Rozdział 44 - Przychodzą i odchodzą... (KONIEC)

558 23 22
                                    

Na małej, jałowej polance leżało rzędem naście zwęglonych, jednak widać że brzozowych krzyży. Przy każdym z nich była mała kopułka nieubitej ziemi, na każdej leżało po jednej rzeczy kojarzącej się z poległymi.
Na tym niewielkim cmentarzyku leżały jednak tylko trzy ciała żołnierzy, tych, którzy zginęli podczas wypadku nazistowskiego tira. Reszta to były puste groby tych, co polegli w bitwie o Twierdzę Malbork. Poświęcono nawet jeden nagrobek na Handlarza, człowieka który w ostatnim momencie odwrócił się od swoich wybawców.
Wśród szumów wzburzonego morza zabrzmiały grzmoty. Kolejne nawałnice deszczu atakowały falami każdą odsłoniętą powierzchnię.
- Całość BACZNOŚĆ! - zawołał Wyszkowiak do szeregu żołnierzy stojących na cmentarzyku. Na komendę zasalutowali, dwa palce do czapki tudzież trzy do góry, jeśli się takowej nie miało. Odczekali minutę, po czym na komendę spocznęli, Wyszkowiak wygłosił krótką, surową żołnierską mowę pożegnalną po czym ponownie stanęli na baczność i padła komenda "w tył rozejść się". Żołnierze zostali sprowadzeni rano, niedługo po bitwie o bunkier w lesie.
Przyjaciele z Wrocławia stanęli nad grobem Handlarza, stojący między Wiśnią a Wstęgą (już zdrową) Płomień położył ręce na ich ramionach, także bedąca obok Alicja złapała Wiśnię za rękę.
Cel ich podróży, ostatni żyjący mieszkaniec Malborka, leżał sobie teraz w okopach wokół Twierdzy, zimny i sztywny, a jego grób wiele kilometrów od ciała, leżał przed grupą, która chciała go uratować, a jego krzyż zdobił nieśmiertelnik z prawdziwym imieniem: Filip Konarek.
Wiśnia westchnął. Z jego ust wydobyła się para.
- Kilka dłuuugich miesięcy temu siedzieliśmy w kanałach we Wrocławiu... nawet się nie znaliśmy - zaczął mówić - A teraz jesteśmy tutaj, jako przyjaciele - spojrzał na Alicję - I nie tylko... I mimo całego tego koszmaru, z którego nie da się wybudzić... jestem szczęśliwy. Dzięki wam, kochani - uśmiechnął się nieznacznie.
- Dzięki, Wiś... Andrzej... - odezwała się Wstęga.
- Zostanę przy "Wiśni" - przerwał jej Andrzej.
- Dzięki, Wiśnia. Naprawdę cieszę się, że was wszystkich poznałam. Dwóch najlepszych przyjaciół, no i oczywiście kochany Płomień - cicho się zaśmiali. Powoli zaczęli odchodzić od cmentarza w stronę wioski - Wierzę, że niszcząc Rzeszę robimy dobrze... Mam nadzieję...
- Ja też w to wierzę - poparł jej słowa Płomień - Wiśnia, przyjacielu. Wiele Ci zawdzięczam. Mam nadzieję, że walcząc i podróżując z tobą... z wami... jakoś się odpłacę.
- Zawsze do usług. Odpracujesz w polu, heh.
- Heh. Nom, co ja jeszcze mogę powiedzieć. Żal, że Handlarz umarł, ale cóż... Teraz jesteśmy częścią czegoś większego. Warto było.
Weszli do miasteczka. Z daleka widać było, jak na kuter (o dumnej nazwie "Błyskawica") ładowano cały sprzęt, zapasy i lekarstwa, jedynego ocalałego Jeepa też tam dali. Jeśli z USA nie pozostała radioaktywna kupa gruzu, a tak właśnie prawdopodobnie jest, to sobie trochę pojeżdżą.
- Ja też jestem szczęśliwa - odezwała się Alicja - W końcu ruszyłam dupę z tego Schronu, poznałam was, zaczęłam walczyć z Rzeszą...
- A co oni wam właściwie robili? - zainteresował się Płomień.
- A wiesz, czemu Krąg Miedzi był jedyną frakcją w Bydgoszczy?
- Nazi...
- Właśnie.
- Ooookej...
- No i... myślę że warto było.
Szli dalej główną, nieco zaniedbaną ulicą w przyjemnych nastrojach. Fakt, mocno odczuli śmierć ich towarzyszy broni, ale byli spokojni o to, że ich dusze teraz idą marszem do Nieba.
Rozdzielili się. Dziewczyny poszły do baraków, Płomień do baru, a Wiśnia do siedziby Starej Marii i jednocześnie siedziby "burmistrza" miasta.
- I jak? - spytał.
- Po ataku wybiliśmy resztę Rzeszowców, spłonęły wszystkie swastyki, natomiast zawisły biało-czerwone flagi z orłem. Ponadto podsumowaliśmy wyniki ataku na bunkier. Jest naprawdę dobrze, nie spodziewałem się. Nie tylko mamy ponowny dostęp do Gdyni, to jeszcze powróciły nasze zapasy rezerwowe. Ponadto znaleźliśmy kilka... ciekawych rzeczy związanych z historią i planami Rzeszy - odparła zadowolona Maria.
- Pokaż.
Przed Wiśnią wylądował stosik papierów, map, planów i innych takich rzeczy. Zerknął na pierwszy, była to lista notatek dyrektora gdyńskiej siedziby Elledatromu, czyli dzisiejszej Rzeszy.
29.12.2012, siedziba Elledatrom S.A. Gdynia.
Fabryka działa w najlepsze, masa sprzętu pojawia się na linii produkcyjnej jak grzyby po deszczu. Oby tylko prezes miał rację, że to interes stulecia, bo inaczej całość pójdzie na marne. Choć i tak ostatnio świetnie nam szło, podczas tej całej akcji ze skończeniem się kamiennego zegarka Majów masa ludzi kupowała naszą broń... Cóż, apokalipsa nie nastała, ale pieniądze są. I będzie więcej. Oby.
07.02.2013, siedziba Elledatrom S.A. Gdynia.
Zarejestrowano wzrost zamówień na Chin. O co chodzi? Nie wiem, ci z góry każą, to jedziemy.
15.05.2013, siedziba Elledatrom S.A. Gdynia.
Zamówienia z Chin wciąż napływają, ponadto naszły te z Rosji, co jest dziwne, bo oni sami sobie zawsze produkowali broń, a teraz zamawiają jeszcze u nas. Ponadto nadchodzą duże zamówienia do państw afrykańskich i USA.
04.07.2013, siedziba Elledatrom S.A. Gdynia.
Jakiś czas temu rozpoczęły się walki na froncie Chiny-Tajwan, to pewnie o to chodziło z tymi zamówieniami na broń. Nieważne, jak długo płacą, tak długo uzbrojone pociągi będą jeździły na front...y. Na fronty.
06.07.2013, siedziba Elledatrom S.A. Gdynia.
Na zewnątrz panuje chaos, nie wiem co się dzieje. Ludzie biegają po ulicach, krzycząc, wyją syreny alarmowe. Oby to nie było to, o czym opowiadał mi syn. Nasz pociąg z uzbrojeniem zatrzymali nagle w Sopocie. Dlaczego? Nie wiem, ale muszę skończyć, powinienem coś zrobić zanim to rąb...
Tutaj wpis się kończył zwęglonym urywkiem kartki.
- I co? - spytał Wiśnia, zastanawiając się nad tym, co właśnie przeczytał.
- Autor zginął, w wybuchu. Ale zobacz - Maria podała mu parę kolejnych kartek - Tu jest dalej.
09.07.13, magazyn podziemny fabryki broni Elledatrom S.A. Gdynia.
Ja... Ja już nie jestem poprzednim autorem wpisów w tym dzienniku... Jego zwłoki leżały na podłodze przy biurku. Nie dotykałem ich, właściwie nic nie dotykałem, wszystko jest mocno skażone. Kiedy byłem na górze, mój licznik Geigera terkorał jak szalony. Za to znalazłem ten notatnik. Zawsze to jakaś pamiątka, która jakimś cudem nie doprowadzała licznika do szaleństwa.
Powierzchnia nie jest wyludniona, o nie, nie. Co kilka ulic natrafisz na grupkę ocalonych obdartusów bez połowy włosów i z poparzeniami trzeciego stopnia. Jedni poproszą cię o ratunek, inni zaatakują. Przyznam, że ci drudzy potrafią być kreatywni. Jedni raz zastawili pułapkę z puszek, na którą jeden z moich wpadł, a już po chwili otoczyła nas grupa obdartusów, trzymających kije od mioteł z przymocowanymi do nich nożami, co stanowiło formę dzidy. Jednak jeszcze parę dni temu byliśmy największym producentem broni na świecie, więc walka nie była długa. Cóż... Większość z nich i tak nie przetrwa najbliższego tygodnia.
10.07.13
Audycje z rządu nie nadeszły. Nie, żebym się tego nie spodziewał. W obliczu wojny nuklearnej nasz kraj nie miał szans. Większość Europy nie miała. Najważniejsze jest to, że żyjemy. A jest nas dwudziestu ośmiu. Udało nam się w porę uciec do piwnic fabryki, które już od jakiegoś czasu były przerabiane na schron. Ale aż się dziwię, że nie rąbnęli w nas, tylko w gdzieś chyba przy marynarce, choć kilku tych wybrańców, co przeżyli tam na górze, wspomniało że grzyba widzieli od strony Sopotu. Cóż, poczekamy-zobaczymy. Teraz i tak nie mam ich jak wypytać, bo ci poumierali na chorobę popromienną.
- No okej, ale jaki to ma związek z... czymkolwiek? - spytał Wiśnia.
- W dalszych notatkach opisał, jak Elledatrom ich indoktrynował przez radio. Tak powstali Rzeszowcy. Przyda się wam, skoro z nimi walczycie.
- Później to poczytam, ok?
- Twój wybór.
- No dobra, wracając do...
- Łódka, tak?
- Tak.
- Korzystaliśmy z niej tylko w święta narodowe, możecie ją wziąć. Przydzielimy wam kilku ludzi do obsługi, dalej sobie poradzicie.
- Myślisz?
- Uhm - poprawiła siwe włosy - A po co właściwie płyniecie do USA?
- Jest tam broń, jest Rzesza...
- No tak.
- Dobra - Wiśnia wstał z krzesła Nie ma co tego odkładać - przeciągnął się i skierował w stronę drzwi - Na razie!
Swoje kroki skierował do baru, gdzie aktualnie wesoło popijał Płomień, a grupka miejscowych grajków grała "In hell I'll be in good company". Atmosfera przyjemna, aż chciało się przyjść i napić.
Wiśnia przysiadł się do Płomienia przy barku.
- No dzień dobry.
- Cześć - przywitał się Płomień, położył na blacie kilka bełtów do kuszy i poprosił Flaka o kufelek dla Wiśni - To co, bracie, u ciebie słychać?
- A, niezgorsza - przed Wiśnią stanął robiony po Wojnie drewniany kubek pełen mętnej cieczy - Byłem u Starej Marii.
- Dowiedziałeś się czegoś wartościowego?
- Wyniki ataku świetne, blokada zniesiona, zapasy zdobyte i tak dalej. Łódź udostępniona, przydzielą nam kilku ludzi do obsługi kutra.
- No, ok. Coś jeszcze?
- Dostałem jakiś pamiętnik. Ponoć jest w nim historia Rzeszy, a przynajmniej jej część.
- Interesujące...
- No i tam ktoś pisał trochę przed Atakiem, trochę po Ataku, ale to już ktoś inny, dalej nie doczytałem.
- Potem też zerknę, ok? No dobra, to... - podniósł kufel - Zdrowie za Więcierz! - stuknęli kuflami i upili trochę ze środka.
- "In hell I'll be in good company..." - usłyszeli ze sceny.
- Właśnie! Za naszych towarzyszy broni, za Aliantów! Za naszą misję - zawołał Wiśnia, po czym stuknęli kuflami i upili jeszcze po łyku.
- Za poległych! - zawołał jeszcze Płomień - Za nas, za przyszłość i za cały ten pierdolony świat! - przybili ponownie, Płomień wyzerował i twarzą na blat, śpiąc słodko.
- Hik... Słaby ty jesseś... - wymamrotał Wiśnia, po czym wypił do dna swój kufel.

Metro 2033 - PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz