Po założeniu ekwipunku, wyszli studzienką na Powierzchnię.
Byli na dużym, niegdyś zielonym, a teraz szarym i pokrytym śniegiem terenie, pewnie w jakimś parku. Przy studzience, którą wyszli stał zardzewiały szlaban, za nim niegdyś rosły martwe, spalone drzewa, na ich gałęziach był śnieg.
Wiśnia zerknął na mapę.
- Jesteśmy tu, wyszliśmy tu, do Portu będzie tą ulicą... Dobra. To teraz trzeba przejść przez tę rzekę za nami i taką większą ulicą do Portu Lotniczego.
Odwrócili się. Za nimi było puste koryto, tylko z resztką lodu na dnie, nad nim wisiała dumnie zardzewiała połowa mostu.
Krzysztof rzucił kamień. Most nawet nie drgnął.
- Pójdę po deski - mruknął.
Pobiegł w stronę parku, tam dalej była stara, przewrócona tojka. Obok niej związane metalową tasiemką deski. Podniósł je i zabrał na mostek, położył między nim a lądem i spokojnie przeszedł. Andrzej i Wstęga patrzyli że zdumieniem. Ale również zaraz przeszli.
Podziękowali przyjacielowi i zawalonymi gruzem i zastawionymi samochodami uliczkami doszli do większej ulicy.
Zżarta przez rdzę tabliczka mówiła "Ul. Strzegom...".
Stosując jakiś niewiarygodny parkour, doszli do kiedyś czerwonego, niewielkiego budynku z wybitymi wszystkimi szybami i spalonymi stolikami.
Tego wszystkiego pilnował mocno wygięty słup z ośnieżoną, jasną literą "M".
- Chodźcie do tego budynku. Zrobimy sobie przerwę - powiedział 33-latek.
Przez dziurę w ścianie weszli do "maka".
Widok był opłakany.
Kawał sufitu na podłodze, ekrany menu popękane, przy jedynym niezniszczonym stoliku siedział samotny szkielet, przy ladzie też leżał jeden, tym razem w czerwonej czapce. Za nim stała lodówka, w sumie to leżała.
Zamknięta.
Od 20 lat zamknięta.
Wstęga i Płomień odsunęli szkielet od stołu i tam usiedli.
Wiśnia zostawił plecak i poszedł z łomem do tej lodówki. W niej stały trzy puszki z napojem, w swoim chłodnym schronie.
I chyba były świeże.
Wiśnia zabrał się do roboty.
Pociągnął za klamkę. Drzwi się nie otworzyły, czego w sumie się spodziewał. Wcisnął płaską końcówkę łomu między metal a gumę, silikon lub coś w tym guście i podważył tak mocno, jak Lenin podważał władzę cara w Rosji w 1917.
Usłyszał zasysanie powietrza i otworzył drzwi.
- Hej! Mam coś dla was! - zawołał z dumą, biorąc w ręce puszki - Prawdziwe, przedwojenne.
- A co to jest?
- Pepsi. Pijcie, na zdrowie! Więcej wam się taka okazja nie przydarzy.
Wstęga zsunęła maskę z twarzy, przy pomocy Płomienia otworzyła niebieską puszkę i pociągnęła z niej sowity łyk.
- Tfuuu, ku*wa, to jest ohydne! - wypluła.
- Jak to? Ludzie przed Wojną to kochali - odparł zdziwiony 33-latek.
- Jest tak słodkie, że zaraz się zrzygam!
- Mnie tam smakuje - mruknął 20-latek.
No tak, nie jest przyzwyczajona... Płomień niby też, ale jemu smakuje. No cóż, kwestia gustu - myślał Wiśnia.
I tak po dłuższym czasie założyli maski i wyszli z ruin baru na chłodny wiatr.
Skręcili w prawo, Wstęga wdała się w rozmowę z Płomieniem, a Wiśnia szedł sam, co jakiś czas spoglądając na mapę.
Tak, szli w dobrą stronę.
Już z daleka było widać wieżę kontrolną i pokryte śniegiem zardzewiałe resztki samolotów.
-...i jak mnie przebadali, to dołączyłam do tych Aliantów i tam mnie wyszkolili... - słyszał z tyłu.
Młodzież beztrosko rozmawiała.
I dobrze.
Stanęli przy kracie oddzielającej ich od ruin lotniska.
Była w jednym miejscu rozerwana, więc łatwo przeszli. Minęli potężny gmach terminalu, zardzewiały samolot bez skrzydeł, nad tym wszystkim górowała majestatyczna wieżq kontrolna.
Wiśnia zdjął plecak, wyciągnął szarą skrzyneczkę z guzikami i kablami i antenką.
Konkretnie mówiąc, radiostację.
Nałożył słuchawki, ustawił pokrętło na 85.7, przyłożył mikrofon do ust.
- Halo, halo? Handlarz? Jesteś tam?
- Kaszlu, kaszlu, jestem... A co?
- No, jestem już na lotnisku na Popowicach, gdzie ten ponoć działający helikopter?
- Musisz wejść do hangaru, tam będzie zejście do bunkra. W bunkrze będzie skrzynia na ścianie z napisem "urządzenie elektryczne - nie dotykać".
Otwórz ją i tam wejdź. Po schodkach zejdziesz i będzie tam helikopter. Umiesz nim sterować?
- Chyba dam radę, to nie może być trudne...
- Doskonale, doskonale! To leć, proszę, jak najszybciej.
- Jasne. Dobra, do zobaczenia.
- Do zobaczenia, hehe.
Andrzej schował cały ekwipunek do plecaka, zmienił filtr w masce przeciwgazowej i weszli do lekko zawalonego budynku pełnego wraków, który przed Atakiem nazywano hangarem.
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...