Rozdział 8 - Wstęga

1.1K 67 5
                                    

Wiśnia otworzył oczy.
Nie mógł się ruszyć.
Mógłby, gdyby nie to, że plastikowymi zaciskami był przyczepiony do krzesła. Przed nim był czarny baner, na którym było pomarańczowd koło, a w nim czarna swastyka.
Podszedł do niego człowiek w takim samym mundurze, jak mieli ludzie atakujący Wolne Enklawy. Czyli... to byli naziści? - w bolącej głowie Andrzeja pojawiła się taka myśl.
- Witaj, przyjacielu... - powiedział nazista.
- Nie jestem waszym przyjacielem - Wiśnia spluną. Od dziecka nienawidził nazistów, mocno na to naciskał w projektach na historię.
- To chyba musisz nim zostać. A teraz gadaj: z kim nawiązałeś kontakt radiowy?
- Pie*dol się.
- Och, zachowujesz się jak dziecko. A niegrzeczne dziecko należy ukarać - nazista wyciągnął paralizator i przyłożył go do szyi Andrzeja. Każdy mięsień, każde ścięgno w tym rejonie boleśnie się spięło.
- Mów, kto to był?
- Agh... Ch*ja ci powiem.
Ponownie dostał prądem.
- OK, już mówię, mówię... To był Artur, z Oleśnicy. Kiedy bomby spadły na Wrocław, oni dostali rykoszetem. Ale mieszkają tam teraz w kompleksie bunkrów - skłamał Wiśnia.
- Mam ci wierzyć?
- Nie chcę więcej z tym ustrojstwem mieć do czynienia.
- Teraz idziesz za kraty, my zweryfikujemy to, co opowiadasz.
- A kim "wy" w ogóle jesteście?
- My? Czwartą Rzeszą.

* * *
Faktycznie, wsadzli go za kraty i zamknęli drzwi na dwie kłódki.
To było najkrótsze przesłuchanie, w którym brał udział w życiu.
W ścianie miał okno do drugiej celi. Siedział tam chudy, rudy człowiek.
- Płomień! Żyjesz?!
- Żyję, ale przez ten ich paralizator mogę pożegnać się z posiadaniem dzieci...
- Auaaaa...
- Co?
- Wyobraziłem to sobie. Dobra, musimy stąd spie*dalać. Masz jakiś pomysł?
- Kiedy mnie tu ciągneli, widziałem drabinkę do sufitu. Może tam jest Powierzchnia?
- Może. Tylko że stąd raczej nie wyjdziemy. Jestem pewien, że mają wszędzie strażników.
Coś rozbłysnęło w korytarzu obok. Niczym ludzka pochodnia przybiegł strażnik w płonącym mundurze, umarł po minucie.
Wiśnia i Płomień tylko patrzyli, zdziwieni. Po chwili wszedł tam człowiek w masce przeciwgazowej i mundurze, otworzył drzwi do obu celi, zabrał więźniów i przez pola trupów doszli do drzwi głównych. Okazało się, że było więcej ludzi takich jak ich prawdopodobny wybawca. "Ukryjcie się pod tą klapą i nie wychodźcie, póki nie usłyszycie dwóch uderzeń" - powiedziała postać w masce, wskazując na płytę na podłodze. Andrzej natychmiast ją podniósł i wskoczyli do ciasnego pomieszczenia. Krzysztof zasunął pokrywę.
- Boję się - wyznał szczerze 33-latek.
- Wiesz co... Ja też - odparł 20-latek.
Dalej czekali już w milczeniu na dwa stuknięcia w zasuniętą pokrywę, słuchając odgłosów walki, krzyki nazistów i ich katów.
Po jakimś czasie odgłosy bólu i strachu ucichły, tak samo jak strzały z łuków i kusz nastały zaś wołania radości po zwycięstwie.
- Kogo obstawiasz, kto wygrał? - zagaił Krzysztof
- Serio? Teraz? - odpowiedział znerwicowany Andrzej
Usłyszeli dwa stuknięcia w płytę oddzielającą ich od reszty bunkrów(?).
Wiśnia delikatnie podniósł ją i zerknął prosto w oczy patrzące zza wizjerów maski przeciwgazowej. Wyszli. Była to ta sama osoba, która uratowała ich z cel. Osoba zsunęła maskę z twarzy a pod nią zobaczyli... kobiecą twarz.
- No, to co? Może "dziękujemy za uratowanie nas z rąk nazistów"? - zaśmiała się.
- Yyy... No tak, dziękujemy - bąknęli jednocześnie.
- Co? Dziwicie się, że jestem kobietą, a was uratowałam?
- Szczerze mówiąc... nie - odparł zgodnie z prawdą Wiśnia - W takim świecie, to ja się nie dziwię.
- A co, w innym żyłeś?
- W tym martwym. No nieważne, ja jestem Andrzej, zwany Wiśnią, a to Krzysztof, zwany Płomieniem.
- Miło poznać, jestem Wstęga.
Kiedy wracali do kanałów przez stare tunele, Andrzej zdążył przyjrzeć Wstędze. Była całkiem wysoką, ładną blondynką z zielonymi oczami. Miała dość mocno ubrudzoną twarz, gogle spawalnicze na szyi i równie zieloną jak jej oczy chustę-opaskę, podtrzymującą włosy. Mocno szczupła i proporcjonalnie szersza w talii, jak w sumie większość kobiet. Krótko mówiąc: dziewczyna jak malina, chodź na Wiśni nie zrobiła większego wrażenia.
Za to Płomień tylko patrzył na nią i otwierał szerzej usta.
- Kim wy w ogóle jesteście? Bijecie rzeszowców jak Alianci z II wojny światowej.
- Nie wiem, kim oni byli, ale my też nazywamy się "Aliantami", więc chyba coś w tym jest. Ok, doszliśmy do Wolnych Enklaw. Możecie iść.
Przyjaciele podziękowali jeszcze raz, pożegnali się i Aliantka poszła. Po chwili milczenia Płomień powiedział:
- Ty... Widziałeś ją?!
- Widziałem. Widziałem też, jak na nią patrzyłeś.
- No bo... Eee...
- Zakochałeś się po uszy, co nie?
- A mogę być z tobą szczery?
- Nie, proszę, okłam mnie.
- Hehehehehe... No tak, zakochałem się, jak to powiedziałeś, po uszy.
- No dobra, Romeo, chodź do bunkra, chyba zostały tam twoje rzeczy.
- Kto?
- Nieważne...

Metro 2033 - PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz