40.

1.7K 88 74
                                    

Q&A DLA BOHATERÓW! PYTANIA POD ROZDZIAŁEM! START!

4 Listopad, Los Angeles

JOSH'S POV

-Josh!- krzyczy rozpaczliwie z salonu Crystal. Aghhh. Co znowu? Siedzę w swoim biurze i umawiam następnego klienta na odbiór towaru. Tj. broni, którą zajmuje się Maxence. Fajny z niego gość powiem szczerze.

-Czekaj chwilę!- przykrywam telefon ręką, krzycząc do niej.-... tak. Ma pan spotkanie dnia...- spoglądam na kalendarz.

-Josh!- krzyczy jeszcze głośniej z salonu moja narzeczona. O ile da się jeszcze głośniej.

-Co znowu?- odkrzykuję jej poirytowany.

-Wody!- krzyczy. Serio? Jakby sama nie mogła sobie wziąć ze stolika koło kanapy.

-Serio? Czy ty...- nie kończę, bo mi przerywa.

-Wody mi odeszły!- krzyczy.

-O kurwa!- krzyczę i szybko biegnę do niej rozłączając się i wrzucając telefon do kieszeni. Dobiegam do niej i od razu przytulam. Kurwa! Co ja mam robić!?

-Do szpitala. Josh...- chwyta mnie za jedną rękę Crystal. Szybko biorę ją na ręce i wychodzimy z apartamentu. Zjeżdżamy na parking i szybko wkładam moją ukochaną na siedzenie. Jak dobrze,że szpital jest blisko. W mgnieniu oka docieramy przed szpital. Wyciągam ją z samochodu, biorąc na ręce i wbiegam na pogotowie.

-Kurwa! Moja narzeczona zaczęła rodzić!- krzyczę gdy tylko przekraczam próg. Od razu dziesiątki par oczu zwracają się do nas. Mam to w dupie i biegnę do nadchodzącej pielęgniarki. Zabierają od razu Crystal na łóżku szpitalnym. Cały czas jej towarzyszę, trzymając jej ręki.

-Będzie dobrze Księżniczko.- mówię do niej, całując ją w rękę.

-Wiem, bo ty tutaj jesteś.- odpowiada z wymuszonym uśmiechem. Kierujemy się na salę narodzin. Cały czas trzymam Crystal za rękę uśmiechając się do niej.

-Josh... Kocham Cię.- mówi z uśmiechem przez skrzywioną minę.

-Przyj!- mówi do niej pielęgniarka. Crystal wykonuje jej polecenie.

-Dobrze sobie radzisz. Ja ciebie też kocham Kocie.- mówię.

-Obiecaj mi coś...- prosi mnie słabym głosem.

-Oczywiście.

-Pomimo wszystko. Opiekuj się nią. Daj jej na imię...- zastanawia się chwilę- Rosie.- odpowiada, a ja marszczę brwi. Co ona wygaduje?

-Oczywiście, ale zrobimy to razem Crystal.- ściskam ją za rękę.

-Nie Josh. Ja nie... nie dam... rady.- nagle coś zaczyna głośno piszczeć i słyszę głośny płacz dziecka. Po chwili czuję szarpnięcie za ramię.

-Przepraszamy pana, ale musi pan stąd wyjść.- odwracam się do pielęgniarki ze zmarszczonym czołem.

-Co się dzieje?- mówię przerażony.

-Szybko!- woła jakiś lekarz- Niech pan stąd wyjdzie!- czuję szarpnjęcie i zostaję pociągnięty do tyłu. Ostatkiem zerkam na Crystal, która lekko zamyka oczy.

-Crystal! Nie! Nie możesz!- krzyczę do niej, gdy zabierają mnie dwaj mężczyźni. Ona tylko oddarowywuje mnie swoim cudnym uśmiechem, który oświetla dla mnie cały świat i ciemności.- Nie!- krzyczę wyciągając ręce przed siebie do niej i znika z mojego pola widzenia.

30 minut później...

Siedzę już pół godziny w tej zasranej poczekalni. I nic nie wiem. Kurwa nic. Przez ten czas zdąrzyli przyjechać Mike, Max, Jessica, Maxence, Dave, Kevin-ojciec Crystal i jej matka. Wszyscy oczekujemy wiadomości od lekarza. Nagle drzwi otwierają się, a przez nie wychodzi lekarz. Od razu do niego podchodzę.

-Panie doktorze!- łapię go za ramię- Co z moją narzeczoną czy ona...

-Tak mi przykro... Robiliśmy co w naszej mocy, ale...- potem nie słyszałem już nic tylko wielki pisk w głowie. Moje serce pękło na pół. Skończył się dla mnie świat. Jak jej nie ma, to nie ma mojej drugiej połowy. Lekarz odchodzi ściskając mnie za ramię. Znowu wszystko zaczyna piszczeć. Stoję w osłupieniu, gdy podchodzi do mnie kobieta z malutką istotą na rękach, owiniętą kocykami.

-To pana córka. Proszę ją potrzymać.- wyrywa mnie i nagle piszczenie ustaje. Nastaje cisza. Wyciągam ręce po tą istotę. Gdy już trzymam ją na rękach, a kobieta odchodzi zaczynam szlochać i wtulam się w córeczkę. Łzy lecą jak deszcz w pochmurne dni. Po chwili przecieram jedną ręką oczy i zerkam na ten cud. Na cały mój świat w rękach.

-Moja Rosie. Zostaliśmy sami...- mówię cicho i znowu zaczynam płakać...

Rok później...

Myślałem, że to koniec świata. Inaczej wyobrażałem sobie następujące wydarzenia po narodzinach mojej pięknej i zdrowej córeczki. Śmierć Crystal była najgorszym momentem w moim życiu. Nic się nie równało z jej utratą. Prawdopodobnie załamałbym się gdyby nie jedna kobieta. Najwspanialsza. Rosie. Moja mała.

To jedyna kobieta, a raczej Księżniczka, którą kocham bardziej niż Crystal

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

To jedyna kobieta, a raczej Księżniczka, którą kocham bardziej niż Crystal. Śmiało mogę to stwierdzić. Oczywiście nigdy nie przestanę kochać Crystal, jednak moja Rosie jest. Tutaj. Teraz. Ze mną. Już ma roczek. Zaczęła chodzić i pojawiły się u niej już pierwsze ząbki. We wszystkim pomaga mi rodzina. Jess, Max, Alter'owie i oczywiście chłopaki.

Stoję właśnie przed grobem Crystal z Rosie na rękach. Przyniosłem jej ukochane kwiaty. Białe róże.

-Cześć Słońce.- zaczynam- Rosie już nieźle podrosła. Ma już cztery ząbki. Potrafi już chodzić... trochę... Pokażę ci...- kucam powoli i stawiam szkraba na ziemi trzymając ją za rączki. Pięknie pokazuje swoje umiejętności. Zostawiam ją tak i mała sama dociera do wystającego nagrobka, który jest bardzo blisko.- Twoja mamusia.- mówię do Rosie, która obraca się i spogląda w moją stronę. Zaczyna się śmiać.

-Mama!- krzyczy głośno, a mi zapiera dech w piersiach.

-Rosie!- podbiegam do niej i biorę ją na ręce.- Twoje pierwsze słowo! Kochanie...- szepczę całując pulchniutki policzek. Mała śmieje się i mnie przytula.

-Kocham Cię Crystal...- mówię zwracając się do grobu. Czekam chwilę, jak gdyby miała mi odpowiedzieć. Po chwili uśmiecham się i spoglądam na mój skarb.

-Moja Rosie. Zostaliśmy sami...- powtarzam słowa, które wypowiedziałem dokładnie rok temu. W dzień, który był najszczęśliwszym i najsmutniejszym dniem. W dzień narodzin Rosie i w dzień śmierci Crystal. W dzień, w który coś się skończyło i coś zaczęło. Rosie... Moja słodka Rosie...

KONIEC...

I tak właśnie oto jest ostatni rozdział. Coś się kończy i coś się zaczyna...

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM Z CAŁEGO SERCA ZA CZYTANIE, GŁOSOWANIE, GWIAZDKOWANIE I KOMENTOWANIE. KOCHAM WAS. A TERAZ...

Q&A DO BOHATERÓW. ZADAWAJCIE PYTANIA DO BOHATERÓW.PYTAJCIE. CO WAS CIEKAWI? CO WAS NURTUJE? PYTANIA POD ROZDZIAŁEM I NA PRIV. DZIĘKUJĘ!

Dziękuję najbardziej mojej przyjaciółce Alicji, która mnie cały czas wspierała i wspiera. Dzięki tobie powstała ta książka. I oczywiście wam czytelnikom. Za wszystko! 😢😘😍😍😍

Brother&SisterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz