Mimo iż moją wolną niedzielę zamierzałam spędzić odpoczywając, w łóżku to decyduje się na telefon do Tonego. Potrzebuję chwilowego resetu myśli a spotkanie z nim zawsze dobrze skutkowało. Mniej więcej o szesnastej zaczęłam szykować się na wyjście z przyjacielem do pobliskiego pubu, gdzie opijaliśmy na przykład egzaminy końcowe w liceum. Miałam w planach wypicie kilku drinków. Oczywiście nie mogę się schlać, bo jutro idę do pracy. Trochę słabo by było bawić się z dzieckiem na kacu. Przed dwudziestą Tony podjechał pod mój dom swoim białym Sedanem. W samochodzie włączył radio. Akurat leciała piosenka Arctic Monkeys "Why'd you only call me when you're high".We wczesnych latach naszego liceum jeździliśmy na koncerty. Czasami zdarzało się nawet, że uciekaliśmy z domu, by tylko zobaczyć cudownego Alexa Turnera z zespołem. Ja jako typowa 'fangirl ' mająca w swoim pokoju całą ścianę zdjęć wokalisty byłam wtedy skupiona głównie na nim. Tony raczej jeździł tam żeby obczajać laski, które marzyły żeby ich facet zaśpiewał im "Do I wanna know?" Po dłuższej chwili zatrzymaliśmy się pod "Dezzert" - miejscem z którym wiąże się wiele wspomnień, upojeń alkoholowych i chwilowych znajomości Tony'ego. Tu odbyła się również moja osiemnastka na którą ten obecny tu ze mną przygłup zamówił dla mnie striptizera. Mam wrażenie, że takie rzeczy zazwyczaj robią dla siebie szalone kumpele, u nas jest inaczej. Ja mam ostro kopniętego skrzydłowego, który nigdy nie pozwalał mi się nudzić. W momencie w którym weszłam do środka uderzył we mnie zapach potu, alkoholu i dymu wymieszanych razem. Podeszliśmy do baru, gdzie zamówiłam whisky z colą, bo od czystej mnie wykręca, natomiast mój ride or die postawił na piwo. Wiedziałam, że na jednym się nie skończy, nigdy nie kończyło. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i zaczęliśmy sączyć nasze trunki. Po wypiciu jednej szklanki nie byłam zbytnio wstawiona, ale czułam ciepło w całym ciele. Mam słabą głowę i nie potrzeba mi wiele do upicia się, dlatego na tym poprzestałam, natomiast Tony zamówił kolejne piwo, a później jeszcze jedno i tak z sześć kolejnych razy. Skończyło się na tym, że ja z promilami we krwi wsiadłam do jego samochodu i odwiozłam go do domu. Co prawda upłynęło już trochę czasu, a przynajmniej na tyle, że czułam się w stanie wsiąść za kółko. Drzwi otworzyła zaspana Hellen, która jak zobaczyła schlanego, ledwo stojącego na nogach Tony'ego od razu się rozbudziła. No to ma przechlapane - pomyślałam. Nie mogłam wziąć samochodu przyjaciela i pojechać do domu, więc zamówiłam taksówkę, która kursowała całą dobę. W domu byłam dopiero przed północą. Do pokoju próbowałam dojść jak najciszej, nie chcąc budzić mamy. Niemal dostałam zawału, gdy będąc w salonie usłyszałam głos mamy z kuchni.
- Wiem, że jesteś dorosła, ale mogłabyś mnie uprzedzać o której masz zamiar wracać. Jako twoja matka martwię się o ciebie.- powiedziała moja rodzicielka spokojnym głosem, nie unosząc nawet spojrzenia znad czytanej książki. Podeszłam do niej i przytuliłam do jej pleców.
- Przepraszam, nie pomyślałam o tym.- powiedziałam nieco naciągając prawdę, nie chciało mi się tłumaczyć, że mój przyjaciel się schlał, a ja musiałam odstawić go pod drzwi.- Pójdę się położyć, bo jutro idę do pracy.- oznajmiłam- Ty też idź już spać.
-Posiedzę jeszcze chwilę, śpij dobrze.
- Dobranoc!- krzyknęłam będąc już po schodach.
Weszłam do mojej sypialni, z szafy wciągnęłam świeżą piżamę i poszłam wziąć szybki prysznic.
Położyłam się do łóżka i niemal od razu odpłynęłam w objęcia morfeusza.Wstałam nieco wcześniej niż zwykle. Wykonałam wszystkie poranne czynności, zdążyłam pogadać chwilę z mamą i napisać sms- a do Tony'ego, na którego nie odpisał. Jednak kac morderca nie ma serca i to stu procentowa prawda. Miałam jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam podjechać do piekarni po pączki dla siebie i Matta, mając nadzieję że je lubi. Chociaż czysto filozoficznie, kto ich nie lubi. Kilka minut przed dziesiątą stałam już pod drzwiami Wembley'ów i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Usłyszałam śmiech dziecka, a po chwili w drzwiach stanął Daniell, a za nim mój podopieczny.
- Witam panów.- Przywitałam się.- Kto chce pączki?
- Ja!- Krzyknął ucieszony Matt i podbiegł do mnie.- Mogę?- Zwrócił się do ojca.
-Tak, ale tylko jednego.- Mówi. Kręcę głową z politowaniem.
- Okej, Okej- Powiedział spuszczając głowę w dół. Złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę kuchni, słyszałam że Daniell szedł za nami.
Wyciągnęłam talerz ze zmywarki i położyłam na nim pączka po czym podałam chłopcu.
- Melanie, ja już będę wychodził, dzisiaj zostaję w pracy do późna, wiec się nie zobaczymy.- Powiedział za moimi plecami. - Jutro nie przychodź, mam wolne i zabieram Matta do zoo.- Obrócilam się w jego stronę, uważając to za stosowne. Skinęłam głową na znak, że rozumiem.
- Tato! Tato!- Matt jakby się ożywił. Zwrócił tym uwagę Daniella, który chciał już wychodzić. - Może Melanie pojechać z nami?- Spojrzałam na niego, wytrzeszczając przy tym oczy. Oho, co czuję, że zaraz nie będę w stanie im odmówić.
- Jasne, jeżeli tylko chce.- Popatrzył na mnie czekając na odpowiedź.
- No nie wiem, nie chce przeszkadzać.- Próbowałam się wykręcić.
- Nie będziesz, od teraz jesteś jak rodzina, no dalej zgódź się.- Nalegał, ku mojemu zdziwieniu Daniell.
- No dobrze, niech będzie. - Mówię, wypuszczając z siebie powietrze.
Wiedziałam, że tak to się skończy. Chyba warto zapamiętać, że jeżeli któryś z Wembley'ów zaczyna mnie do czegoś nakłaniać, zawsze będę na straconej pozycji. Mnie namawiało dwóch... więc nic dziwnego, że uległam.

CZYTASZ
"Opiekunka"
RomancePo stracie pracy Melanie szukała nowej posady, a jedyną przystępną ofertą okazała "opiekunka". Daniell jest dwudziesto ośmio letnim samotnym ojcem. Prowadzi jedną z największych firm w Chicago. Matka jego trzy letniego synka zrzekła się praw zar...