Wyruszyli o 9:00, w Miliczu byli o 14:17.
- Jeeeezuuuu.... Widzicie to!? - krzyknął Wiśnia, natychmiast podwyższają lot, aż nimi zatrzęsło - Widzicie to?
Popatrzyli na dół. Całe pola, drzewa i budynki falowały jakby żywe.
- Co to jest!? - krzyknęła przerażona Wstęga. Jak już JĄ coś przeraża, to to musi być okropne. Krzysztof i Andrzej już nieraz się o tym przekonali.
- Mutanty... W ch*j dużo mutantów! Tu nie możemy lądować! - krzyczał Wiśnia, sterując nieco już chaotycznie. Wszystko, wszyściuteńko było pokryte jakimiś robakami.
- Ale paliwo w baku się kończy!
- Spróbujemy polecieć jak najdalej w jak najkrótszym czasie.
Przełączył coś, coś docisnął, poruszył "padem" sterowniczym i zaczęli lecieć o wiele szybciej. Przypłacili to minimalnie, ale jednak szybciej zbliżającą się do literki "E" strzałką na liczniku paliwa. "E", czyli z wymarłego dla Polaków języka angielskiego "empty", czyli "pusty".
- Skąd one się tu mogły wziąć? Aż tyle? - spytała Wstęga
- Zima nuklearna tu chyba słabiej działa, a przed Atakiem tu był Park Krajobrazowy. Zwierzęta pewnie zmutowały, rozmnożyły się i wyszły poza park - odparł zestresowany Wiśnia - Ku*wa, paliwo kończy się szybciej, niż myślałem... Mamy jeszcze 3 km do granicy miasta. Nie wiem, co robić...
- Ja wiem - rzekł Płomień - Gdzie jest kanister?
- Za twoim siedzeniem.
Płomień go wziął, ostrożnie wstał i odblokował drzwi.
- Co robisz?! - krzyknęła Wstęga
- Ratuję wam życie - pytany wypiął klatę i zrobił bohaterską minę.
Otworzył drzwi. Do środka wpadł mroźny wiatr. Licznik Geigera zachrobotał głośniej.
- Popisuje się... - pomyślał na głos Wiśnia, ale chyba tego nie chciał, bo speszył się, gdy Wstęga zapytała, przed kim (jest to prawdopodobne, że nie chciał, ale skąd mam to wiedzieć, jestem tylko narratorem) - Aaa, nie wiem przed kim. Może przed tobą, hehehe.
- Taaa, hehehe.
Nastała niezręczna cisza. Jednak w czasie tej niezręcznej ciszy Płomień walczył o życie. Wisiał na płozie, drugą ręką trzymając kanister z paliwem. Podniósł jedną nogę i ostrożnie zahaczył o palce uchwyt. Złapał się drugą ręką za płozę i powoli zaczął iść. Doszedł do końca. Nad nim była dziura do wlewania paliwa. Podniósł znowu nogę, wziął kanister i zawiesił na zagięciu na końcu płozy. Podciągnął się. Przełożył nogę, podniósł drugą i postawił na płozie. Powoli wstał. Bolało go w kroku. Sięgnął po kanister, odkręcił go i wlał do dziury. Zakręcił ją i popatrzył za helikopter. Zbladł. Ogromna, szara chmara skrzydeł, głów i odwłoków leciała za nimi i ich doganiała. Złapał za uchwyt, skoczył do drzwi i usiadł, zasuwając je.
- Krzysiu, jesteś bohaterem! - Wstęga go przytuliła. Ten odwzajemnił uścisk, uśmiechnął się w stronę Andrzeja, który puścił do niego oko, ale po chwili powiedział:
- Wiśnia, przyśpiesz jeszcze. Gonią nas.
- Co? Kto!?
- Te... Te mutki... Te... One mają skrzydła. Jest ich masa.
- O nie, tej maszyny nie oddam. Was też nie. Nie ma ch*ja we wsi - zmrużył oczy i docisnął pad.
Wskaźnik prędkości podskoczył.
- Kosztem paliwa, ale wywiedziemy je w pole.
Zakręcił, zrobił piruet i skierował lot na chmarę.
- CO TY KU*WA RO...
Szyby zalała ciemna krew i flaki mutantów. Te, które przeżyły rozproszyły się. Wstęga zobaczyła w oddali coś, co przypominało helikopter, ale to pewnie były tylko dziwnie ułożone skrzydlate stworzenia. Rozproszyły się bardziej. Wiśnia zawrócił, włączył wycieraczki na przedniej szybie. Wyleciał z chmary i poleciał w stronę samotnego domku. Wylądował obok niego. Chmara zawróciła w stronę miasta. W końcu tam osiadła. Cała trójka oddychała ciężko.
- Ktoś jest głodny? - spytał Andrzej.
- Dzięki, najadłem się strachu - odparł Płomień. Wstęga poparła go.
- Ja też. Możemy lecieć dalej?
- Taaa... Tylko przeszukajmy ten dom.
Przeszukali, znaleźli kanister oleju i trochę wódki. Polecili dalej.
- Módlmy się, by nic nas nie dopadło. Następny przystanek: Krotoszyn.
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...