- To gdzie był ten helikorter? - mruknął zniekształconym przez maskę głosem Krzysztof.
- Helikopter? Na Popowicach - odparł Wiśnia.
- I gdzie to jest?
- Za korytem Odry, daleko za terytorium Ligi Pasów, gdzie życia tyle, ile tu niestłuczonego szkła - powiedziała Wstęga.
- Eee... no to ten... w drogę! - zachęcił Wiśnia, po czym ruszyli ulicą w stronę Mostów Warszawskich.
Wiśnia był dość ponury, idąc przez te szare ruiny, które niegdyś były jego domem, jego dzielnicą, jego Śródmieściem, jego ukochaną wylęgarnią dresów i typowych Sebów porównywalną z Brochowem. Płomień zaś był podekscytowany, bo dopiero po raz drugi w życiu był na Powierzchni.
Wstęga patrzyła na wszystko z obojętnością, jak człowiek, który przez 20 lat widzi codziennie to samo drzewo.
Minęli zardzewiałe resztki tramwaju i autobus bez szyb, krzeseł i opon. Doszli do "wyspy" na drodze, gdzie stał niegdyś przystanek, teraz zaś było tam kilka rur, słupów i roztopione szkło, pod którymi leżały zmrożone kości. Jakby to był obraz, nazwać by go można było go martwą naturą. Grupka stalkerów przeszła obok spalonych chaszczy krzewów i idąc wzdłuż pokrytych śniegiem, zardzewiałych miejscami torów tramwajowych doszli do ruin mostu. Widok ten był rozpaczliwy, chodź każdy ze stalkerskiego tria już go znał (oczywiście prócz Płomienia, który z każdym krokiem był tylko bardziej podekscytowany).
- No, to kto rzuca kamieniem? - spytała Wstęga.
- Po co? - odpowiedział zdziwiony Wiśnia.
- No chyba nie zamierzasz na to wejść bez sprawdzenia, czy nie jest zjedzony przez rdzę na śmierć?
- Yyy... No, fakt... - powiedział, zmieszany, po czym wygrzebał kawał gruzu ze śniegu i rzucił na zaśnieżony beton. Ten zaskrzypiał trochę i odpadł do koryta rzeki - Układ tego wszystkiego chyba jest na tyle osłabiony, że ten myk nie przejdzie... To co robimy?
- Mnie nie pytaj, nie znam się na tym - powiedział od razu rudzielec.
- Ja mam pomysł - widać było, że uśmiechnęła się blondynka - Mam w plecaku sznur. Taki gruby, żeglarski, po ojcu. Ma ze trzydzieści metrów. Gdyby tak kogoś, rudego lub mnie, posłać dołem, by z jednej strony przywiązał sznur, ty z drugiej i przejść po tym sznurze...
- Przesadzasz. Nie prościej po prostu, by wszyscy przeszli dołem? Nie widzę żadnego niebezpieczeństwa, woda zamarznięta, więc mutków chyba nie będzie i w ogóle.
- Byłam tam kiedyś z oddziałem. To zbyt niebezpieczne, połowę ludzi tam straciliśmy. We trójkę tam nie możemy iść. Tam są takie specyficzne robale, żyją w tych parszywych dziurach. Trzeba znaleźć inny sposób...
- Hmm... A gdyby tak... Nie... Albo... Nie... O, wiem! - wpadł na pomysł Wiśnia
- No, słucham.
- Jak się zejdzie Pasterską, to jest tą ulicą po prawej na dół, to jak się nią idzie, to można finalnie dojść do takiego wału. Zakładam, że był mocniej zrobiony i wytrzyma naszą trójkę. Gdyby po nim przejść...
- Ej, dobre. Chodźmy od razu!
Skręcili, minęli starą tabliczkę z napisem "ul. Pasterska" i zbiegli po równi pochyłej na niewielkie polanki przy pokrytej skorupami lodu i śniegu Odrze. Minęli samochód bez drzwi, kilka szkieletów leżących przy kupie żelastwa i rower bez właściciela. Weszli pod górkę i stanęli obok furtki prowadzącej na nieczynny wał. Płomień rzucił kamień, nic się nie rozwaliło. Weszli i powolutku stawiali kroki na opuszczonej od 20 lat konstrukcji.
- Te, rudy! - odezwała się nagle w ciszy Wstęga - Co się tak ciągle nie odzywasz?
- Rzadko bywam na Powierzchni, to się tylko zachwycam. Poza tym nie mam nic ciekawego do powiedzenia, to jaki to ma sens?
- Aha, dobrze. Ja nienawidzę ciszy. To może ty, Wiśnia, powiesz coś?
- Kiedyś jeździłem tędy rowerem. Co więcej?
- Noooo... Co robić, jak już będziemy po drugiej stronie rzeki? Ty prowadzisz tę wycieczkę, nie?
- Nooo... Ok. Więc jak już tam będziemy, to wchodzimy do kanałów, potem staramy się jakoś lawirować między różnymi enklawami, by dojść na Popowice i po helikopter idziemy.
- Lawirować między enklawami? Nie przygotowałeś się za bardzo do tej wyprawy, nie?
- Przygotowałem dobrze, tylko powiedz, kto na wschodzie sprzeda mi mapę zachodu?
- No fakt... - zamyśliła się.
- Taa, co my byśmy bez ciebie zrobili...
Zeszli z wału i podeszli do najbliższej studzienki kanałowej.
Płomień podważył ją łomem i po drabinie zeszli do podziemnego tunelu.
Zasunęli klapę, ściągnęli maski i kaptury, porozpinali bluzy i kurtki.
Na ścianie namalowane były po jednej stronie trzy paski i strzałka w prawo, a obok celownik i strzałka w lewo.
- No, to idziemy na tereny Pasów czy Dresów? - powiedział Krzysztof.
- Plan mówił o Pasach, to idziemy.
Skręcili w prawo i poszli. Wiśnię coś tknęło. Zatrzymał ruchem ręki grupę i kazał się uciszyć. Odwrócił się. Niby nic się nie zmieniło, ale... jednak! Wydawało mi się, że zamknąłem właz studzienki, pomyślał. Podszedł i zamknął go, by nie wpuszczać radiacji. Poszli dalej, ale Wiśnia czuł się dziwnie, jakby ktoś, albo coś... ich obserwował...
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...