- Dobra, plan na dziś - zaczął mówić kapitan Wyszkowiak przy "stole obrad" (który tak naprawdę był skrzynią). W ogóle cały pokój dowódcy Schronu 15 był w opłakanym stanie. Ze ściany odpadł prawie cały tynk, w rogu sufitu zwisała zakurzona pajęczyna, biurko zrobione ze starych skrzyń i dech, przy ścianie przedwojenna szafka z gablotą (niegdyś szklaną), na ścianie wisiała stara mapa Bydgoszczy, pod nią mapa świata, równie stara i poniszczona - Lemek, prowadzisz musztrę dla wszystkich mieszkańców Schronu nie licząc wybranych osób. Dowódca i ja obmyślamy dokładniejszy plan trasy do Malborka, kucharz robi obiad, jak zwykle. Potem przerwa, następnie Alicja robi kurs budowy koktajlu Mołotowa. Potem kolacja, wieczorne ćwiczenia i zdrowy, żołnierski sen - powiedział z zapałem - Zrozumiano?
- Kapitanie? - spytał Wiśnia
- Czego?
- A jak w ogóle będzie nazywać się nasza... Instytucja...?
- Nasza armia. Nie wiem, wymyślcie coś.
- Armia Schronu 15? - zaproponował Dowódca
- Jeśli urośnie, będzie bez sensu.
- Wojsko Polskie?
- Zbyt ogólne.
- To może Alianci? - zaoferowała Wstęga - Jak moja frakcja we Wrocławiu.
- To jest dobre. Jak ci z II wojny światowej.
- Przyjmujemy? - zapytał Wiśnia
- Może być - odparli wszyscy zebrani
- A kapitanie? - spytał Lemek - A co z misją na Antarktydę?
- Przed Wojną firma Elledatrom, czyli aktualna IV Rzesza założyła tam magazyn broni i paliwa. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będzie nasz pierwszy cel po Ameryce.
- Aha...
- Super, czyli wszystko pozałatwiane? Tak? To do roboty! - krzyknął kapitan i wstał. Wysunął rękę - Za Polskę.
Inni dołożyli ręce i odparli:
- Za Polskę, póki my żyjemy.
Wyszli. Nie minęło dziesięć sekund, a Lemek krzyknął:
- NA KORYTARZU PRZED POKOJEM DOWÓDCY W DWUSZEREGU FRONTEM DO MNIE ZBIÓRKA!!!
W ciągu trzech minut wszyscy się ustawili.
- Ajajaj, z takim tempem to was byle szeregowiec zastrzeli. I to z procy. Rozejść się!
Ludzie powrócili do pokojów.
- NA KORYTARZ PRZED POKOJEM DOWÓDCY W DWUSZEREGU FRONTEM DO MNIE ZBIÓRKA!!! - ludzie zaczęli się zabiegać - RAZ! DWA! TRZY!
Byli ustawieni.
- No... i tak ma być zawsze. W lewo zwrot! Eh, słabo, wróć! Pamiętajcie, na pięcie przez lewe ramię. W lewo zwrot! Na przód do magazynu ze sprzętem ochronnym marsz! Rytmem! Lewa! Lewa! Lewa, prawa, lewa! I jeszcze raz! Lewa! Lewa! Lewa, prawa, lewa! Michaś, tupaj tą nóżką! Od czoła stój! Źle! Robicie trzy kroki i dopiero wtedy. Jeszcze raz, na przód marsz! Dobrze, dobrze, równo... Od czoła stój! Świetnie! W prawo zwrot! Ujdzie... Baczność! No, chociaż to umiecie.
Wiśnia oczekiwał na przydzielenie kombinezonu. Przypomniało mu się dzieciństwo, gdy był harcerzem i na każdej zbiórce drużynowy zwany Rambo wydawał te same komendy. O, dali mu jego maskę i kombinezon.
- Spocznij. W tył rozejść się. Ubieramy się i za pięć minut kolejna zbiórka. Wychodzimy na Powierzchnię. Przyodziali kurtki i kombinezony, na bokach mieli torby z maskami i po jednym filtrze zwanym we Wrocławiu "softem", bo nim się łatwiej oddychało, dzięki czemu można było biegać w masce, kosztem szybszej zużywalności.
- W DWUSZEREGU FRONTEM DO MNIE ZBIÓRKA!
Rozpoczął się prawdziwy trening.
Biegli sześć razy w dwie strony zaśnieżonej autostrady, rzucali butelkami i kijami w formie ćwiczeń rzutu koktajlami Mołotowa i dzidami, potem bieg z przeszkodami, którymi ochrzczono zardzewiałe samochody i inne ćwiczenia.* * *
Minęło kilka godzin, była noc.
- Krzysiek? - szepnęła Wstęga przez drzwi jego pokoju, tak by nie obudzić kolosa śpiącego kilka metrów dalej. Drzwi lekko się uchyliły. Wyjrzała zza niej głowa.
- To ty? - spytała wyżej wspomniana głowa
- To ja, Wstęga. To już czas.
- Już? Ale fajnie, nie mogłem się doczekać.
Wyszedł cichutko i domknął drzwi. W jego ręce coś rozbłysnęło, oświetliło bladawą twarz rudego mężczyzny i równie bladą twarzyczkę blondwłosej kobiety. Była to lampa łojowa, którą Krzysztof otrzymał od swojego współlokatora, Piotra Wysockiego. Poszli na palcach do jadalni. Płomień postawił lampę na skrzyni, która była tu nazywana stołem, i zamknął drzwi. Wstęga usiadła przy tejże skrzyni, Płomień pobiegł do kuchni. Wrócił z dwiema porcjami grzybków.
- To jak? Zaczynamy randkę? - zapytał wesoło
- Taaa...
- Ej, no co taka smutna jesteś? - spytał - Nie smutaj.
- No bo... Ja nie wiem...
- Czego?
- Niczego. Po prostu niczego. Jesteśmy w związku, pocałowałam cię wtedy pod wpływem emocji. Naprawdę to czułam. Tylko nie wiem, co... No niby jest to miłość, ale nie tęsknię burzliwie, gdy cię nie ma, jak jesteś to się jednak cieszę. I nie wiem teraz, czy to miłość, czy mocna przyjaźń...
- Ale... Przecież mówiłaś, że to odwzajemniasz.
- Odwzajemniam. A przynajmniej wtedy odwzajemniałam... Ale coś się zmieniło, nie widzisz? Ja... Chciałabym...
- Chcesz to skończyć?
- Nie całkowicie, po prostu... Ummm... Odpocznijmy od siebie.
- Ale... Dlaczego? Coś ja spieprzyłem?
- Nie, to... My. Oboje. Zabraliśmy się za to za wcześnie.
- Ale Wiśnia i Alicja są razem, choć znają się dwa dni! - mówił smutno Płomień
- Tak, ale Wiśnia jest inny! I Alicja też! On ma tą swoją Brygadę Apsgangrena czy coś... Oni oboje są inni. I są starsi... My się od siebie uzależniliśmy, choć byliśmy za młodzi na te rzeczy. Tak myślę.
- ...Czyli chcesz to przerwać?
- Tak...
- Rozumiem... Odpocznijmy od siebie, może to coś da.
- Może... Co oni położyli na ten stół?
- Wiśnia mi mówił, że to cerata.
- A to nie jest obrus?
- Nie, cerata.
- Obrus.
- Cerata.
- Obrus.
- Cerata.
- Obrus.
- Nie kontynuujmy tego. Idę do pokoju... - westchnął Płomień, wziął lampę i wyszedł, zostawiając Wstęgę w ciemnościach.
Ona, gdy została sama, zaczęła chlipać. Ta silna nastolatka, która ukatrupiła niejednego nazistę, która sama wypatroszyłaby zmutowanego niedźwiedzia, płakała.
CZYTASZ
Metro 2033 - Polska
Science FictionRok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dłużej. Ogromny poziom promieniowania, mutanty i sroga zima nuklearna nie dają żyć. Na Polskę i na res...