I tu się zaczęło. Otóż postanowili, że Wiśnia zostanie w obozie i zrobi sobie bełty do kuszy. A Wstęga i Płomień pójdą zapolować. I przez pierwsze pół godziny plan działał. A potem Wiśnia zobaczył dwójkę biegnącą od strony lasu, za którą biegło stado zmutowanych wilków. Albo rysiów. Nie był pewien. Wstał, zebrał torby, wrzucił je do helikoptera i uruchomił silnik. Krzysztof dobiegł pierwszy, zaraz za nim była Wstęga. Helikopter wzniósł się na dwa metry, Wstęga chciała zamknąć drzwi, ale te w połowie się zacięły. Dwa psy wskoczyły i łapami złapały za płozę. Wstęga kopnęła drzwi, a te zaskoczyły. Jeden pies drapnął się płozą w brzuch i spadł prosto w zęby jego hordy która widocznie nie miała nic przeciwko kanibalizmowi, gdyż zaraz go pożarły. Drugi zaś wsadził pysk do kabiny, ale nie więcej, bo Wstęga go przytrzasnęła bokiem drzwi. Helikopter się zatrząsł, a pies warczał i się miotał, nie mogąc się wydostać z pułapki. Wstęga wyciągnęła dobry nóż wojskowy i wbiła go w czaszkę mutanta. Krew się rozbryzgnęła po ścianach, siedzeniach i szybach. Dziewczyna delikatnie odsunęła drzwi i kopnęła zwierzę tak, że wypadło. I wtedy zamknęła drzwi. Poodychali chwilę głębiej dla uspokojenia.
- Co to, do ch*ja Pana, było!? - krzyknął Wiśnia
- Exodus... - odparł z zadumą Płomień
- Ale ta horda, nie ucieczka.
- Too... To z lasu... Spalonego i zamarzniętego naraz. Bo tam był jeden z nich. I ja do niego strzeliłem, prosto między oczy. I one nas otoczyły. To chyba był jakiś ich rytuał. No nieważne, Wstęga rzuciła w dwa jakimiś metalowymi gwiazdkami i pobiegła, ja za nią. Strach mi dodał sił i ją wyprzedziłem. I tak się tu znaleźliśmy.
- ...
- ...
I tak w ciszy lecieli. Psy ich próbowały jeszcze gonić, ale szło im to tak źle, że dały za wygraną maszynie i mięsie, które w niej było i sobie poszły z powrotem do lasu. Wznieśli się ponad ciężkie chmury pyłów i sadzy, zobaczyli niebo. Zdjęli maski, bo tu już było normalne powietrze.
- To niebo jest zachwycające - szepnęła Wstęga
- Nooo... - odparł Płomień
- Kiedyś należało do ludzi, używali właśnie takich maszyn jak ta i te, co je widzieliśmy na lotnisku we Wrocławiu - rzekł Wiśnia
- Tęsknię za Wrocławiem... - szepnęła Wstęga i się ułożyła trochę na ramieniu Krzysztofa, co było przyczyną jego rumieńców na twarzy. Zamknęła oczy i zasnęła.
- Wiśnia? - szepnął Płomień
- Słucham cię.
- A jak myślisz? Czy ona... W sensie Wstęga... Myślisz, że mnie lubi?
Andrzej nie chciał mu psuć niespodzianki. Czuł, że dowie się w odpowiednim momencie.
- Nie wiem. Sam jej spytaj.
- Nie chcę, wstydzę się... - zarumienił się tak, że jego policzkom i uszom blisko było do barwy jego włosów
- Przecież leży na twoim ramieniu! Może nawet cię słyszy! Weź stary, jesteś facet?
- No...
- Masz ty jaja?
- Mam...
- Umiesz się bić?
- Wygrałem prawie wszystkie walki.
- No to skoro masz jaja, by własnymi pięściami zrobić operację plastyczną ludziom pokroju Kapitana Bomby, to nie mów mi, że nie masz jaj, by powiedzieć fajnej dziewczynie, jakie są twoje uczucia, do których masz absolutne prawo, nawet w tym świecie!
- Ale ona jest Aliantką, a ja tylko... grzybiarzem...
- I? Przed Atakiem to łączyli się ludzie typu pisarz - koszykarka, czy na odwrót. Wiesz dlaczego? Z miłości. Jeśli ty ją czujesz, to sprawdź, czy ona to odwzajemnia. Jak tak, to się ciesz i z nią się zwiąż i dbaj o nią, jak nie, to przyjmij to na klatę jak prawdziwy mężczyzna. A potem idź się napić.
Roześmiali się.
- Haha... No, to gdzie dalej lądujem?
- We Wrześni.* * *
- I co, nie zgubiliście ich? - zapytał głos z radiostacji
- Nie, ale powoli doprowadzają nas tam, do Celu
- Doskonale, to znaczy, że będziemy mogli stworzyć armię jednomyślnych. A potem, z tą armią, IV Rzeczypospolita podbije świat! Dobra, rozłączam się, Wódz wzywa.
- Niech żyje Wódz!
- Niech żyje Wódz, Henryku.
Henryk wyłączył radiostację i się usadowił. Pilot trochę skręcił i zanurzył się w chmurach pyłu, jednak by dalej móc obserwować niewielki helikopter z daleka.
- Armia ludzi takich jak ja... - myślał Henryk - Niech żyje Wódz...
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Ciencia FicciónRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...