Śpiący Helen

908 42 6
                                    

Gdy się już uapokoiliśmy. Co trwało jakieś z dwie godziny ale to szczegół.
Je- Co zamierzacie z nią zrobić?
J- Najpierw chce aby wydała reszte ochroniarzy, a potem zabić za zdradę.
Je- Moge ja ją zabić?
M- Nie
J- Nie
Znowu wybuchliśmy śmiechem. Ustaliliśmy czyli ja ustaliłam, że dzisiaj pilnuje Masky, a jutro Ja. Jeff też chciał jej pilnować, ale wszyscy wiemy jak to by się skończyło. Wracając z Jeffem do rezydencji wygłupialiśmy się. Ledwo co weszłam do rezydencji a na moją szyję rzucił się Hoodi i Saly.
Sa- Tęskniłam
H- Gdzie ty byłaś?
J- Nie moge oddychać
Natychmiast mnie puścili.
J- Też tęskniłam Sally. Poszłam z Maskym się przejść.
Spojrzał na mnie troche krzywo. No tak wróciłam z Jeffem bez Maskiego.
J- Został w domku. Chodź do salonu to ci wszystko wytłumaczę.
Gdy już jemu wszystki wytłumaczyłam usłyszałam Bena, a potem Jeffa. To nie wróży nic dobrego. Szłam w strone korytarza gdzie było słychać Bena. Nagle Ben wybiegł z korytarza i schował się za mną.
B- Ratuj
J- Co znowu zrobiłeś?
B- Dotknąłem jego ulubiony nóż.
Wybuchłam śmiechem. Naprawdę ta cała afera o nóż.
B- Nieśmiej się to nie jest śmieszne.
J- Nawet nie wiesz jak bardzo komicznie to brzmi.
B- To jest tragiczne a nie komiczne.
J- Daj mi chwilę muszę się uspokoić.
Nadal się śmiałam, aż zaczął mnie brzuch boleć.
J- Dobra już powaga. To w czym problem?
B- W tym, że wygiołem ten nóż.
J- Trzeba było odrazu mówi że go wykrzywiłeś to bym w tedy pomogła ale teraz za późno.
B- Jak to za późno?
Wkazałam palcem całego czerwonego Jeffa. Stał tam od paru minut. Jeff nadal ani dgrnął. Uśmiechnął się tylko psychopatycznie.
Je- Poczekam do jutra.
J- Masz przegwizdane.
B- Czemu? Jutro też mnie obrobisz.
J- Jutro zostaję w domku pilnować Jane.
Ben zrobił się cały biały jak ściana.
B- A-ale nie możesz. On mnie zabije.
J- Nie zabije.
Je- Skąd taka pewność?
J- Operator ci na to nie pozwoli.
Jeff w odpowiedzi zaczął przeklinać pod nosem. Ben z ulgą udał się do swojego pokoju. Resztę wieczoru spędziłam z Hoodim. Rano weszłam do pokoju Helenki i zaczęłam szkicować śpiącego Otisa. Gdy już skończyłam Helen zaczął się budzić. Jego mina mówiła sama za siebie. No w sumie budzi się i widzi swoją przyjaciółkę wpatrującą się w niego normalne.
O- Co tu robisz?
J- Szkicowałam.
O- W moim pokoju?
J- No tak.
O- Aha ok. A co szkicowałaś?
J- Ciebie.
Podszedł do mojego arcydzieła powoli. Gdy tylko spojrzał na to co stworzyłam zaniemówił. Po 5 min wymknęło mu się krótkie łał.
J- Nie jest najlepsze, ale jeszcze nad tym poćwiczyę.
O- Ten szkic jest super. Może nie jest tak perfekcyjny jak moje szkice, ale naprawdę nie źle.
J- Dzięki.
Zeszliśmy na śniadanie. Helen z Tobym  odprowadzili mnie do domku gdzie spał jeszcze Masky. Toby poszedł do kuchni i po chwili wrócił z plastikowym talerzem z bitą śmietaną. Stanął obok kanapy na której spał Masky. Talerz z bitą śmietaną ustawił tak, że jak Masky usiądzie to talerz znajdzie się na jego twarzy a w drugiej ręce koło ucha jego ofiary miał tel z przyszykowanym dźwiękiem klaksonu.
Raz
Dwa
Trzy
Rozległ się dość głośny dźwięk klaksonu na co chłopak usiadł i na jego twarzy znalazła się bita śmietana. Oczywiście Ja, Helen i Toby wybuchliśmy śmiechem. Ja się wręcz posikałam ze śmiechu. Masky spojrzał na nas morderczym wzrokiem. Ja tylko uśmiechnąłam się niewinnie.
*
*
*
Dzięki za przeczytanie. Mam nadzieję że nie był taki nudny ten rozdział. Tak wiem dawno rozdziału nie było ale nie miałam czasu po prostu i weny też brakuje. I teraz 600 słów.
                                 Buziaki😘😘

My story with Ticci Toby~ZakończonoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz