- Wiśnia? - spytał Płomień
- Tak?
- A tak zimno było zawsze?
- Nie. Przed Atakiem taka zima, tylko lżejsza, była tylko przez 3 miesiące na rok... Chyba... No, a po Ataku... Kojarzysz Słońce?
- Słyszałem o tym.
- No, to Słońce dawało nam ciepło. Potem była Wojna, spadły bomby, wzbiły sadzę i pył, a one zmieszały się z chmurami i zakryły Słońce. I tak od 13 lat sobie wiszą nad ziemią blokując ciepło słoneczne i jest zimno, i pada śnieg, i w ogóle... Rozumiesz?
- Rozumiem. A jak wyglądało te pierwsze 7 lat, gdy jeszcze śniegu i lodu nie było?
- Nooo... Jak teraz wszystko jest szare i białe, tak wtedy by szare i rdzawo-czerwone.
- Jak moje włosy?
- Ciemniejsze. I gorąco było, uff, jak było gorąco.
- Aha.
- A propos, robi się ciemno. Zaraz lądujemy.
Założyli maski i kurtki i, rozwiewując śnieg z drogi, wylądowali przy jakby nieruszonym Lidlu.
- Noc spędzimy w piwnicy pod tym sklepem, ok? - zaproponował Andrzej
- A tam nie ma ludzi? - zasugerowała Wstęga
- Skąd ja mam to wiedzieć? Ale raczej nie.
Weszli do ogołoconego z wszystkiego sklepu, znaleźli drzwi z napisem "podziemny magazyn", zeszli po schodach za nimi i teraz mogliby zobaczyć otwarte drzwi prowadzące do magazynu, ale NIE. Otóż zobaczyli... Stalową zaporę hermetyczną z namalowanymi na niej na czerwono liśćmi otaczającymi gwiazdę pięcioramienną wiszącą dumnie nad srogo wyglądającymi skrzyżowanymi sierpem i młotem.Krzysztof zrobił krok naprzód i obejrzał się na przyjaciół. Oboje kiwnęli głowami. Przygotowali broń, ale tylko by ją wygodnie wyjąć, nie by witać się z gospodarzem, kimkolwiek by nie był, z nożami w rękach. Płomień podszedł do zapory, przyłożył rękę i zapukał, po czym się o razu odsunął. Usłyszeli szuranie za zaporą, kroki i głosy. Zapora zadrżała, zaskrzypiała, rozsunęła na milimetr, buchnęła z niej para, ze skrzypieniem rozsunęły się na 2 centymetry. Z drugiej strony zapory patrzyło na nich oko. Od razu podnieśli ręce w znaku pokojowych zamiarów. Zapora znowu syknęła i rozsunęła się całkowicie.
- Czego? - spytał starym, nieprzyjemnym głosem staruszek bez włosów, za to z parą wielkich oczu
- Chcieliśmy... Spędzić tu noc... - odpowiedział z niepewnością Płomień, zsuwając kaptur i maskę z twarzy
- Hmm... Nasz dom waszym domem. Ale mam na was oko. 4 drzwi na prawo, tym korytarzem. Idźcie.
- Dzięki...
- A, jeszcze jedno pytanie. Jesteście komunistami?
- Kim? - zdziwili się Wstęga i Płomień
- Potem wam wyjaśnię, powiedzcie, że tak - szepnął Wiśnia
- Yyy, taa, jasne. Jesteśmy komunistami.
- Czyżby? - staruszek przymróżył oczy - Skoro tak, to kto...
- Wieszczak, nie już katuj ludzi tymi pytaniami o Marksa. Są zmęczeni i nie chcą spać pod opadem promieniotwórczym, prawda? - krzyknął jakiś młodszy człowiek.
Trójka z Wrocławia po prostu poszła. W holu ktoś oblał ich niebieskim płynem z wiadra, pewnie by ich odkazić. Weszli do pokoju, a tam siedziała już rodzinka. Ojciec, matka i na oko 5-letnie dziecko.
- Przepraszamy, ale to nasz pokój - stwierdziła Wstęga
- O nie, nie. W Komunie nie ma "nasz" czy "moje". Wszystko należy do wszystkich - odparł ojciec.
Wstęga otworzyła tylko szeroko oczy, a Andrzej pokazał jej gest, by nic nie mówiła. Krzysztof stał cicho. Rozłożyli śpiwory, pod głowy położyli sobie plecaki. Kurtki zawiesili na haczykach na ścianie.
- ŚWIATŁA GASNĄ!!! - wrzasnął ktoś z zewnątrz, po czym światła faktycznie zgasły.
Wiśnia nie mógł zasnąć. Leżał i patrzył na sufit.
- Wiśnia - usłyszał szept - Wiśnia.
- Co? Kto mówi? - odpowiedział szeptem
- To ja, Wstęga.
- Co chcesz?
- Obawiam się tych ludzi. Chyba wolałabym wrócić do helikoptera.
- Ty się obawiasz? Jesteś przecież najodważniejsza z całej naszej trójki. Pokonałaś armię nazistów!
- Nie byłam sama. A teraz...
- Teraz masz nas. I uwierz mi, będziemy się wspierać nawzajem, ty, ja i Płomień.
- Dobrze. To mnie podnosi na duchu. A ten cały Handlarz... Ufasz mu? Czy dlatego lecimy do tego całego Malborka?
- Przecież inaczej byśmy nie lecieli. Może za bardzo trzymam się przedwojennych zasad, ale jak ktoś siedzi sam i nie ma jedzenia, to raczej powinno się mu pomóc.
- A skąd wiesz, że on prawdę mówił?
- No bo... Nie wiem... Serce mi podpowiada. Bo jak mówił prawdę to może nawet zostaniemy bohaterami nie tylko Wrocławia, ale całej Polski. A jak kłamał i nas zabije... To czy ma po nas kto płakać?
- No nie... Ja jestem sierota, bo matka zmarła podczas porodu a ojciec raz poszedł na Powierzchnię i już nie wrócił.
- Płomień mówił też, że jego matka umarła od napromieniowanej wody, a ojciec był w Bydgoszczy podczas Ataku i pewnie nie żyje.
- ... A ty, Andrzej?
- Moja rodzina... Przeżyliśmy we własnym bunkrze.
- Co? Jesteście Wyklęci?
- Tak, ale nie mów nikomu z kanałów. I tam żyliśmy kilka lat, aż... *chlip*... One przyszły z zewnątrz. Weszły i zabiły ich... A mnie przy tym nie było... Ja mogłem zginąć, nie ojciec. On był prawdziwym twardzielem. Ale pchałem się na Powierzchnię... Wróciłem, a oni leżeli w basenie krwi... Potem przyszła zima nuklearna. I skończyła to, co ja zacząłem. Zabiła mutanty. Niewiele się przystosowało.
- Oj... Ja nie... Przepraszam...
- Masz prawo pytać i poznawać świat. Żaden problem.
- Aha. Ok.
Odwróciła się. Zapadła cisza. Jednak została przerwana ponownie przez szept Wstęgi.
- Wiśnia...
- Hmm?
- A jak myślisz... Czy ten... Czy Płomień... Czy myślisz, że on mnie lubi?
Andrzej uśmiechnął się pod nosem. Jego młody przyjaciel ms szczęście.
- Myślę, że tak. Ale ja nie ingeruję. Teraz śpij już, młoda, jutro lecimy dalej.
Wstęga położyła się i zasnęła. A Wiśnia wciąż nie mógł. Wygrzebał się ze śpiwora i zapalił małą świeczkę. Wyciągnął skrawek papieru, nasypał na niego troszkę suszonego tytoniu, skręcił i zapalił. Wsadził kiepa do ust i zaciągnął się. Dym wypełnił mu usta i połechotał gardło. Rzadko palił, ale zdążył się przyzwyczaić.
- Co robisz? - usłyszał dziecięcy głos. Należał on do syna pary komunistów śpiących pod ścianą
- Ja? Nic.
- Palisz. Denerwuje cię coś?
- Nie. Po prostu... Nie mogę zasnąć. A ty czemu nie śpisz?
- Też nie mogę. Mogę zapalić?
- Hehe, nie, masz mleko pod nosem.
- Co to "mleko"?
- Ee... Nieważne...
- To nie ty przyleciałeś z góry tym halihokterem?
- Tak.
- Jak jest na górze?
- Szaro, cicho, zimno... Nie spodobałoby ci się.
- A jakieś szczegóły? Jak dorosnę, chcę być stalkerem.
- ... No... Na podłodze masz beton. Jak tu. I kiedyś, kiedy ludzie żyli jeszcze na górze, nazywano to "ulica". Ulice rozciągały się po całym mieście. Nad nimi rosły budynki. Teraz z nich został tylko gruz. Są tam też spalone drzewa. Zamiast potężnych, twardych słupów z zieloną koroną, zostały tylko czarne, słabe kikuty.
- Co?
- Takie zniszczone słupki.
- Aha... A narysujesz mi świat taki, jak wyglądał kiedyś? Te drzewa, i ulice, i mleko?
- Jasne - Wiśnia wziął artefakty rysunku od chłopca i narysował miasto, w nim park z drzewami i stół, przy którym siedzieli szczęśliwi ludzie i bez potrzeby noszenia masek przeciwgazowych pili mleko. Dał obrazek chłopcu, a ten uradowany podziękował, schował go do szuflady i poszedł spać. Wiśnia wypalił papierosa i też się położył. Rano już nie było ich w mieście.Zrobiłem jedną ilustrację do rozdziału i zacząłem się zastanawiać, czy robienie ilustracji byłoby fajne. Piszcie :D!
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...