak, wziął resztę swoich rzeczy i wyszedł z pomieszczenia ambulatorium. Bolały go mięśnie i kości, ale dało się chodzić. Wyszedł na korytarz. Ten zbudowany był z białej cegły pokrytej tynkiem, którego już prawie nie było bo przegrał dwudziestoletnią wojnę z czasem i grzybem. Drzwi do pokojów, których było sześć w tym korytarzu, były prawie całkiem zardzewiałe, miejscami zostały tylko resztki farby. Cztery były zamknięte, tylko te z których wyszedł i te obok były otwarte. W ich środkach były łóżka, a na nich ludzie. Większość bardzo poraniona. Na ścianie korytarza wisiał mały obrazek. Wiśnia zerknął na niego. Plan kompleksu bunkrów. Dziewięć dużych kwadratowych pomieszczeń połączone korytarzami, z których odchodziło po sześć małych pokoików. Na jednym korytarzu była zaznaczona czerwona kropka z podpisem "tu jesteś". Obok były duże pomieszczenia "zbrojownia" oraz "pompa wodna". Na środku był największy pokój z napisem "centrum dowodzenia". Wiśnia popatrzył w jego stronę. Grube drzwi były zamknięte. Podszedł do nich i naciskając klamkę odepchnął je. Zobaczył duży pokój z biurkami pod ścianami, szafą z uzbrojeniem między stojakami z ubraniami i wiszącą mapą. Na niej widać było przerywaną linię i kilka X-ów na Gdańsku, południu Skandynawii, zachodniej części USA, na zachodzie Ameryki Południowej i na Antarktydzie. Czy to plan podróży? - pomyślał Wiśnia. Naprzeciwko stały dwa biurka na których była masa sprzętu nadawczego i odbiorniczego. Kable i anteny sięgały sufitu i nawet go przebijały. Prawdopodobnie kończyły się na Powierzchni. Na środku wszystkiego stał potężny, wielki generator z kablami idącymi na Powierzchnię i kilkoma rowerami z dynamo, na których pieczołowicie pedałowali żołnierze i żołnierki. Przed każdym rowerem wisiał jakiś przedwojenny plakat reklamowy, motywujący ludzi, do czego mogą jechać, by wrócić. Pod ścianą stali Płomień i Wstęga.
- No i wtedy on... O, Andrzej, jesteś! W ubraniu! - krzyknęła Wstęga
- No a w czym się mnie spodziewałaś, hę? - zaśmiali się
- Cieszymy się, że wyzdrowiałeś - powiedział Krzysztof - Codzienne siedzenie tu i pedałowanie jednak jest męczące. Ale za to mamy teraz nogi jak bogowie. Szczególnie Wstęga...
- Cicho... - wyżej wspomniana odepchnęła zaczepnie chłopaka
- Też się cieszę, że was widzę. Opowiecie mi, co się działo przez ten czas, kiedy spałem?
- Jasne. Chodź do jadalni - zaproponował Płomień
- No idziemy.
Przeszli kilkoma korytarzami do pomieszczenia nieco mniejszego niż to główne. Były tam dwa długie stoły, rzędy krzeseł i mały pokoik wydrążony w ścianie. Pracowało w nim ciężko kilku "kucharzy". Reszta jadalni była pusta. Usiedli przy stole.
- No... To jakie jest twoje ostatnie wspomnienie? - spytał Płomień
- Noc... Zimno... Lepkie... Pająk... Latarki... Choroba...
- Aha, wtedy. No więc jak w tej sieci zamarłeś, to przybiegli jacyś ludzie z karabinami i zaje*ali wszystkie pajęczaki. Był to patrol z Garnizonu Bydgoskiego, usłyszeli walkę z daleka. Zabrali naszą trójkę do Schronu 13, czyli tu gdzie jesteśmy. I przez tydzień nas trzymali i leczyli. Po tygodniu wstaliśmy. Robili nam tranzpasje krwi, zakładali gipsy, i plastry, i bandaże, i w ogóle...
- Transfuzję. A właśnie, jak twoja ręka?
- Zrosła się przyzwa... przezwo... Przezwojacie.
- Przyzwoicie.
- Tak. No i po tygodniu-półtora wyzdrowieliśmy. A ty wciąż spałeś. No i spytaliśmy medyka, co z tobą. No a on że za dużo jakichś radów przyjąłeś i że masz taką pewnego rodzaju chorobę popromienną. A i że zapadłeś w śpiączkę. Pewnego dnia... Ten, no...
- Na chwilę umarłeś - zastąpiła go Wstęga
- Jak to? - Wiśni oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, niż zwykle
- No... Z dnia na dzień po tranzpasji...
- Transfuzji.
- ... Transfuzji było coraz gorzej z tobą. Raz medyk zauważył, że twój puls jest nierównomierny i coraz rzadszy. W pewnym momencie stwierdził jego brak.
- To by wyjaśniało tę wizję...
- Hmm?
- Nic... Mówcie dalej.
- I cię reanimowali, na chwilę otworzyłeś oczy i znowu zasnąłeś. I było coraz lepiej, aż fenajnie dzisiaj się obudziłeś.
- Finalnie.
- Tak.
- Boże... Byłem martwy...
Do jadalni wparował kapitan Wyszkowiak.
- No co tu sobie siedzicie? Bierzemy dupy w troki i idziemy! Do Malborka wam śpieszno, nie?
- Tak... A mogę nadać wiadomość do Handlarza? Już trochę się do niego nie odzywałem...
- Tylko szybko.
- Jasne.
Od razu zabrał się do roboty.
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...