Rozdział 17 - Krotoszyn

716 50 6
                                    

- Wiśnia? - spytał Płomień
- Tak?
- A tak zimno było zawsze?
- Nie. Przed Atakiem taka zima, tylko lżejsza, była tylko przez 3 miesiące na rok... Chyba... No, a po Ataku... Kojarzysz Słońce?
- Słyszałem o tym.
- No, to Słońce dawało nam ciepło. Potem była Wojna, spadły bomby, wzbiły sadzę i pył, a one zmieszały się z chmurami i zakryły Słońce. I tak od 13 lat sobie wiszą nad ziemią blokując ciepło słoneczne i jest zimno, i pada śnieg, i w ogóle... Rozumiesz?
- Rozumiem. A jak wyglądało te pierwsze 7 lat, gdy jeszcze śniegu i lodu nie było?
- Nooo... Jak teraz wszystko jest szare i białe, tak wtedy by szare i rdzawo-czerwone.
- Jak moje włosy?
- Ciemniejsze. I gorąco było, uff, jak było gorąco.
- Aha.
- A propos, robi się ciemno. Zaraz lądujemy.
Założyli maski i kurtki i, rozwiewując śnieg z drogi, wylądowali przy jakby nieruszonym Lidlu.
- Noc spędzimy w piwnicy pod tym sklepem, ok? - zaproponował Andrzej
- A tam nie ma ludzi? - zasugerowała Wstęga
- Skąd ja mam to wiedzieć? Ale raczej nie.
Weszli do ogołoconego z wszystkiego sklepu, znaleźli drzwi z napisem "podziemny magazyn", zeszli po schodach za nimi i teraz mogliby zobaczyć otwarte drzwi prowadzące do magazynu, ale NIE. Otóż zobaczyli... Stalową zaporę hermetyczną z namalowanymi na niej na czerwono liśćmi otaczającymi gwiazdę pięcioramienną wiszącą dumnie nad srogo wyglądającymi skrzyżowanymi sierpem i młotem.

 Stalową zaporę hermetyczną z namalowanymi na niej na czerwono liśćmi otaczającymi gwiazdę pięcioramienną wiszącą dumnie nad srogo wyglądającymi skrzyżowanymi sierpem i młotem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Krzysztof zrobił krok naprzód i obejrzał się na przyjaciół. Oboje kiwnęli głowami. Przygotowali broń, ale tylko by ją wygodnie wyjąć, nie by witać się z gospodarzem, kimkolwiek by nie był, z nożami w rękach. Płomień podszedł do zapory, przyłożył rękę i zapukał, po czym się o razu odsunął. Usłyszeli szuranie za zaporą, kroki i głosy. Zapora zadrżała, zaskrzypiała, rozsunęła na milimetr, buchnęła z niej para, ze skrzypieniem rozsunęły się na 2 centymetry. Z drugiej strony zapory patrzyło na nich oko. Od razu podnieśli ręce w znaku pokojowych zamiarów. Zapora znowu syknęła i rozsunęła się całkowicie.
- Czego? - spytał starym, nieprzyjemnym głosem staruszek bez włosów, za to z parą wielkich oczu
- Chcieliśmy... Spędzić tu noc... - odpowiedział z niepewnością Płomień, zsuwając kaptur i maskę z twarzy
- Hmm... Nasz dom waszym domem. Ale mam na was oko. 4 drzwi na prawo, tym korytarzem. Idźcie.
- Dzięki...
- A, jeszcze jedno pytanie. Jesteście komunistami?
- Kim? - zdziwili się Wstęga i Płomień
- Potem wam wyjaśnię, powiedzcie, że tak - szepnął Wiśnia
- Yyy, taa, jasne. Jesteśmy komunistami.
- Czyżby? - staruszek przymróżył oczy - Skoro tak, to kto...
- Wieszczak, nie już katuj ludzi tymi pytaniami o Marksa. Są zmęczeni i nie chcą spać pod opadem promieniotwórczym, prawda? - krzyknął jakiś młodszy człowiek.
Trójka z Wrocławia po prostu poszła. W holu ktoś oblał ich niebieskim płynem z wiadra, pewnie by ich odkazić. Weszli do pokoju, a tam siedziała już rodzinka. Ojciec, matka i na oko 5-letnie dziecko.
- Przepraszamy, ale to nasz pokój - stwierdziła Wstęga
- O nie, nie. W Komunie nie ma "nasz" czy "moje". Wszystko należy do wszystkich - odparł ojciec.
Wstęga otworzyła tylko szeroko oczy, a Andrzej pokazał jej gest, by nic nie mówiła. Krzysztof stał cicho. Rozłożyli śpiwory, pod głowy położyli sobie plecaki. Kurtki zawiesili na haczykach na ścianie.
- ŚWIATŁA GASNĄ!!! - wrzasnął ktoś z zewnątrz, po czym światła faktycznie zgasły.
Wiśnia nie mógł zasnąć. Leżał i patrzył na sufit.
- Wiśnia - usłyszał szept - Wiśnia.
- Co? Kto mówi? - odpowiedział szeptem
- To ja, Wstęga.
- Co chcesz?
- Obawiam się tych ludzi. Chyba wolałabym wrócić do helikoptera.
- Ty się obawiasz? Jesteś przecież najodważniejsza z całej naszej trójki. Pokonałaś armię nazistów!
- Nie byłam sama. A teraz...
- Teraz masz nas. I uwierz mi, będziemy się wspierać nawzajem, ty, ja i Płomień.
- Dobrze. To mnie podnosi na duchu. A ten cały Handlarz... Ufasz mu? Czy dlatego lecimy do tego całego Malborka?
- Przecież inaczej byśmy nie lecieli. Może za bardzo trzymam się przedwojennych zasad, ale jak ktoś siedzi sam i nie ma jedzenia, to raczej powinno się mu pomóc.
- A skąd wiesz, że on prawdę mówił?
- No bo... Nie wiem... Serce mi podpowiada. Bo jak mówił prawdę to może nawet zostaniemy bohaterami nie tylko Wrocławia, ale całej Polski. A jak kłamał i nas zabije... To czy ma po nas kto płakać?
- No nie... Ja jestem sierota, bo matka zmarła podczas porodu a ojciec raz poszedł na Powierzchnię i już nie wrócił.
- Płomień mówił też, że jego matka umarła od napromieniowanej wody, a ojciec był w Bydgoszczy podczas Ataku i pewnie nie żyje.
- ... A ty, Andrzej?
- Moja rodzina... Przeżyliśmy we własnym bunkrze.
- Co? Jesteście Wyklęci?
- Tak, ale nie mów nikomu z kanałów. I tam żyliśmy kilka lat, aż... *chlip*... One przyszły z zewnątrz. Weszły i zabiły ich... A mnie przy tym nie było... Ja mogłem zginąć, nie ojciec. On był prawdziwym twardzielem. Ale pchałem się na Powierzchnię... Wróciłem, a oni leżeli w basenie krwi... Potem przyszła zima nuklearna. I skończyła to, co ja zacząłem. Zabiła mutanty. Niewiele się przystosowało.
- Oj... Ja nie... Przepraszam...
- Masz prawo pytać i poznawać świat. Żaden problem.
- Aha. Ok.
Odwróciła się. Zapadła cisza. Jednak została przerwana ponownie przez szept Wstęgi.
- Wiśnia...
- Hmm?
- A jak myślisz... Czy ten... Czy Płomień... Czy myślisz, że on mnie lubi?
Andrzej uśmiechnął się pod nosem. Jego młody przyjaciel ms szczęście.
- Myślę, że tak. Ale ja nie ingeruję. Teraz śpij już, młoda, jutro lecimy dalej.
Wstęga położyła się i zasnęła. A Wiśnia wciąż nie mógł. Wygrzebał się ze śpiwora i zapalił małą świeczkę. Wyciągnął skrawek papieru, nasypał na niego troszkę suszonego tytoniu, skręcił i zapalił. Wsadził kiepa do ust i zaciągnął się. Dym wypełnił mu usta i połechotał gardło. Rzadko palił, ale zdążył się przyzwyczaić.
- Co robisz? - usłyszał dziecięcy głos. Należał on do syna pary komunistów śpiących pod ścianą
- Ja? Nic.
- Palisz. Denerwuje cię coś?
- Nie. Po prostu... Nie mogę zasnąć. A ty czemu nie śpisz?
- Też nie mogę. Mogę zapalić?
- Hehe, nie, masz mleko pod nosem.
- Co to "mleko"?
- Ee... Nieważne...
- To nie ty przyleciałeś z góry tym halihokterem?
- Tak.
- Jak jest na górze?
- Szaro, cicho, zimno... Nie spodobałoby ci się.
- A jakieś szczegóły? Jak dorosnę, chcę być stalkerem.
- ... No... Na podłodze masz beton. Jak tu. I kiedyś, kiedy ludzie żyli jeszcze na górze, nazywano to "ulica". Ulice rozciągały się po całym mieście. Nad nimi rosły budynki. Teraz z nich został tylko gruz. Są tam też spalone drzewa. Zamiast potężnych, twardych słupów z zieloną koroną, zostały tylko czarne, słabe kikuty.
- Co?
- Takie zniszczone słupki.
- Aha... A narysujesz mi świat taki, jak wyglądał kiedyś? Te drzewa, i ulice, i mleko?
- Jasne - Wiśnia wziął artefakty rysunku od chłopca i narysował miasto, w nim park z drzewami i stół, przy którym siedzieli szczęśliwi ludzie i bez potrzeby noszenia masek przeciwgazowych pili mleko. Dał obrazek chłopcu, a ten uradowany podziękował, schował go do szuflady i poszedł spać. Wiśnia wypalił papierosa i też się położył. Rano już nie było ich w mieście.

Zrobiłem jedną ilustrację do rozdziału i zacząłem się zastanawiać, czy robienie ilustracji byłoby fajne. Piszcie :D!

Metro 2033 - PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz