Jak na pojazdy, którymi jechali, zahamowali dość płynnie. Na tyle płynnie, że Alicja się obudziła, a Wstęga prawie nabiła sobie guza. Byli na miejscu. Wszyscy wstali, założyli maski i przygotowali broń. Drzwi otworzyły się z sykiem. W drzwiach stał kapral Jóźwiak, dając ręką znaki, by wysiedli, ale cicho, co też wszyscy uczynili. Stanęli w dwuszeregu przed autobusem. Robiło się ciemno, padał gęsty, intensywny śnieg. I stali tak, w szumie oddechów zniekształcanych przez maski przeciwgazowe, w wietrze, przebijającym ich kurtki i narażającym ich płuca na zapalenie, w śniegu, który przemieniał licznik Geigera w katarynkę. Przed nimi, teraz już wszystkimi, bo drugi autobus też dojechał, stali kapitan Wyszkowiak i kapral Jóźwiak, były dowódca Schronu 15.
- Drugi batalion, pluton pierwszy! - krzyknął ten pierwszy.
Połowa Drugiego stanęła na baczność. W jego skład wchodziła Wstęga.
- Waszym zadaniem będzie wstępna eliminacja strażników, po cichu! Batalion drugi, pluton drugi! Waszym będzie wykryć i wyeliminować wszelkie pułapki i zabezpieczenia! Zrozumieli?
- Tak jest! - odparł cały Drugi.
- Batalion trzeci, pluton pierwszy! Wy otwieracie te grube drzwi bazy! Zrozumiano?!
- Tak jest! - odparł pierwszy batalion Trzeciego.
- Cała reszta, że tak się kolokwialnie wyrażę, nakurwia na każdego nazistę, jakiego spotkamy! Dochodzimy do pomieszczenia głównego i przesłuchujemy Keplera, tego grubasa z wyższych sfer Rzeszy! JASNE!?
- TAK JEST!!! - odparła cała reszta, zawierająca w sobie Andrzeja, Alicję i Płomienia.
Ruszyli. Na bitwę.* * *
Kiedyś dadzą ci karabin, każą równo stać!
Kiedyś każą załadować, potem oddać strzał!
Siłą wpędzą do okopu, błoto wbiją w twarz!
Kiedyś padnie rozkaz umrzyj i skończy się czas!Ta melodia odgrywała się w głowie Wiśni, gdy wraz ze swoim plutonem szli do drzwi bazy. Niewielki budynek, zbudowany z cegły, a na jego środku duże, masywne drzwi z napisem "Piłsudski-1b" i namalowaną czarną swastyką na pomarańczowym tle. Pierwszy pluton Trzeciego wyciągnął łomy. Włożyli je między skrzydła drzwi i pociągnęli.
- To nic nie da, hermetyczne - powiedział niezbyt głośno Nowy - Kuna, zajmiesz się tym?
- Z przyjemnością - odparł Kuna.
Wyciągnął z kieszeni dwie laski dynamitu, delikatnie rozszerzył wnękę między skrzydłami i je tam włożył.
- W takiej sytuacji nie będzie możliwe wyeliminowanie strażników po cichu - zauważył ktoś z Drugiego.
- To zrobimy to głośno. Nie zdążą się przygotować - odparł Piotr, członek Pierwszego.
Ruch zapalniczką starczył, by z lontów dynamitu zaczęły sypać się iskry.
- Przygotować broń! - zawołał Jóźwiak.
- Odsunąć się! - krzyknął Kuna.
Eksplozja rozsadziła drzwi. Przywitało ich szare światło elektryczne i dwóch strażników, szybko z resztą zastrzelonych, nie zdążyli wszcząć alarmu.
- Eksplozję było słuchać na dole, ruchy, ruchy! - krzyczał Wyszkowiak.
Drugi pluton Trzeciego zbiegł po schodach. Wiśnia, z załadowanym karabinkiem strzelca wyborowego, pruł ołowiem do każdego człowieka z opaską ze swastyką na ramieniu. Skręcili w lewy korytarz (pierwszy pluton wraz z Alicją i kilkoma innymi plutonami popędził w prawy), zastrzelili trzech strażników, zatrzymali się.
- Gdzie!? - krzyknęła Zięba.
- Za drzwi i w prawo! - odparł Chytrus, patrząc na obrazek z planem bunkra.
Zrobili to, pobiegli w prawo, znowu w prawo i spotkali się z drugą połową Armii.
- Za drzwiami? - spytała Alicja
- Tak! - rzekł Lemek, kopiąc je tak, że prawie wypadły z zawiasów.
Stanęli w dużym pomieszczeniu pełnym nazistów i sprzętu radiowego, lecz nigdzie nie było Keplera. Po chwili zdziwionego patrzenia się na siebie nawzajem, z obu stron padła "ognia!" i tak, od żołnierzy byłego Garnizonu i od Wrocławian poszły strzały z karabinków i strzelb myśliwskich, od byłych cywilów były prute strzały z kuszy, łuków i proc, zaś od nazistów poleciał ołów z pistoletów i strzelb. Armia Aliancka usłyszała ze swojej strony komendę "kryć się", co z chęcią uczyniła, bo już kilka osób miało wpakowany ołów w kończyny. Naziści to jednak nie szturmowcy ze starej przedwojennej serii "Gwiezdne Wojny", potrafią trafić celnie.
Szybko naziści zaczęli przegrywać bitwę. Było ich, mimo wszystko, mniej. Kiedy padł ostatni, nie było odetchnięcia ulgi. Trzeba było znaleźć Keplera.
- On na pewno tu jest? - spytał Jóźwiak Wyszkowiaka.
- Musi być.
Zaczęli przeszukiwać bunkier. W końcu Wiśnia go znalazł. Otworzył drzwi, a tam łysy grubas w mundurze SS-mana siedział życie na toalecie.
- O kurwa... - szepnął.
Dostał z pięści od 33-latka, tak że jeden z zębów nazisty wylądował w wiadrze trzy metry dalej. Kepler nie wstał przez następne pół godziny.* * *
Jednak po tej półgodzinie się obudził. Leżał, przywiązany do stołu, tak by nie mógł się ruszyć, a światło lampy biło go po oczach.
- Proszę, proszę, proszę - rzekł Wyszkowiak, stojąc nad nim - Czyżby to nie był słynny porucznik Kepler?
- Hhhmhbffmhhmbfm! - krzyczał Kepler przez szmatę włożoną do ust.
- Tak, tak, wykrzycz się, w takiej sytuacji możesz być... - zamyślił się, jadąc końcówką noża po jego krtani - Nieco zestresowany...
- HHHHHHMPFFFFF!!!
- Tak, tak, oczywiście. Ok, chyba się już wykrzyczałeś. Wyjmę ci tę szmatkę, na pewno niesmaczna.
Jak powiedział, tak uczynił.
- Co tu się dzieje, do jasnej cholery!? - krzyknął Kepler.
- Widzisz, jest IV Rzesza, więc muszą być i Alianci.
- Ale po co!?
- Cóż, nikt nie lubi być kontrolowany przez pseudoniemiecką, nazistowską organizację, szczególnie Polacy, przecież wiesz, jacy jesteśmy uparci i niepodlegli... A tak poza tym, to wszyscy wiedzą, że twoje nazwisko to nie Kepler, ale Zorka.
- Ciszej, to sekret.
- Ta, ta... A teraz mów, jakie plany ma IV Rzesza co do Malborka?
- Tu jesteś ten z Wrocławia?! Ten, co skontaktował się z tym Handlarzem?
- Nie, to on - wskazał na Wiśnię.
- Ale przecież on miał nie żyć!
- Miał, ale macie gównianych strzelców. No, to gadaj, co robicie z Malborkiem?
- A co mi zrobisz?
- Mam nóż, karabin i jeszcze 65 ludzi z podobnym uzbrojeniem. Ty jesteś jeden i złamanego grosza nie masz.
- Ech... No masz rację. Zamierzaliśmy w zamku w Malborku założyć swoją największą polską bazę, następnie wyzbierać wszystkie dobra z miasta i zacząć przejmować Polskę.
- No słabo, że już to powiedziałeś - usłyszeli głos z drzwi - Ale misja ratunkowa to misja ratunkowa.
- Bomba! - zawołał Kepler.
- Dokładnie - odparł blondyn w pełnej zbroi IV Rzeszy z kolegami, również w zbrojach, ale z odznaczeniami niższego stopnia. Wszyscy mieli potężne automaty - Janusz, Seba, ekipa... NAPIERDALAMYYYYY!
Z ich karabinów poleciały serie pocisków, Alianci pokryli się za stołami, w pokoikach, w korytarzach. Ołów pruł, raniąc rękę Wiśni. Ktoś z wrogów pobiegł do Keplera i go odwiązał. Rozpoczął się ogień od Aliantów, cały Drugi wyskoczył, strzelając z karabinków i kusz. Rzeszowcy rzucili się na nich i zaczęli obezwładniać, dwójkami wynieśli kilku miotających się żołnierzy. Reszta uciekła za nimi. Kiedy kurz od pocisków trochę opadł, kapitan krzyknął:
- Wszyscy są!?
- Nie ma, porwali! - odkrzyknął ktoś.
- Kogo!?
- Krisa, Szturma, Kruszwila i tę blondyneczkę z Wrocławia.
- ŻE CO!? - wrzasnął Płomień.
Rzucił się do korytarza, Wiśnia pobiegł za nim. Krzysztof biegł po schodach (wściekły jak Zbigniew Stonoga po wyborach w naszym świecie), za nim Andrzej. Płomień wywalił drzwi, był na Powierzchni, bez maski. Ujrzał tylko odlatujący dwuwirnikowy śmigłowiec z oznaczeniami IV Rzeszy.
- WSTĘĘĘĘĘĘĘĘGAAAAAAAA!!! - wrzeszczał- WY SKURWYSYNY!!! ODDAWAĆ JĄ!!!
Oddał strzał ze strzelby w stronę dwuwirnikowca.
- Płomień, Płomień, przestań! - próbował go powstrzymać Andrzej
- Porwali ją! Te skurwysyny porwały Wstęgę!!! WSTĘGĘ!!!
- Rozumiem...
- Łatwo ci mówić! Nic nie rozumiesz, bo ty masz tę swoją Alicję! A Wstęga... Moja ukochana!!! Ja pierdolę, nie chcę jej znowu stracić!!! - zalał się łzami. Wiśnia go przytulił. Nic nie mówił. Po chwili Płomień uwolnił się z jego objęć i pobiegł do bazy. Wiśnia podążył za nim.
Weszli do sali. Płomień krzyknął do wszystkich:
- Straciliśmy czterech naszych żołnierzy! W tym Wstęgę! Polecieli do Malborka! Ja to wiem! Bierzemy całe tutejsze uzbrojenie i idziemy ich odzyskać! Kto jest ze mną!?
- Wszyscy, bo to rozkaz! - zawołał kapral Jóźwiak.
- Tak jest!
Wzięli całą broń z bazy, a było to pięć karabinków strzelca wyborowego i naście kusz z masą strzał. Przyodziali maski i wyszli na Powierzchnię, uzbrojeni i wściekli jak nigdy wcześniej. Na Malbork, ku celu ich podróży. I ku Wstędze.
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...