Rozdział 26 - Garnizon Bydgoski

551 38 4
                                    

- Ale... Jak to? - spytał Wiśnia, dalej leżąc - W śpiączkę? Na cały miesiąc?
- Przedobrzyłeś z promieniowaniem i upływem krwi, ponadto w sieci tych pająków coś było - powiedział żołnierz
- A kim ty jesteś?
- Kapitan Wyszkowiak z 7. dywizjonu lotniczego Wojska Polskiego.
- Aha... To wojsko jeszcze istnieje?
- Chyba tylko ta placówka jest czynna... I to tylko tak w pewnym sensie, bo nie mamy absolutnie żadnego kontaktu z rządem od czasów Wojny. Sami sobą rządzimy. W tych schronach zamknięci, próbujemy wyjść na zewnątrz, ale tam warunki wciąż są jakie są, więc... No nieważne. Musimy pogadać. Na osobności.
Spojrzał na Wstęgę i Płomienia. Po skinięciu głowami wyszli.
- Znamy cel twojej misji.
- Misja zakończona, nie dojdziemy do Malborka...
- Nie przerywaj. Możemy ci pomóc.
- Jak? Dlaczego?
- Szli będziemy pieszo. Z eskortą. A ponadto mamy w tym swój cel.
- Mogę go poznać?
- Nie widzę przeciwwskazań. Ekspedycja doprowadzi was do Malborka, a następnie pójdzie do Gdańska. Będzie szukać ocalałych oraz sprawnej łodzi, zwykłej lub podwodnej. Najlepiej podwodnej.
Oczy Wiśni były duże jak przedwojenne filiżanki. Tak już dawno nie pływał łodzią. A podwodną to już w ogóle.
- A po co wam?
- Będziemy szukać lepszego miejsca do życia.
- Jest takie?
- Antarktyda i bazy wojskowe na niej. Tam mogą być ludzie, a nie być promieniowania.
- A nie będzie tam za zimno?
- Wojna nuklearna doprowadziła do wielu zmian klimatycznych na Ziemi. Według naszych obliczeń, skoro tu jest zimno, to tam może być cieplej. Albo jeszcze zimniej, ale placówki naukowe i wojskowe wybudowane tuż przed Wojną wytrzymują temperaturę ponad siedemdziesiąt stopni poniżej zera. A tam będzie tak z minus sześćdziesiąt, pięćdziesiąt pięć. Czyli temperatura znośna.
- Wooow...
- Wszystko zależy od twojej decyzji. Jest to prosty wybór. Jak życie czy śmierć.
- Ja... Dobrze. Pójdzimy razem.
- Do Malborka. Potem nasze drogi się rozstają.
- Jasne.
- W takim razie wstawaj. Otrzymacie od nas ekwipunek i się przygotujecie. Jutro wyruszamy.
Wiśnia wygrzebał się z pościeli. Nagle zauważył, że jest nagi. Zawstydził się.
- Twoje ubranie jest na półce.
Odwrócił się i wyszedł.
Wiśnia ubrał się, założył plecak, wziął resztę swoich rzeczy i wyszedł z pomieszczenia ambulatorium. Bolały go mięśnie i kości, ale dało się chodzić. Wyszedł na korytarz. Ten zbudowany był z białej cegły pokrytej tynkiem, którego już prawie nie było bo przegrał dwudziestoletnią wojnę z czasem i grzybem. Drzwi do pokojów, których było sześć w tym korytarzu, były prawie całkiem zardzewiałe, miejscami zostały tylko resztki farby. Cztery były zamknięte, tylko te z których wyszedł i te obok były otwarte. W ich środkach były łóżka, a na nich ludzie. Większość bardzo poraniona. Na ścianie korytarza wisiał mały obrazek. Wiśnia zerknął na niego. Plan kompleksu bunkrów. Dziewięć dużych kwadratowych pomieszczeń połączone korytarzami, z których odchodziło po sześć małych pokoików. Na jednym korytarzu była zaznaczona czerwona kropka z podpisem "tu jesteś". Obok były duże pomieszczenia "zbrojownia" oraz "pompa wodna". Na środku był największy pokój z napisem "centrum dowodzenia". Wiśnia popatrzył w jego stronę. Grube drzwi były zamknięte. Podszedł do nich i naciskając klamkę odepchnął je. Zobaczył duży pokój z biurkami pod ścianami, szafą z uzbrojeniem między stojakami z ubraniami i wiszącą mapą. Na niej widać było przerywaną linię i kilka X-ów na Gdańsku, południu Skandynawii, zachodniej części USA, na zachodzie Ameryki Południowej i na Antarktydzie. Czy to plan podróży? - pomyślał Wiśnia. Naprzeciwko stały dwa biurka na których była masa sprzętu nadawczego i odbiorniczego. Kable i anteny sięgały sufitu i nawet go przebijały. Prawdopodobnie kończyły się na Powierzchni. Na środku wszystkiego stał potężny, wielki generator z kablami idącymi na Powierzchnię i kilkoma rowerami z dynamo, na których pieczołowicie pedałowali żołnierze i żołnierki. Przed każdym rowerem wisiał jakiś przedwojenny plakat reklamowy, motywujący ludzi, do czego mogą jechać, by wrócić. Pod ścianą stali Płomień i Wstęga.
- No i wtedy on... O, Andrzej, jesteś! W ubraniu! - krzyknęła Wstęga
- No a w czym się mnie spodziewałaś, hę? - zaśmiali się
- Cieszymy się, że wyzdrowiałeś - powiedział Krzysztof - Codzienne siedzenie tu i pedałowanie jednak jest męczące. Ale za to mamy teraz nogi jak bogowie. Szczególnie Wstęga...
- Cicho... - wyżej wspomniana odepchnęła zaczepnie chłopaka
- Też się cieszę, że was widzę. Opowiecie mi, co się działo przez ten czas, kiedy spałem?
- Jasne. Chodź do jadalni - zaproponował Płomień
- No idziemy.
Przeszli kilkoma korytarzami do pomieszczenia nieco mniejszego niż to główne. Były tam dwa długie stoły, rzędy krzeseł i mały pokoik wydrążony w ścianie. Pracowało w nim ciężko kilku "kucharzy". Reszta jadalni była pusta. Usiedli przy stole.
- No... To jakie jest twoje ostatnie wspomnienie? - spytał Płomień
- Noc... Zimno... Lepkie... Pająk... Latarki... Choroba...
- Aha, wtedy. No więc jak w tej sieci zamarłeś, to przybiegli jacyś ludzie z karabinami i zaje*ali wszystkie pajęczaki. Był to patrol z Garnizonu Bydgoskiego, usłyszeli walkę z daleka. Zabrali naszą trójkę do Schronu 13, czyli tu gdzie jesteśmy. I przez tydzień nas trzymali i leczyli. Po tygodniu wstaliśmy. Robili nam tranzpasje krwi, zakładali gipsy, i plastry, i bandaże, i w ogóle...
- Transfuzję. A właśnie, jak twoja ręka?
- Zrosła się przyzwa... przezwo... Przezwojacie.
- Przyzwoicie.
- Tak. No i po tygodniu-półtora wyzdrowieliśmy. A ty wciąż spałeś. No i spytaliśmy medyka, co z tobą. No a on że za dużo jakichś radów przyjąłeś i że masz taką pewnego rodzaju chorobę popromienną. A i że zapadłeś w śpiączkę. Pewnego dnia... Ten, no...
- Na chwilę umarłeś - zastąpiła go Wstęga
- Jak to? - Wiśni oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, niż zwykle
- No... Z dnia na dzień po tranzpasji...
- Transfuzji.
- ... Transfuzji było coraz gorzej z tobą. Raz medyk zauważył, że twój puls jest nierównomierny i coraz rzadszy. W pewnym momencie stwierdził jego brak.
- To by wyjaśniało tę wizję...
- Hmm?
- Nic... Mówcie dalej.
- I cię reanimowali, na chwilę otworzyłeś oczy i znowu zasnąłeś. I było coraz lepiej, aż fenajnie dzisiaj się obudziłeś.
- Finalnie.
- Tak.
- Boże... Byłem martwy...
Do jadalni wparował kapitan Wyszkowiak.
- No co tu sobie siedzicie? Bierzemy dupy w troki i idziemy! Do Malborka wam śpieszno, nie?
- Tak... A mogę nadać wiadomość do Handlarza? Już trochę się do niego nie odzywałem...
- Tylko szybko.
- Jasne.
Od razu zabrał się do roboty.

Metro 2033 - PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz