Rozdział 29 - Schron 15

509 36 49
                                    

Późnym wieczorem stanęli przed małą szopą.
- Do środka - mruknął Wyszkowiak
Weszli i zobaczyli drzwi do windy, takie jak w Schronie 13... były. Kolejny wybuch atomowy - myślał Wiśnia - Ludzie się nigdy nie zmienią... Kapitan kliknął guzik przy drzwiach, usłyszeli brzęczyk i drzwi ze skrzypieniem się rozsunęły. Wcisnęli się tam jakoś. Drzwi się zasunęły i zaczęły zjeżdżać na dół. Po chwili ciemności przez wizjery ich masek przeciwgazowych przecisnęło się światło lamp łojowych. Drzwi się ponownie rozsunęły. Ściągnęli maski i wreszcie mogli normalnie oddychać. Podszedł do nich chudy mężczyzna w łatanym garniturku.
- Witajcie w naszych skromnych progach Schronu 15! - powiedział - Co u was nowego w Garnizonie? Głodni? Spragnieni?
- Tylko tyle zostało z Garnizonu - burknął Wyszkowiak
- Co? Jak to?
- Zaatakowała IV Rzesza, użyli swojej "tajnej broni" - powiedział Bond
- Ojej... A czegóż to?
- *Gulp*... Taktycznej bomby atomowej. O sile ok. 5,5 kiloton.
Oczy mężczyzny zrobiły się duże, zaś jego twarz bledsza niż zwykle.
- Bo... Bo... Bo... Bo... Bo...Bomby? Atomowej?
- Tak. Byliśmy jedynymi poza Schronem, który był punktem zero... Jesteśmy ostatnimi przedstawicielami Garnizonu, a najwyższy rangą jest kapitan Wyszkowiak.
- Piotrze...
- Nie mów tak do mnie! - warknął Wyszkowiak
- Kapitanie, zapraszam do gabinetu. Janek! Zajmij się gośćmi! - powiedział, wziął kapitana i poszedł korytarzem
- Jasne... Tak, to żołnierze... Yyy... Dla was jest oddzielny pokój - rzekł młody blondyn z fryzurą w stylu typu lata siedemdziesiąte - A ta czwórka z Wrocławia...
- Trójka - poprawił go Krzysztof
- Trójka... Ummm... Ty, blondi, idziesz do pokoju 8, rudzielec do 9, a staruch do... 10.  Tak, 10.
- OK - odparli i rozeszli się.
Wiśnia pokierował się do korytarza, gdzie były pokoje 10-12 i zapukał do tych z numerem 10. Usłyszał kroki i otworzyły się drzwi. Osłupiał. Tak pięknej dziewczyny to jeszcze nigdy nie widział, była nawet piękniejsza niż ta, którą poznał na rok przed Atakiem. Ta miała długie, faliste, kruczoczarne włosy, jej szarawa koszulka powiewała na przeciągu, zgrabne nogi ukryły się pod dość obcisłymi spodniami składającymi się już bardziej z łat niż z materiału jednolitego, a na stopach były wojskowe buciory, za które niejeden by oddał swoje dwumiesięczne wyżywienie. Była wysoka, ale niższa niż Wiśnia, jej czubek głowy sięgał jego oczom.
- Wooo... - szepnął, wpatrując się w nią
- Wooo... - odparła ona, wpatrując się w niego
- Znaczy ten... Cześć - podał jej rękę - Jestem Andrzej, Andrzej Wiśniowski, ale wszyscy mówią na mnie Wiśnia.
- Cześć - też mu podała rękę - Jestem Alicja Kowalczyk. Mam 29 lat, a ty?
- 33.
- Ohoho, to nieźle. Tu będzie twój materac, dobrze? - pokazała mu stos kocy pod ścianą z betonowych cegieł
- Jasne - odparł i ułożył obok niego swoje rzeczy.
Pokój był niewielki, na środku przy ścianie był materac, na którym spała Alicja. Przy nim była mała szafka, a obok niej skrzynia ustawiona pionowo, by imitowała szafę dużą. Na środku wszystkiego stał stolik z lampą łojową, która była w tym pomieszczeniu jedynym źródłem światła. Alicja usiadła na swoim materacu. Była taka piękna...
- To... Skoro mamy tu być ze sobą, to wypadałoby się trochę lepiej poznać - powiedziała
- Tak.
- No to... Yyy... Ty jesteś spoza Bydgoszczy? Z jak daleka?
- Z bardzo daleka. Z Wrocławia.
- Wrocław... Faktycznie, było coś takiego. I jak tam jest? Jak wy tam żyjecie?
- No... To miejsce rodem z koszmaru, czyli nie różni się za bardzo od reszty świata. Dymiące ruiny pokryte śniegiem i lodem, drzewa wypalone z nawet krzty życia... Mutanty... A my sami ukryliśmy się w kanałach. Jest tam ciemno, wilgotno i zimno, katar masz praktycznie zawsze. Podzieliliśmy się na enklawy i próbujemy żyć jak przed Atakiem... Jemy, pijemy, uczymy się przydatniejszych rzeczy, toczymy wojny, zawieramy sojusze... A wy? Jak wam minęło te 20 lat?
- No cóż... Podczas Wojny garstka cywili pokrywała się w głębszych piwnicach, niektórym udało się przeżyć też w podziemnym parkingu centrum handlowego. Czuliśmy żałość i osamotnienie, nikt nas nie ratował... Aż pewnego dnia, jakieś trzy miesięce po Wojnie, do drzwi naszej piwnicy, w której właśnie kopaliśmy tunel do sąsiedniej, by założyć wspólnotę, ktoś zapukał. My, głodni i nieuzbrojeni otworzyliśmy. Stali tam ludzie w kombinezonach i maskach przeciwgazowych, wysłannicy Garnizonu Bydgoskiego. Wzięli wszystkich ocalałych i zabrali tutaj, do Schronu 15, a sami odeszli do Schronu 13. Utrzymywaliśmy kontakty i linię karawan handlowych. Aż do dziś... Współczuję.
- To nie mi, a kapitanowi. Ja się tak nie przywiązałem do tego miejsca.
- Jak to? Mówili, że od trzech tygodni tam jesteś...cie.
- Ale ja byłem w śpiączce i pamiętam tylko dzień, w którym się wybudziłem i wyruszyliśmy.
- W śpiączce? Ojej... - stwierdziła cicho Alicja i usiadła obok Wiśni. Na ramieniu położyła mu rękę.
- Dzięki. Ale teraz jest ok... Tylko znowu bomby spadają - powiedział Wiśnia
- To straszne... Gdy spadły pierwsze bomby, miałam 9 lat. Nie dasz wiary, jak się bałam.
- Dam wiarę, ja miałem wtedy 13. Trzy dni wymiotowałem ze stresu...
- Ta... To było koszmarne... Ludzie się nig...
- ...dy nie zmienią, wiem. Zawsze to mówię.
- Nieprawda, ja zawsze tak mówię - zaśmiała się
- Polemizowałbym - uśmiechnął się w odpowiedzi
- Co?
- Nieważne... Wiesz co, to jest najszybciej zawarta przyjaźń, jaką w życiu zawarłem.
- Haha, moja też. Ale serio, łatwo cię polubić. A pokłócić? Szczerze wątpię. Jesteśmy dość podobni...
- Może...
- Poznacie się bardziej zaraz - do pokoju wkroczył Janek - Bo kolacja.
Chętnie wstali i razem poszli do jadalni.

Metro 2033 - PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz