Rozdział 10 - Mosty Warszawskie

945 57 15
                                    

- To gdzie był ten helikorter? - mruknął zniekształconym przez maskę głosem Krzysztof.
- Helikopter? Na Popowicach - odparł Wiśnia.
- I gdzie to jest?
- Za korytem Odry, daleko za terytorium Ligi Pasów, gdzie życia tyle, ile tu niestłuczonego szkła - powiedziała Wstęga.
- Eee... no to ten... w drogę! - zachęcił Wiśnia, po czym ruszyli ulicą w stronę Mostów Warszawskich.
Wiśnia był dość ponury, idąc przez te szare ruiny, które niegdyś były jego domem, jego dzielnicą, jego Śródmieściem, jego ukochaną wylęgarnią dresów i typowych Sebów porównywalną z Brochowem. Płomień zaś był podekscytowany, bo dopiero po raz drugi w życiu był na Powierzchni.
Wstęga patrzyła na wszystko z obojętnością, jak człowiek, który przez 20 lat widzi codziennie to samo drzewo.
Minęli zardzewiałe resztki tramwaju i autobus bez szyb, krzeseł i opon. Doszli do "wyspy" na drodze, gdzie stał niegdyś przystanek, teraz zaś było tam kilka rur, słupów i roztopione szkło, pod którymi leżały zmrożone kości. Jakby to był obraz, nazwać by go można było go martwą naturą. Grupka stalkerów przeszła obok spalonych chaszczy krzewów i idąc wzdłuż pokrytych śniegiem, zardzewiałych miejscami torów tramwajowych doszli do ruin mostu. Widok ten był rozpaczliwy, chodź każdy ze stalkerskiego tria już go znał (oczywiście prócz Płomienia, który z każdym krokiem był tylko bardziej podekscytowany).
- No, to kto rzuca kamieniem? - spytała Wstęga.
- Po co? - odpowiedział zdziwiony Wiśnia.
- No chyba nie zamierzasz na to wejść bez sprawdzenia, czy nie jest zjedzony przez rdzę na śmierć?
- Yyy... No, fakt... - powiedział, zmieszany, po czym wygrzebał kawał gruzu ze śniegu i rzucił na zaśnieżony beton. Ten zaskrzypiał trochę i odpadł do koryta rzeki - Układ tego wszystkiego chyba jest na tyle osłabiony, że ten myk nie przejdzie... To co robimy?
- Mnie nie pytaj, nie znam się na tym - powiedział od razu rudzielec.
- Ja mam pomysł - widać było, że uśmiechnęła się blondynka - Mam w plecaku sznur. Taki gruby, żeglarski, po ojcu. Ma ze trzydzieści metrów. Gdyby tak kogoś, rudego lub mnie, posłać dołem, by z jednej strony przywiązał sznur, ty z drugiej i przejść po tym sznurze...
- Przesadzasz. Nie prościej po prostu, by wszyscy przeszli dołem? Nie widzę żadnego niebezpieczeństwa, woda zamarznięta, więc mutków chyba nie będzie i w ogóle.
- Byłam tam kiedyś z oddziałem. To zbyt niebezpieczne, połowę ludzi tam straciliśmy. We trójkę tam nie możemy iść. Tam są takie specyficzne robale, żyją w tych parszywych dziurach. Trzeba znaleźć inny sposób...
- Hmm... A gdyby tak... Nie... Albo... Nie... O, wiem! - wpadł na pomysł Wiśnia
- No, słucham.
- Jak się zejdzie Pasterską, to jest tą ulicą po prawej na dół, to jak się nią idzie, to można finalnie dojść do takiego wału. Zakładam, że był mocniej zrobiony i wytrzyma naszą trójkę. Gdyby po nim przejść...
- Ej, dobre. Chodźmy od razu!
Skręcili, minęli starą tabliczkę z napisem "ul. Pasterska" i zbiegli po równi pochyłej na niewielkie polanki przy pokrytej skorupami lodu i śniegu Odrze. Minęli samochód bez drzwi, kilka szkieletów leżących przy kupie żelastwa i rower bez właściciela. Weszli pod górkę i stanęli obok furtki prowadzącej na nieczynny wał. Płomień rzucił kamień, nic się nie rozwaliło. Weszli i powolutku stawiali kroki na opuszczonej od 20 lat konstrukcji.
- Te, rudy! - odezwała się nagle w ciszy Wstęga - Co się tak ciągle nie odzywasz?
- Rzadko bywam na Powierzchni, to się tylko zachwycam. Poza tym nie mam nic ciekawego do powiedzenia, to jaki to ma sens?
- Aha, dobrze. Ja nienawidzę ciszy. To może ty, Wiśnia, powiesz coś?
- Kiedyś jeździłem tędy rowerem. Co więcej?
- Noooo... Co robić, jak już będziemy po drugiej stronie rzeki? Ty prowadzisz tę wycieczkę, nie?
- Nooo... Ok. Więc jak już tam będziemy, to wchodzimy do kanałów, potem staramy się jakoś lawirować między różnymi enklawami, by dojść na Popowice i po helikopter idziemy.
- Lawirować między enklawami? Nie przygotowałeś się za bardzo do tej wyprawy, nie?
- Przygotowałem dobrze, tylko powiedz, kto na wschodzie sprzeda mi mapę zachodu?
- No fakt... - zamyśliła się.
- Taa, co my byśmy bez ciebie zrobili...
Zeszli z wału i podeszli do najbliższej studzienki kanałowej.
Płomień podważył ją łomem i po drabinie zeszli do podziemnego tunelu.
Zasunęli klapę, ściągnęli maski i kaptury, porozpinali bluzy i kurtki.
Na ścianie namalowane były po jednej stronie trzy paski i strzałka w prawo, a obok celownik i strzałka w lewo.
- No, to idziemy na tereny Pasów czy Dresów? - powiedział Krzysztof.
- Plan mówił o Pasach, to idziemy.
Skręcili w prawo i poszli. Wiśnię coś tknęło. Zatrzymał ruchem ręki grupę i kazał się uciszyć. Odwrócił się. Niby nic się nie zmieniło, ale... jednak! Wydawało mi się, że zamknąłem właz studzienki, pomyślał. Podszedł i zamknął go, by nie wpuszczać radiacji. Poszli dalej, ale Wiśnia czuł się dziwnie, jakby ktoś, albo coś... ich obserwował...

Metro 2033 - PolskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz