<Martin>
Miałem silne postanowienie pomóc tej małej, choćby nie wiem co.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że te gwiazdeczki nie powinny się znajdować w jej pobliżu. Ona plus oni wróżą kłopoty. Ona już w sumie je ma. Dlatego właśnie trzeba ich zabrać z jej otoczenia.
Odwróciłem się, żeby spojrzeć na te dwie śpiące królewny. Wydają się być tacy niewinni, a Alex by skoczyła za nimi w ogień. Oni za nią tak samo. Nawet nie wiem, co ona im wtedy w Londynie zrobiła, ale podziałało, i to doskonale. ROOM 94 całkowicie zapomniał o istnieniu Alexandry Blacky.
Nie rozumiem tylko, dlaczego ona teraz znowu pozwoliła im się do siebie zbliżyć.
Oni ją osłabiają. Są jej piętą Achillesową.
Przez nich może zginąć.
Trzeba się ich pozbyć.
Alex. Może nigdy nie traktowałem jej jak córkę. Od tego był Wiktor. Nie wiem nawet, jak się traktuje córkę. Stawiałem ją zawsze na równi ze mną, albo wyżej. Była moim wspólnikiem. Alexandra Blacky, jednoosobowy gang o stuprocentowej skuteczności.
Chociaż, czasem jak słuchałem o jej osiągnięciach, czułem dumę. Lubiłem to uczucie. Lubiłem wyobrażać sobie, że to ja ją stworzyłem, że jest moją córką. Taka ojcowska duma. Chciałbym wiedzieć, że to moje geny są takie idealne. Mając ją na swoje miejsce, nie bałbym się niczego.
W sumie, to nie są mi to tego potrzebne żadne geny.
- Paul, chcę wprowadzić zmiany do swojego testamentu gdy tylko wrócimy do Londynu.
- Tak jest szefie.
Przy tym uśmiechał się, jakby co najmniej znał moje myśli.
Nie mogę jednak doprowadzić do tego, żeby Alex zginęła wcześniej. Trzeba się pozbyć tych przeszkód.
- Szefie, a co robimy z tymi muzykami?
- Zawozimy do domu, mają się zebrać i cały zespół wraca najbliższym samolotem do Anglii. Nie interesuje mnie, co mają do powiedzenia. Mają być wsadzeni do tego samolotu.
Nie chcę wiedzieć, co by zrobiła mi Alex za zlikwidowanie jej szczeniaczków. Nie zamierzam ryzykować wszystkiego. Właśnie dlatego chcę ją jako mojego następcę. Ona by stworzyła z tego co osiągnąłem imperium. Imperium. Rosjanie, czy Włosi by składali pokłony nad moim grobem, żeby Alex w ogóle była zainteresowana rozmową z nimi.
Moi ludzie od razu zabrali się za wykonywanie poleceń. Bardzo dobrze. Szybko dojechaliśmy do ich obecnego domu.
Pozostała część zespołu na szczęście zbytnio nie oponowała. Zdziwiłbym się gdyby tak było. Mało kto próbuje jakichkolwiek wykrętów mając przed sobą pięciu moich wyszkolonych ludzi. Chłopcy szybko spakowali swoje rzeczy i wsiedli do samochodów.
Nie musieliśmy czekać na lot, więc od razu zabraliśmy ich na lotnisko, ja znowu utkwiłem myślami przy Alex. Taka silna, odważna, mądra...
- Znam cię.
Wróciłem nagle na ziemię i spojrzałem na osobę, która była na tyle odważna, żeby przerwać moje rozmyślania. Och, no proszę, szczeniaczek. Obudził się ten brunecik. Jak on tam miał? Ach, Kieran Lemon we własnej osobie.
- Skoro mnie znasz, to powinieneś wiedzieć, że nikt nie ma prawa się tak do mnie zwracać.
- Alex to jakoś nie dotyczy.
Mieli niczego nie pamiętać. Miało być tak, jakby Alex nigdy nie istniała. A ostatni raz on widział nas razem ostatni raz, kiedy mi mówiła, że ucieka. No nie... Kurwa...
CZYTASZ
Tropicielka (Uciekinierka 2.)
Ficção AdolescentePrzed rozpoczęciem czytania zapraszam do zapoznania się z częścią pierwszą pt. "Uciekinierka", która jest dostępna na moim profilu Wiedziałam, że nie mogę zostać Nie tam, z nimi Nie po tym wszystkim Tak, to była ucieczka Tak, jestem ucie...