33. "Zasady są po to, aby je łamać,..."

12.7K 797 33
                                    

Weszłam do kawiarni w dobrym humorze. Paula miała dzisiaj ze mną zajęcia i jakoś tak się stało, że na nich nie byłyśmy, bo zdecydowałyśmy że czas najwyższy na szczerą rozmowę przy kawie. Oczywiście skończyło się to tym, że zajadałyśmy pizzę rozmawiając o czymś bezsensownie.

Przeszłam szybko na drugą stronę blatu kawiarni i przeszłam przez drzwi. Szybko znalazłam się w kuchni i od razu zauważyłam brak Jordan. To dziwne, bo zazwyczaj siedziała już o tej godzinie popijając pyszną kawę. Mimo to nie chciałam się zbyt długo nad tym zastanawiać tylko weszłam do szatni dla pracowników. Przebrałam się w firmowy uniform i wyszłam z zaplecza. Omiotłam szybko wszystko wzrokiem zauważając tą samą grupkę co ostatnio i tego samego mężczyznę czytającego gazetę. Reszta klientów już nie jest taka sama. Jakaś kobieta o kulach siedzi z dziećmi i chyba ze swoim mężem przy kawie i lodach. W rogu jakaś para się obściskuje myśląc chyba że nikt ich nie widzi. Nic bardziej mylnego. Jest dopiero szesnasta, więc słońca nadal świeci oświetlając każdy zakamarek lokalu przez szyby. Dzisiaj jest mały ruch, bo większość ludzi przybywa w weekendy. Dlatego podeszłam do Fabiana, który stoi już sam przy barze. Wcześniej rozmawiał z jakimś mężczyzną o jasnych włosach.

- Cześć - powiedziałam, a chłopak od razu odwrócił się w moją stronę.

- Hej - odpowiedział posyłając mi uśmiech. Chciałabym odpowiedzieć mu tym samym, ale pewnie wyszedł mi jakiś grymas - Wszystko dobrze? - pokiwałam głową i szybko odwróciłam od niego wzrok. Zrobiłam to co chciał i poszłam z Mattem na "randkę". Teraz muszę przyjąć też tego konsekwencje - Kłopoty w raju? - popatrzyłam na niego przez ramię podnosząc jedną brew do góry, bo szczerze to nie za bardzo wiedziałam o co mogłoby mu chodzić - Gdzie jest Matt? - rozejrzał się po lokalu sprawdzając chyba czy go nigdzie nie pominął. Ja natomiast tylko wzruszyłam ramionami, bo w końcu nie widziałam go cały dzień - Chcesz mi coś powiedzieć? - spytał z oskarżycielskim tonem ściągając swoje brwi w dół i zabawnie marszcząc oczy.

- Nic nie zrobiłam - podniosłam ręce do góry w geście poddania, bo w końcu taka jest prawda - Umowa była taka, abym na wszystko się godziła, więc... zgodziłam się z nim pójść na randkę - wzruszyłam ramionami jakby to była wiadomość, że zjadłam dzisiaj śniadanie - Nic takiego się nie wydarzyło oprócz tego, że to była totalna klapa - machnęłam rękom uśmiechając się szeroko i hej, w końcu nie powstał grymas - A jak tam u ciebie?

- Doskonale, ale koleżanka z pracy z którą chcę się zaprzyjaźnić uniemożliwia mi wygranie z nią zakładu - położył ręce na blacie pochylając się nad nimi. Uśmiechnął się szeroko pokazując rząd białych zębów - Nie zgadniesz jak ona się nazywa - pokręciłam głową jakbym miała zwichnięty kark. Nawet nie jestem pewna czy rzeczywiście nim poruszyłam - Na imię jej Harley i nie potrafi niczego zrozumieć.

- Fabian otrząśnij się. Love story się skończyło. Nie ma happy endu i nie będzie. To koniec z wszystkim - odwróciłam się w stronę wnętrza kawiarni i zauważyłam, że chłopak o jasnych włosach zbiera naczynia ze stolików. Pierwszy raz go tutaj widzę - Kto to? - skinęłam głową w kierunku chłopaka.

- To... - wskazał palcem na mężczyznę, który właśnie odwrócił się do nas przodem. Dzwoń po pogotowie, bo moje policzki zaczęły się palić - ...jest Kent. Jordan mówi, że jest przystojny, ale według mnie to jak stanie obok takiego Boga jak ja to wygląda jak gówno - zaśmiałam się lekko na jego wypowiedź.

Chłopak o krótkich, jasnych włosach, które od czasu do czasu zaczesuje do tyłu swoją dużą dłonią. On sam jest wysoki i dobrze zbudowany. Jego klatka piersiowa jest szersza od reszty jego ciała. Brzuch jest płaski, ale nie jest dobrze zbudowany, a przynajmniej nie tak jak u Matta. Jego nogi są długie co daje mu wyższości i pewnie gdyby miał lepiej zbudowane ramiona to każdy odczuwałby przy nim grozę, ale prawda jest taka, że wygląda niewinnie. Sprawia to, że nawet mam ochotę go przytulić, żeby lepiej poczuł się ze świadomością, że nie jest straszny.

- Obgadujecie mnie?

Nawet nie zdążyłam zauważyć, że on jest już obok nas i stoi z uśmiechem na ustach. Trochę przerażającym, ale nadal jest zbyt niewinny, aby się go bać. To nawet słodkie, że próbuje budzić respekt, ale wygląda przy tym jak kociak, który się złości. Każdy by chyba wtedy powiedział takie "uuuu" na ten widok. Moje rozmyślenia przerwał Fabian, który uderzył go lekko w plecy.

- Kiedy ja cię nie obgaduję? - zażartował, a Kent zaczął drapać się z tyłu głowy.

Obaj stoję blisko siebie i mogę śmiało powiedzieć, że Fabian nie miał racji. Chłopak przy nim nie wygląda jak gówno. Obaj są przystojni, ale jednak żaden nie dorównuje Mattowi. Dlaczego akurat o nim pomyślałam? To nie powinno się wydarzyć. Zabijcie mnie zanim się zakocham.

- Kiedy śpisz - bardziej spytał niż odpowiedział, a Fabian zaśmiał się jeszcze bardziej. Muszą się długo znać.

- Nawet sobie nie wyobrażasz jakie określenia wtedy lecą na twój temat. Wybacz, ale moja podświadomość cię nawet nie lubi - zaśmiałam się lekko, bo amerykańskie słowa w ustach Polaka brzmią niekiedy śmiesznie - Taki już twój los.

Oni wyglądają jakby znali się od przedszkola, a nawet żłóbka. Chociaż nie wiem, która wersja byłaby tą prawdziwą. Powinnam się bardziej cieszyć, że żaden z nich nie jest na siebie zaraz zły. Oni po prostu się śmieją. Właśnie taka jest tu rola Fabiana. Niby jest barmanem, ale tak naprawdę potrafi pocieszyć każdą osobę z którą rozmawia. Dlatego nie dziwię się, że on jest właśnie na takim stanowisku. Tutaj ma komunikację z wszystkimi ludźmi, dzięki czemu robi dobrą opinię publiczną.

- Chciałbym zamówić whisky - usłyszałam głos zza moich pleców, więc szybko odwróciłam się do klienta. Kto by pomyślał, że to ten sam chłopak co ostatnio - Podobno nie jesteście tu do flirtowania, ale do pracy - nie patrzył na mnie za co dziękowałam w duchu, ale chyba mnie poznał, bo użył właśnie takiego określenia.

- Zasady są po to, aby je łamać, nieprawdaż? - Fabian podniósł swoją jedną brew i uśmiechnął się szeroko - Samo whisky?

- Cola, lód i cytryna.

Fabian szybko wykonał zamówienie i podał mu szklankę. Jestem zbyt szczęśliwa, żeby pójść znowu do jego kumpli i wdać się z nim w rozmowę. Takie coś by mnie dzisiaj wykończyło. Mam już dość na dzisiaj wrażeń, a to dopiero początek mojej zmiany.

- Cola, lód i cytryna - zaczął przedrzeźniać Kent chłopaka, który właśnie odszedł - Nic mu do tego czy można flirtować czy też nie - przewrócił swoimi niebieskimi jak niebo w dzień oczami - Nie lubię takich klientów.

- Nie masz się tutaj zaprzyjaźniać tylko pracować.

- Ej! - jęknął Fabian - Ja tutaj pracuje i się zaprzyjaźniam. Można połączyć przyjemne z pożytecznym.

Kto jak kto, ale ja chyba najbardziej powinnam wiedzieć o co mu chodzi. W końcu to ja prawie pieprzyłam się z Mattem podczas naszej wspólnej nauki. A pro po tego to piątek zbliża się wielkimi krokami, a ten jest właśnie dzień naszych nauk.

Fucking mazeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz