Epilog 1.0 - Dead

32 7 1
                                    

Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie, ale jeśli mam być szczera, to najpierw wymyśliłam ten epilog, a później całą książkę. Kocham was!

(Możliwe, że jeszcze będę coś delikatnie zmieniać, ale już nie dzisiaj)

Trzy epilogi ludzie! Wybierzcie sobie najlepsze zakończenie! Dead -> Alive -> Loved

~~~~~~~~~~


To był smutny dzień.

Setki ludzi ubranych całkowicie na czarno zebrało się w chyba największym kościele tego miasta. Wielu z nich płakało, zbyt wielu, by zliczyć.

- Pytacie się teraz, dlaczego właśnie tą osobę to spotkało. Przecież była taka dobra, taka niesamowita. Mogła być najważniejszą osobą w waszym życiu, albo kimś kto po prostu się przez nie przewinął. Coś jednak kazało wam tu przyjść. Niemożliwe do zliczenia osoby mnie pytały przez tyle lat, dlaczego właśnie on/ona? Dlaczego nie ktoś inny? Przecież mamy na świecie tyle złych ludzi, czemu to oni najpierw się nie żegnają z życiem, dając się nacieszyć nam tymi dobrymi. Prawda jest taka, że nieznane są nam plany boskie. Możemy się domyślać lub wymyślać cokolwiek, co pomoże nam przetrwać przez ten trudny czas. Niestety wiele z nas nie docenia tego, czego na co dzień doświadczamy. Jestem pewien, że osoba ku której pamięci się tu dzisiaj zebraliśmy, chciałaby żebyście żyli na sto procent, nawet jeśli jej tu już z nami nie ma. Proszę na mównicę teraz kilka najbliższych osób.

Pierwszy wszedł mężczyzna o godnej postawie. Wyprostowany, w idealnie dobranym czarnym garniturze. Jego włosy przyprószała już siwizna, a na twarzy pojawiło się już co najmniej kilka zmarszczek, ale mimo tego wzbudzał szacunek wszystkich.

- Spotkaliśmy się cztery lata temu. Do dziś dnia nie rozumiem tego, jak do mnie trafiła. Co najśmieszniejsze, nazwałem ją gówniarą. Gdyby tylko wiedział, ile będzie dla mnie znaczyć w przyszłości. Byłem gotów oddać wszystko dla jej bezpieczeństwa. Byłem rozdarty, chcąc by poszła w moje ślady, a jednocześnie żeby trzymała się od tego z daleka. Ona była jednak osobą, która wszystko robiła po swojemu, być może dlatego nasze dzisiejsze grono jest tak liczne. Ta dwudziestodwuletnia dziewczyna chodziła swoimi ścieżkami i zawsze osiągała to, czego chciała. Była odważna i nieustępliwa. Pokochałem ją. Jestem Martin Moretti, a Alexandra Blacky stała się moją córką.

Zszedł z mównicy i natychmiast został otoczony przez swoich ochroniarzy, jeden z nich zajął miejsce przed tłumem. Był rosły w każdą stronę, miał mnóstwo teraz przykrytych materiałami tatuaży, w dodatku ogolony na zero. Wręcz rozsiewał postrach.

- W pierwszej rozmowie z nią zapytałem się, czy zgubiła jednorożca. Znajdowaliśmy się w dzielnicy, gdzie większość z was nigdy nie postawiłaby nogi. Wydawała się tam nie pasować, szybko jednak zrozumiałem, że to niemożliwe. Ta niby urocza brunetka miała swoją własną aurę. Była w stanie się dopasować wszędzie. Nie było miejsca, czy sytuacji w której nie potrafiłaby się odnaleźć. Sięgała po to, czego chciała, a my jako zwykli ludzie mogliśmy jej jedynie pomagać. Możecie mi wmawiać, że ta dziewczyna mnie omamiła, ale z nią się nie dało inaczej. Dla niej można było zbierać gwiazdki z nieba, bo choć nie chciała tego, odczuwało się potrzebę dbania o nią. Jestem Paul, a Alexandra Blacky stała się moją małą siostrzyczką i najjaśniejszą gwiazdą.

Na jego twarzy dalej znajdowała się maska, przez którą nie przebijały się żadne emocje. Tylko jedna osoba potrafiła ją zdjąć, niestety to już się nie stanie.

Na jego miejsce wszedł dosyć młody chłopak, ubrany elegancko i wyglądający co najmniej porządnie. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat.

Tropicielka (Uciekinierka 2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz