Wiśnia doszedł tunelami do bramy głównej Nowego Watykanu.
Był to łącznik kilku rur ze starymi odcinkami tuneli pod sobą, co sprawiało wrażenie dwóch dużych pięter z pięcioma odnogami.
Prawie jak w Bytomiu.
- Czego chcesz, ku*wa raz, dwa, trzy?! - krzyknął strażnik.
- Wejść! - odparł bez zmrużenia oka Andrzej.
- Imigrantów nie przyjmujemy! - wrzasnął drugi strażnik.
- Nie jestem imigrantem, chcę odwiedzić przyjaciela!
- Taa? Jakich ty tu masz "przyjaciół"?
- Płomień, kojarzysz? Taki rudy hodowca grzybów.
- A, Płomień... Czekaj.
Jeden strażnik wszedł za masywne drzwi, zostawiając Wiśnię i drugiego sam na sam.
Minęło kilka minut, a pierwszy strażnik wrócił razem z brudnym, rudym facetem.
- Ten, o tu mówi, że jest twoim przyjacielem i chce się spotkać.
- O, Wiśnia, Chodź. Zaraz kończę zmianę.
Wiśnia, odprowadzony znudzonym wzrokiem strażników wszedł do Nowego Watykanu.
Drzwi się zamknęły.
- Zejdź piętro niżej, po drabinie, tam będzie knajpa "Radionieaktywna". Ja zaraz do ciebie zejdę - powiedział Krzysztof.
Andrzej kiwnął głową i skierował się do drabinki, jednocześnie zdejmując skórzaną kurtkę.
Zszedł i faktycznie, były tam drzwi i napis "Radionieaktywna", obok którego był przekreślony symbol promieniowania.
Wszedł tam i usiadł na starym stołku, pewnie przyniesionym z Powierzchni. Przytulnie tam było, nie patrząc nawet na prawie gołą kobietę tańczącą na rurze. Po kilku minutach (na trzeźwo) lekko brudnawy do środka wszedł Płomień.
Śmierdział grzybami.
W sumie nie było to dziwne.
- Jesteś! To co, pijemy?
- A chętnie, chętnie - uśmiechnął się Wiśnia.
- Whiskey, bimber, wódka, samogon, co wolisz?
- A mogę wymieszać wódkę z whiskey?
- Umrzesz po tym, ale dobra. Whiskey i Bom-Bom!
- Bom-Bom? - spytał zdziwiony Andrzej
- Taka nazwa, nieważne. Zdrowia!
Wypili. Andrzejowi zakręciło się w głowie. MOCNO.
- Jezu, z czego oni to robią?
- Wódę? Z groszku. Jak nie chcesz, to daj, wypiję.
- Wypiję, wypiję, można się przyzwyczaić. No, chluśniem bo uśniem!
Kolejna kolejka. Płomień ledwo się utrzymuje na krześle.
- To ten... Pij, ku*wa!
Trzecia.
Wiśnia opadł twarzą na blat.
Usłyszał tylko "Al ty ssłaaby jesteśśś..." i kolejne uderzenie twarzą o blat. Potem zasnął.* * *
O ku*wa, ale boli... - pomyślał Andrzej. Bolała go głowa, strasznie.
Delikatnie rozsunął jedną powiekę. Było ciemno.
Otworzył oczy i przetarł je, podnosząc się.
Płomień leżał obok niego i wciąż spał. Andrzej dotknął kieszeni swoich spodni.
Nie wyczuł kawałka kartonika, na którym był jego nowy, powojenny dowód osobisty, zwany w kanałach "przepustką".
Jego serce zatrzymało akcję, ale po chwili zaczęło bić z prędkością pocisków z karabinu maszynowego. Zaczął się przeszukiwać po całym ciele, co wyglądało trochę jak taniec. Nie ma.
- Płomień. Płomień! Płomień! - zaczął go potrząsać Wiśnia.
- Chrap... Coooo? Co ty chcesz?
- Moje dokumenty. Nie wyjdę stąd bez nich!
- Czekaj... Gdzie jesteśmy?
- Ch*j wie, nie obchodzi mnie to! Chcę znaleźć papiery!
Wstali i zaczęli trochę się rozglądać po miejscu, gdzie byli, a był to prosty tunel roboczy, pełen skrzyń, za to bez ludzi. Nic, żadnego dowodu osobistego tu nie było. Skrzynie również były puste.
- Przenajmniej żyjemy po tamtych drinkach - uśmiechnął się krzywo Płomień. Wiśnia tylko zerknął na niego bykiem - Na mnie się nie patrz! To ty chciałeś whiskey z wódką.
- A musisz akurat TERAZ żartować sobie?
- No niby nie...
Wyszli przez drzwi na zwykły korytarz, taki jak te, w których egzystowali Ocaleni.
Natychmiast się ukryli za beczką, gdyż okazało się, że jest już po gaszeniu świateł i każdy, kto się teraz tam pojawi, pójdzie do aresztu.
Zza rogu zobaczyli światło lampy łojowej, a zaraz po nim strażnika w ciemnym mundurze.
- Halo! Ktoś tu jest?! - krzyknął
Nie drgnęli.
- Eee, pewnie mi się zdawało.
Nie wydając żadnego dźwięku, Krzysztof i Andrzej wrócili do magazynu.
Nagle ciarki przeszły ich plecy, gdyż usłyszeli jeszcze jedno zdanie:
- O, chyba ktoś nie zamknął drzwi do magazynu ze sprzętem.
Ku*wa, NIE! - pomyśleli jednocześnie.
Wiśnia otworzył skrzynkę z rysunkiem maski przeciwgazowej, a rudy tak wyrzucił kulę, że trafił nią w głowę strażnika.
Andrzej tylko wyciągnął maskę "Buldog", dwa filtry, torbę i gruby płaszcz przeciwdeszczowy, podszyty grubszą warstwą gumy i starych koszul, z kapturem.
Założył swoje MC-1, resztę ekwipunku wcisnął Krzysztofowi i pobiegł w stronę drabinki. Rudy założył wszystko na siebie z niezwykłą szybkością, bo domyślił się już planu Wiśni.
Zanim reszta strażników tam dobiegła, 33-latek już zasunął klapę. Spoceni i zmęczeni usiedli na starych ławkach w popielatym, pokrytym radioaktywnym śniegiem parku.
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...