52. "Chcę, abyś nazywała mnie... "

11.1K 869 91
                                    

Wyszłam z auta rozglądając się dookoła. Jedynymi osobami, które tutaj są to my. Świateł nie ma. Jedynym źródłem jest auto, które po chwili gaśnie. Nic nie widać. Po chwili ktoś łapie mnie za dłoń, a sądząc po długich palcach i charakterystycznym zapachu to musi być Matt. Idziemy drogą, ale nie wiem dokąd. Śnieg już nie pada, ale sądząc po skrzypieniu pod butem oraz czymś zimnym dookoła kostki, to stwierdzam, że nie wywiózł mnie z kraju. Chociaż tyle dobrze. Nie wiem co będziemy robić na zewnątrz, kiedy tak jest. Nie widać żadnych okien z których pali się światło. Nic już nie widać. Po chwili moja ręka zostaje uwolniona z objęcia, a ja szybko nią poruszam sprawdzając czy aby na pewno stoi koło mnie jeszcze Matt. Nie wiem jak on się tutaj może poruszać.

- Połóż się i czołgaj się do przodu.

- Co? - spytałam nie wierząc własnym uszom.

- Chociaż raz zrób to co mówię.

Mruknęłam pod nosem ciche dobra i zrobiłam to co on chciał. Położyłam się na brzuchu, a zimno dawane od śniegu od razu napadło przednią część mojego ciała. Mimo to zrobiłam to o co poprosił mnie Matt. Czołgam się jak prawdziwy żołnierz. Przynajmniej mam nadzieję, że to tak wygląda. Jednak przerwałam i zaczęłam panikować, kiedy poczułam, że coś nade mną się unosi. Nie czułam tego wcześniej, ale próbowałam przed chwilą wziąć głębszy oddech, ale wtedy coś spadło mi na głowę. Zaczęłam się powoli wycofywać. Dopóki nie natrafiłam na coś miękkiego. To coś okazało się człowiekiem.

- Nie zatrzymuj się, ale idź cały czas do przodu - rozkazał.

Pokręciłam głowę wyrzucając z siebie złe myśli. Jeśli tu jest Matt to nie ma najmniejszego powodu, aby się bać. On by mnie nie skrzywdził. Nie zaprowadził by mnie na pewną śmierć. Nie pozwolił by, abym umarła. On mnie uratuje cokolwiek się stanie. On powie mi, kiedy coś mi będzie groziło. On był, jest i będzie przy mnie. Chociaż to skomplikowane to wiem, że on mimo wszystko co ludzie o nim myślą to wiem, że mi się z nim nic nie stanie. Mogą czuć się przy nim bezpieczna.

- Harley.

Usłyszałam głos Matta nade mną. Dlatego otworzyłam oczy nie bardzo wiedząc kiedy je zamknęłam. Wciąż nic nie widać. Jedyne światło, które tutaj jest to z małej świeczki. Po chwili Matt zapala kolejną i następną. Jest ich aż osiem. Dlatego rozświetlają wszystko. To co widzę nigdy nie zobaczyła bym nawet w snach. Na samym środku wielkiego kocu ułożone jest jedzenie oraz butelka wina. Niby nic zwykłego, bo w końcu to jest prawie w każdym domu. Jednak dom nie jest stworzony z brył lodu. Jestem w igloo.

- Powiesz coś? - spytał Matt siadając po jednej stronie koca przy koszu z jedzeniem.

- Ja... Jak... Ty... Jak ty to zrobiłeś? - W końcu udało mi się ułożyć normalne zdanie.

- Nie było ciężko. - Wzruszył ramionami, a ja usiadłam naprzeciw niego. - Najgorzej było ciebie tu zaprowadzić. Kiedy Frankie powiedziała o tym, abyśmy jechali do klubu to myślałem już, że moje starania szły na marne. Jednak niczego nie zniszczyłem. - Uśmiechnął się otwierając butelkę wina. - Najwyraźniej to był wspaniały pomysł - powiedział w tym samym czasie co akurat wystrzelił korek z butelki. - Nie ma lampek, więc musimy pić z butelki. Panie przodem. - Podał mi wino, a ja bez żadnego zastanowienia od razu wzięłam dużego łyka i oddałam mu butelkę. - Słyszałem jak mówiłaś, że chciałabyś zbudować igloo. - Przechylił otwór butelki tak, aby wyleciało w niego picie. - Wiem, że to nie to samo co budowa, ale miałem nadzieję, że to będzie ci się bardziej podobało.

- Jest wspaniale, ale dlaczego to zrobiłeś? - Matt otworzył koszyk zagryzając swoją dolną brew, kiedy sprawdzał co jest w środku. Później dopiero spojrzał na mnie.

- Ponieważ za tydzień wyjeżdżamy i chciałem pokazać ci coś więcej niż bałwan klub czy dom. - Wzruszył ramionami wyciągając z kosza pianki. - Uznaj to jako że się nad tobą użalam lub to, że nudzi mi się w zwyczajnych miejscach, a nigdy nie byłem w igloo. - Otworzył paczkę posuwając mi ją pod nos. Wzięłam kilka pianek i od razu wsadziłam je do buzi. - Nigdy też nie uprawiałem seksu w igloo.

Spojrzałam na niego z buzią pełną pianek oraz wyrazem mówiącym "Serio musiałeś to powiedzieć? Nie mogłeś się oprzeć nawet chwili by czegoś pierwszy raz nie zepsuć?". On jedynie się uśmiechnął i położył na plecach. Teraz nie wiem czy chce mnie tutaj zgwałcić czy jednak powinnam czuć się tutaj bezpieczna.

- Jak to się wszystko dzieje? - spytałam chyba samą siebie. - Niby wszystko jest dobrze, ale później nagle następuje coś co zmienia twoje życie. Jak to możliwe?

- Ziemia się kręci, więc i twoje życie też musi. Nie może być nudne, bo jest na ziemi. Ruch obrotowy to sprawia, że tak jest.

- Z geografii też najwyraźniej jesteś wyuczony. - Położyłam się na plecach obok niego. - Prawda jest jednak taka, że my wyjdziemy na końcu na prostą, ale świat nie.

- Prawda jest podobna, ale inna. - Matt położył rękę pod moją głowę przyciągając mnie do siebie. - My wyjdziemy na prostą, ale przekażemy nasze problemy swoim dzieciom, a oni swoim. To jest nieprzerwalny ciąg zdarzeń. - Przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że muszę przełożyć jedną nogę przez jego ciała, a dłoń położyć na jego torsie. - Nawet swojej ukochanej zostawisz problem.

Matt spuścił głowę w dół spoglądając w moje oczy. Jego kolor jest doskonały, bo nawet w świetle nabiera intensywności. Usta przybliżył do moich. Jesteśmy już do siebie tak blisko. Zaczął poruszać swoim nosem trącając przy tym mój. Powinnam się odsunąć i wyjść z tego igloo. Powinnam zrobić coś więcej niż bawić się w eskimosów i się teraz całować. Eskimoski pocałunek nie spotyka ze sobą warg, ale tylko nosy. Niestety jesteśmy tak blisko, że taki pocałunek nie wystarcza i chciałabym czegoś więcej. Jednak równocześnie wiem, że nie mogę. To nie ma odniesienia do naszej historii, ale tylko do mojej. Mogę mieć przyjaciółkę i przyjaciele. Jednak nie mogę mieć chłopaka to za dużo. Będę później cierpiała. To właśnie ze sobą niesie miłość. Ból i cierpienie. Nic więcej.

- Matt, ja...

- Ciii - powiedział Matt kładąc palce na moich wargach. - Chcę, abyś nazywała mnie pełnym imieniem. Chcę, abyś mówiła na mnie Matthew, bo na to zasługujesz. Tak jak na wszystko.

Przybliżył swoje wargi do moich, ale spotkał się ze swoimi palcami. Teraz nie wiem czy to dobrze, bo się nie pocałowaliśmy czy też źle, bo tego nie zrobiliśmy. Matt jest kimś, kto nie będzie chciał stałego związku. Jest mi to bardzo na rękę. Jednak również chciałabym być razem z nim i nie cieszę się już tak bardzo z tego powodu. Równocześnie mogę się ja zakochać.

Fucking mazeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz