Usiadłam na fotelu przemyślając wszystko od początku i zastanawiając się, czy aby na pewno zrobiłam to dobrze. Przecież minęło już kilka dni i na pewno już o tym wiedzą. Poza tym to jest wielkie zgromadzenie ludzi w jednym, więc ktoś na pewno powiedział o tym chociaż Chrisowi. Przecież pewnie nie tylko ja oglądam wiadomości.
Po zobaczeniu dwóch znanych mi mężczyzn z feralnego dnia cały czas zastanawiałam się co zrobić. Od razu schowałam sukienkę do szafy i nie spoglądnęłam na nią ani razu. Myślami byłam już gdzie indziej, a dokładnie to w Fils. Nie rozmawiałam z żadnych z nich ponad dwa tygodnie i nie wiem jak mam się teraz zachować. Chodząc od domu do szkoły i z powrotem myślałam tylko o tym jakby powiedzieć któremuś z nich, że mamy duży kłopot. Mimo to siedzę na fotelu w salonie i rozmyślam, czy nie powinnam teraz uciec. Czy nie byłoby to mniejsze zło? Przecież oni są przygotowani na takie akcje i wiedzą co robić, więc po co ja się wtrącam? Zaraz też mogą na mnie nakrzyczeć, że nie odzywałam się do nich przez dłuższy okres czasu, a nawet kiedy się dowiedziałam to nie przyszłam od razu do nich. Powinnam im to już chyba dawno uświadomić.
Rozglądnęłam się dookoła patrząc najpierw na Izzy. Dziewczyna jest uśmiechnięta, bo niczego się nie spodziewała. Natomiast Nick mruży na mnie oczy. Chyba się domyślił, że nie zawsze można mnie spotkać w tych progach bez Matta, więc musi to być coś poważnego. Inaczej jeszcze zachowuje się Chris, który w ogóle na mnie nie patrzy. Widzi tylko to co jest w telefonie. Gansey co jakiś czas upomina go, ale w ogóle nie widać popraw. Hektor nawet się pojawił. Nigdy nie widziałam go tutaj, bo zawsze siedział w pokoju próbując coś zhakować. Natomiast Gansey próbował nawiązać nowe kontakty, więc zawsze był na wyjeździe. Dziś są oni tutaj wszyscy i stresuje mnie to jeszcze bardziej niż zastanawia.
- Mówisz w końcu? - pyta Chris nawet nie podnosząc wzroku znad telefonu. - Chciałbym abyś już stąd wyszła. - Gansey podniósł rękę, aby uderzyć brata w tył głowy. Gdyby nie zdenerwowanie to pewnie bym się śmiała. Christian jedynie spojrzał na winowajcę. - No co? Każdy tak myśli, ale nikt tego nie powie, więc po co ją okłamywać jeszcze bardziej? W końcu dowie się o wszystkim prawdy. - Chris znowu widzi tylko telefon.
Rozglądam się po zgromadzonych, aby uzyskać jakiekolwiek informacje z ich mimiki twarzy, ale nic to mi nie mówi. Wszyscy są znów tak samo ustawienie jak przez cały czas. Nawet nie wiem czy nie zostali przypadkiem zmrożeni. Mimo to biorę głęboki wdech i zaczynam mówić.
- Oglądałam parę dni temu wiadomości....
- Oglądasz je codziennie i co się niby zmieniło? - przerwał mi Chris za co dostał w tył głowy od brata i Izzy.
- Zmieniło się to, że szukają ludzi, którzy zabili dwójkę mężczyzn, a trzeciego tak zmasakrowali, że potrzebne są badania DNA, aby ustalić jego tożsamość. Śledztwo jak na razie stoi w miejscu, ale za niedługo...
- Czekaj, czekaj, czekaj... - przerwał mi znowu Chris, który po woli zaczął wstawać z kanapy. - W Golden Fall codziennie ktoś znika, więc dlaczego przychodzisz do nas z taką błahostką? Ludzie, popatrzcie co ona z nami robi. Najpierw Matt, który się w niej zakochał, a później kto? - Nie spoglądając mi nawet w oczy od razu udał się w stronę wyjścia. - Ja się na to nie dam nabrać, więc idę do swojego pokoju.
- To są ci sami ludzie, których zabiliście w kawiarni. - Chris zatrzymał się w połowie kroku, a następnie odwrócił się do mnie. Nie patrząc nawet na niego od razu rozglądam się po zgromadzonych. Każdy bez wyjątku ma otwartą buzię. - Nie wiem jak do tej pory udało wam się zamaskować przed policją, ale te czasy już minęły. Znaleźli zabitych przez was ludzi i teraz was szukają. - Patrzę wprost na Chris, który nie ruszył się jeszcze ani krokiem. - Teraz mi daj powód, abym tutaj teraz nie siedziała i nie mówiła tego wszystkiego.
- Ponieważ kłamiesz - mówi to patrząc w moje oczy, a następnie uśmiecha się fałszywie. - Kłamałaś mówiąc, że sprawisz aby Matt nigdzie nie wyjeżdżał. Nie zrobiłaś tego. On wyjechał. Dlaczego teraz mam ci wierzyć, kiedy wcześniej kłamałaś? Ja też ci coś mogę obiecać, ale ja tego dotrzymam. Umrzesz z mojej ręki. - Z tymi słowami wychodzi z salonu.
- Ja.. - odzywa się Gansey, któremu jest chyba głupio za brata. - Pójdę go...
- Nie. - Chociaż jest mi przykro z tego co powiedział to nie zamierzam nastawiać brata przeciwko brata. - Dobrze, że powiedział to co myśli. Chociaż wiem, że mi też nie wierzycie to proszę was tylko o to, abyście byli ostrożni. Może to zbyt wiele, ale oglądnijcie sobie wiadomości sprzed kilku dni.
Wstałam nie odzywając się już ani słowa. On wyjechał. Słowa Chrisa krążą w mojej głowie jakby tylko to było ważne. W sumie to jest najważniejsze. Nic mnie nie obchodzi żaden bal końcowo roczny, ani sukienka, którą dostałam od nie wiadomo kogo. Teraz najważniejszy jest dla mnie tylko Matt. Był jest i będzie.
- Poczekaj chwilę, Harley. - Głos Izzy roznosi się po całym domu, abym mogła ją z salonu usłyszeć. Nawet uśmiecham się widząc ją w progu domu. - Pogadajmy przez chwilę. - Dziewczyna szybko zamyka za sobą drzwi i podchodzi do mnie. Stoję pośrodku małego ogrodu myśląc, że ona może mi uwierzyła na słowo. - Jutro bal. - Moja mina zrzednieje. - Masz już sukienkę?
Myśląc teraz nad tym co powiedziała to zdaję sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy. Jeśli powiem jej, że tak to będzie to oznaczało, że na niego idę. Jednak jeśli powiem jej że nie mam, to będzie to dobra wymówka, aby nie iść.
- Nie mam. - Uśmiecham się blado, a przynajmniej chcę aby tak to wyglądało. - Na żaden bal nie idę, więc nie potrzebna mi sukienka.
- Jestem podobno dzieckiem cracku, więc jako takie dziwne dziecko... - dziewczyna chichocze na określenie jakim się nazwała - ...chciałabym, abyś jednak kupiła sukienkę i na to poszła.
- Bilety są już wyprzedane, a ja nie sobie nie kupiłam. - Z tymi słowami odchodzę od niej i od Fils.
CZYTASZ
Fucking maze
Teen FictionLosy dziewczyny, która spotyka Matthew z opowiadania "Nowy współlokator" (Nie trzeba czytać. Po prostu Matt to dziecko diabła) Czy połączy ich miłość taka jak Nicole i Tobiasa? Ona nie wierzy w miłość, a on to diabeł/szatan, który przy niej od począ...