Duża hala, taka 7x7x7 metrów, od której szły trzy tunele na trzy strony świata, z oświetleniem elektrycznym i czterema strażnikami przywitała Armię. W tle wszystkiego słychać było uderzenia młotów, kilofów, szpadli i rozmowy między ludźmi, do tego jeszcze buczenie generatów i syk płomieni.
- Czego? - spytał potężnie zbudowany człowiek w kombinezonie roboczym i plakietką "Kierownik wydziału hutniczego".
- Możemy tu posiedzieć parę godzin?
- Podaj mi jeden powód!
- Chcemy się przygotować i pohandlować.
- ... Jeśli przyłapię kogokolwiek z was na czymkolwiek nietypowym, to od razu będziecie mogli wypierdalać.
- Ma się rozumieć.
- Doskonale. Teraz zostawcie broń w magazynie i... No zajmijcie się sobą, czy coś...
- Tak jest. Heniu, zajmiesz się tym?
- Nie mów do mnie "Heniu" - odparł wściekły Lemek - W DWUSZEREGU FRONTEM DO MNIE ZBIÓRKA! BROŃ ZŁÓŻ!
Wszyscy odłożyli broń na stary koc. Ten został pociągnięty przez Bonda i Kuszczyńskiego do pokoju oznaczonego tabliczką z napisem "magazyn".
- No dobra wszyscy! - krzyknął Wyszkowiak - Za dwie godziny przypuszczamy atak na bazę Piłsudski-1b! Mamy dwie godziny, więc teraz podzielimy się na bataliony!
Zaczął podzielać ludzi po sześć osób, Wiśnia trafił do 3. Batalionu piechoty Armii Alianckiej. W samym batalionie był w drugim plutonie.
- Batalionami, w tył zwrot! Rozejść się!
Batalion Wiśni składał się, jak każdy inny, z dwunastu osób (nie licząc batalionu 1, od zadań specjalnych i dowództwa, w którego skład wchodzili Wyszkowiak, Jóźwiak, Lemek, Kuszczyński, Janek i Piotr). Trzeci i Czwarty batalion poszli w korytarzem oznaczonym tabliczką "targ". Według słów kapitana, Trzeci i Czwarty będą ściśle współpracować. Trzeci zatrzymał się przy wolnym ognisku. Usiedli na starych skrzyniach, czule nazywanych tu "ławkami".
- Yyy... Skoro jesteśmy batalionem, to wypadałoby się poznać, nie? - powiedział ktoś z Trzeciego - To ja zacznę. Jestem Jacek Kunicki, Kuna mi mówią, ale rzadko tu imion używamy, raczej przezwisk, więc jak już, to mówicie mi Kuna, mam 27 lat, umiem zrobić dobrej jakości dynamit.
- Ja jestem Mati, 30 lat, strzelam z łuku.
- Kuba jestem, 13 lat, jestem wolny, znaczy się... Z procy strzelam.
- Alicja, 29 lat, strzelam z łuku, kuszy, buduję Mołotowy, umiem się bić.
- Wiśnia, 33 lata, strzelam z kuszy, muszkietu i innej broni palnej, umiem posługiwać się maczetą, mam doświadczenie z przebywaniem na Powierzchni.
- Ślązak, 37 lat, dajcie mi dwa kije a zrobię wam ognisko na trzy metry.
- Zięba, 18 lat, umiem reperować filtry i maski przeciwgazowe.
- Chytrus, 20 lat. Jestem bardzo dobry w walce wręcz, bronią białą, a ponadto mam talent do przemawiania.
- Cięciwa, 24 lata, mogę zabić mutka gołymi rękami.
- Rajski, 16 lat, buduję niezłe pułapki.
- Labrador, lat 60, jestem wprawionym medykiem.
- Nowy, 21 lat, dobrze mi idzie konserwacja i ostrzenie broni białej.
- No, to jest nasza Trzecia - rzekł kapitan, który pojawił się znikąd - Kolejna parszywa dwunastka... Taa, Alicja, ty nimi dowodzisz, rozumieją wszyscy?!
- Tak jest!
- Doskonale.
I poszedł. Teraz odezwała się Alicja, nowa i pierwsza dowódczyni Trzeciego.
- No dobra, Trzeci Batalion Piechoty Armii Alianckiej, w dwuszeregu frontem do mnie zbiórka! - wszyscy się ustawili - Baczność, spocznij, kolejno... Odlicz!
- Raz!
- Dwa!
- Trzy!
- Cztery!
- Pięć!
- Sześć!
- Siedem!
- Osiem!
- Dziewięć!
- Dziesięć!
- Jedenaście! Niepełna!
- Doskonale, i tak ma być! - odparła Alicja - Mamy jeszcze półtorej godziny! Można iść i trochę pohandlować, jak macie za co. Tam wisi zegar, widzicie? Jak ta dłuższa wskazówka będzie na dziesiątce, to wszyscy mają już tu być, jasne?
- Tak jest!
- Rozejść się!
Wiśnia odwrócił się, poszedł trzy kroki na przód i skierował się na targ. Dopiero teraz miał okazję przyjrzeć się temu miejscu. Obszerny pokój, wydrążony po Ataku, zawierał w sobie osiem straganów z jedzeniem, piciem, bronią itp. Oświetlony czerwonymi lampami na ścianach porośniętych grzybem, mchem i jakimiś innymi rzeczami. Krzątała się tu masa ludzi, można było poczuć się jak w Hali Targowej we Wrocławiu, ale na mniejszą skalę. Ludzie byli brudni, spoceni, zmęczeni, ale po prostu wykonywali swoją robotę, by mieć gdzie i jak żyć. Wiśnię w ramię dotkną rudzielec w czarnym płaszczu.
- O, Płomień. Gdzie cię przydzielili?
- Do Piątego Batalionu Piechoty Armii Alianckiej. A ciebie?
- Do Trzeciego. A Wstęgę?
- Nie wiem, chyba do Drugiego.
- Ile właściwie jest batalionów?
- Pięć, po dwanaście osób. Każdy dzieli się na dwa plutony po sześć osób.
- Ale przecież sześć razy dwanaście daje sześćdziesiąt, a nas jest sześćdziesiąt sześć.
- Bo ostatnia szóstka to samodzielny batalion dowódczy.
- Aha... Idziemy pooglądać towary?
- Jasne.
Porozglądali się trochę po straganach. Nic specjalnego, bełty i strzały, łuki, wątpliwej jakości lekarstwa, szczurze tuszki, ludzkie sadło...
- Czy to z człowieka? - spytał sprzedawcy przerażony Płomień.
- Tak, sadło. Nie jemy tu ludzi, ale jednak coś z nimi robimy, żyć trzeba, nie? - odparł zadowolony sprzedawca. - Kupuje pan?
- ... A po ile?
- A co pan da wzamian, nie ma tu stałej waluty.
- No nie wiem... Brudna gaza?
- Może być.
Po dokonaniu transakcji ruszyli dalej. Widok był ten sam: stragany, ludzie, lampy, towar, grzyby. Przeszli dalej. Tu był pokój, z którego odchodziły małe korytarzyki, w których były drzwi do mieszkań. Na ziemi leżało dwóch mężczyzn, zaćpanych jak niewiadomo co, a w torebkach jeszcze mieli proszek.
- Chłopaki! - usłyszeli z tyłu
- ???
- To ja, Wstęga.
- A, cześć koo...leżanko. Tak, koleżanko... - odparł Płomień.
- Cześć Wstęga - rzekł Wiśnia.
- Jesteście gotowi?
- Trudno określić, to... nietypowa sytuacja - powiedział Andrzej.
- Ja chyba jestem... Wiesz, już trochę z nimi walczyłam.
- No tak, a my jesteśmy po prostu doświadczeni w boju. W ogóle... Możecie w to uwierzyć? Jeszcze tylko parę dni do osiągnięcia celu misji.
- Dotrzemy do Malborka...
- Miasta skarbów...
- Jeśli tylko nie zginiemy w walce o bazę Piłsudski-1b, haha! - zaśmiał się Płomień.
- My? Zginąć? No co ty... - odparła Wstęga - Nieraz już razem walczyliśmy. Damy radę, nie?
- Pewnie! - odparli obaj panowie.* * *
- Trzeci batalion piechoty Armii Alianckiej, w dwuszeregu frontem do mnie zbiórka! - krzyknęła Alicja. Gdy wszyscy się ustawili, kontynuowała - Kapral Jóźwiak ma dla nas propozycję nie do odrzucenia. Do bazy dojedziemy... Autobusami!
Na twarzach młodszych żołnierzy, takich jak Kuba, Zięba czy Rajski, pojawiły się oznaki niezrozumienia. Nie znali pojęcia "autobusy"
- Kto nie wie co to, ten zobaczy! A ci co wiedzą, to mówię: będą to dwa stare autobusy publiczne, wzmocnione warstwą ołowiu, uzbrojone, mocne. Zostają nam wypożyczony przez władze Kręgu, którzy chcą nas wspomóc w walce. No, ludzi nie będziemy mieli, ale na czas bitwy mamy autobusy, nazywany tu pieszczotliwie "morderczą ósemką" i "dziewiątką". W prawo... Zwrot! W kierunku magazynu... Marsz!
Tupiąc buciorami po wykładanej starymi deskami podłodze, ruszyli w stronę wyjścia z kompleksu tuneli. Alicja szła obok Wiśni.
- Alicja?
- Co?
- Jak to "autobusy"?
- Co "jak to", no autobusy jak autobusy, autobusu nigdy nie widziałeś?
- Widziałem, ale może nie wiesz, lecz jakieś dwadzieścia lat temu cała elektronika, w tym autobusy, poszły się pierdolić w ogniu nuklearnej zagłady.
- Wszystko zobaczysz.
- Tiaaa...
Doszli do pokoju 7x7x7, gdzie byli na początku. Kłyś i Szeregowy przytaszczyli koc z całym uzbrojeniem. Cała armia dozbroiła się, ochroniła przed zimnem, ranami i promieniowaniem, po czym, wraz z obstawą czterech strażników z Kręgu, wyszli do budynku huty, a z niego na Powierzchnię. Przed nimi stał duży pojazd, ciemny i straszny, z kratami i drewnem zamiast okien, drzwi pogrubione chyba dwukrotnie (ale ja tam nie wiem, jestem tylko narratorem i mnie tam nie było), z dachu wystawała wieżyczka z karabinkiem. Z niej wesoło pomachał nam człowiek w kombinezonie roboczym, grubym płaszczu i jakiejś masce przeciwpyłowej.
- My się zmieścimy? - spytał Wiśnia.
- Autobusy są dwa - odparła Alicja.
Drzwi się otworzyły, sycząc potwornie. Alianci zaczęli wchodzić.
- Pojedyńczo, plecaki na półki i siadać na krzesełkach! - krzyczał młody człowiek z płowymi włosami, w spodniach moro i starym t-shircie z wytartym logiem Star Wars - Musicie się zmieścić!
Ściągnęli maski i schowali je do toreb. Dwa rzędy krzeseł po bokach miały zmieścić trzydziestu trzech ludzi plus technicy. A co najciekawsze, to się udało. Alicja siedziała naprzeciwko Wiśni, Wstęga naprzeciwko Płomieniowi, Ślązak naprzeciwko Cięciwie i tak dalej. Drzwi się zamknęły, lampy elektryczne się włączyły.
- Jazda zajmie nam tak z pół godziny, baza jest w połowie drogi między Bydgoszczem a Świeciem, takim miasteczkiem.
Z dużym tąpnięciem autobus ruszył. Jechali na bitwę.
- Alicja? - zgadnął ją Wiśnia
- Tak?
- Jesteś gotowa?
- Nie wiem. Chyba jestem.
- Mogę coś dla ciebie zrobić?
Zamyśliła się. Popatrzyła figlarnie na Wiśnię. Uśmiechając się, ściągnęła buty i położyła swoje nogi w czarnych skarpetkach na kolanach Wiśni.
- Znowu chcesz... Ten? - spytał 33-latek
- Pewnie. Ty nie? - odparła jego dziewczyna
- No... A kiedy ja niby nie chciałem?
Zaczął jej masować nogi. Cały autobus nawet nie zwrócił na to uwagi. Jedynie Płomień i Wstęga zerkali to na siebie, to na Andrzeja i Alicję, wyraźnie dobrze się bawiących. Wstęga nawet spojrzała raz na Płomienia, podnosząc lekko swoje nogi w ciemnych spodniach i czarnych z błękitnymi elementami butach, bo też tak chciała. Płomień tylko spojrzał na nią wzrokiem mieszającym smutek, złość i rozczarowanie. Ona dobrze to wyczuła i nawet chciała przeprosić, ale przypomniała sobie, że to nie czas. Zaraz będą walczyć. Poza tym sama mu mówiła, że "tego" nie czuje, to teraz jakoś tak głupio. Mając jednocześnie masowane stopy, Alicja zasnęła. Wiśnia delikatnie założył jej buty i zostawił już w spokoju. Miał to być sen kilkunastominutowy, czuł to. Rozsiadł się i zapatrzył w sufit "morderczej ósemki", autobusu pancernego, z wyrwanymi że swoich miejsc krzesłami, powyginanymi rurami, silnikiem reperowanym lata, z masą części zamiennych, który teraz wiózł ich do bazy Piłsudski-1b, miejsca ich pierwszej walki.
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...