Prolog

9.9K 359 36
                                    

5 lipca 2009 rok

Lucy siedziała skulona w rogu swojego pokoju. Znowu miała koszmar. Płakała cicho, nie chcąc obudzić swoich rodziców. Wiedziała, że byliby na nią źli. Bardzo źli. Nie lubili, kiedy płakała. Denerwowało ich to, przez co dziewczynka nauczyła się to ukrywać. Wylewała swoje emocje po cichu w swoich czterech ścianach, pilnując, aby nikt o tym nie wiedział. Może prawie nikt...

Jej brat był jedyną osobą, przy której mogła w spokoju być sobą. Czuła się przy nim bezpiecznie. Chłopak nigdy nie wkurzał się, gdy płakała, a jedynie tulił ją i pocieszał. Chciała iść do jego pokoju, jednak aby tego dokonać musiała przejść przez ciemny korytarz. Nie mogła na nim zaświecić światła. Mogłoby obudzić to jej rodziców.

Westchnęła, chowając twarz w kolanach. Może jeśli przestanie myśleć o tym strasznym koszmarze, który jej się śnił, wreszcie uda jej się ponownie zasnąć? Powinna wrócić do łóżka, byłoby jej tam wygodniej, jednak bała się wstać. Nawet nie pamiętała, jak znalazła się w kącie na drugim końcu pokoju. Przerażało ją to.

Zaszlochała, jednak zaraz zatkała sobie usta dłonią. Musiała się pilnować. Musiała być cicho. Nie chciała, aby rodzice znowu byli na nią źli. Bała się ich złości równie bardzo, jak kary, jaką mogliby jej dać. Objęła mocniej kolana ramionami i zaczęła się lekko kołysać. Miała nadzieję, że jakoś to jej pomoże się uspokoić.

Do rana nie ruszyła się z podłogi. Przez całą noc nie wydała z siebie nawet minimalnego dźwięku. Jednak nie zmrużyła oka, przez co kolejnego dnia czuła się okropnie źle.

Następną noc spędziła w pokoju brata. Tam nigdy nie dosięgały ją złe sny. Jake często powtarzał, że wszelkie zjawy i potwory boją się go i nie odważą się zrobić Lucy krzywdy, gdy on jest w pobliżu. Wierzyła mu, gdy zapewniał ją, ze jest bezpieczna. Bo czemu miałaby mu nie wierzyć? Był jej starszym bratem. Jej obrońcą.

Był jej przyjacielem.

***

10 stycznia 2010 rok

Tego dnia Jake nie wrócił ze szkoły, jak zazwyczaj. Przynajmniej tak twierdzili rodzice Lucy. Dziewczynka spędziła dzień w towarzystwie babci, a gdy wróciła do domu, jej brata jeszcze nie było. Nie czuła się komfortowo, gdy nie było w pobliżu jej brata. Była do niego przywiązana bardziej, niż do własnych rodziców, z czego ani jej matka, ani ojciec chyba nie zdawali sobie sprawy.

Spędziła kilka następnych godzin na zabawie. Miała dwie ulubione lalki, które dostała od Jake'a. Chłopak często się z nią nimi bawił i razem przeżywali fascynujące przygody, których fabułę zawsze wymyślał Jake. Miał ogromną wyobraźnie, co zawsze podziwiała Lucy. Wyobrażała sobie, że gdy będzie duża, będzie taka jak on. Kreatywna, odważna i wesoła. A przede wszystkim – dobra. Będzie, niczym jej starszy brat, bronić innych przed potworami. Tymi wymyślonymi, jak i prawdziwymi.

Spojrzała na zeszyt i farby, jakie kupił jej ostatnio Jake. Powiedziała mu, że chciałaby nauczyć się malować, a on niezwłocznie spełnił jej życzenie. Zawsze taki był. Zawsze robił wszystko, aby wywołać uśmiech na twarzy młodszej siostry.

Lucy wstała z ziemi i powoli podeszła do drzwi. Wydawało jej się, że słyszała jakiś dźwięk na dole. Uchyliła drzwi i wystawiła głowę zza próg. Nasłuchiwała chwilę, jednak w momencie gdy usłyszała kroki na schodach, szybko schowała się z powrotem do swojego pokoju i popędziła w stronę łóżka. Zamknęła oczy i przykryła się kołdrą, udając, że śpi. Gdy drzwi do jej pokoju otworzyły się, spięła całe swoje ciało, ale nadal nie poruszyła się nawet o minimetr.

- Śpisz? – Słysząc znajomy głos, dziewczynka otworzyła oczy. Jej brat właśnie siadał na jej łóżku, trzymając w dłoni kubek z ciepłym napojem.

- Gdzie byłeś? – spytała z wyrzutem, przytulając się do brata. Gdy się od niego odsunęła, a światło z korytarza padło na jego twarz, dostrzegła jak blady i wyczerpany był. Dodatkowo wydawało jej się, że na jego lewym policzku znajdował się siniak. – Co się stało?

- Nic, ja po prostu... zasiedziałem się u kolegi – powiedział Jake, wymuszając uśmiech. Odgarnął ciemny kosmyk włosów, który opadł mu na twarz, a następnie postawił trzymany przez siebie kubek na stoliku nocnym siostry. – Przyniosłem ci herbatę na dobry sen – oznajmił, a następnie wstał i pocałował siostrę w czoło. – Jak znowu przyśni ci się jakiś koszmar, to przyjdź do mnie. – Sięgnął po coś do kieszeni spodni, po czym wyciągnął jakiś mały przedmiot. – Proszę. Może nie daje dużo światła, ale na pewno będzie ci raźniej. – Po tych słowach schylił się i wpiął coś do kontaktu znajdującego się przy łóżku siostry. Gdy Lucy wychyliła się, aby zobaczyć co robił Jake, na jej twarz padło delikatne światło. Uśmiechnęła się, widząc małą lampkę w kształcie misia, wpiętą do kontaktu.

Lucy przytuliła z wdzięczności brata, a następnie obserwowała, jak opuszcza jej pokój. Spojrzała ponownie na lampkę. Mimo że dawała dosłownie delikatny promyczek światła, dziewczynce było jakoś raźniej. Miała wrażenie, że tej nocy w końcu się wyśpi.

Cieszyła się z tego, jak wspaniałego brata miała. Zawsze o niej myślał. W tym momencie obiecała sobie, że cokolwiek się w ich życiu nie stanie, nigdy nie pozwoli, aby cokolwiek ich rozłączyło. Zawsze będą razem. Zawsze.

***

20 luty 2011 rok

Lucy siedziała w swoim pokoju i odrabiała lekcje. Machała nogami, nucąc pod nosem jedną ze swoich ulubionych piosenek. Gdy przewracała kolejną kartkę w zeszycie, usłyszała trzaskanie drzwiami. Po chwili doszły do niej podniesione głosy jej rodziców, jak i Jake'a. Westchnęła, kręcąc głową. Strasznie nie lubiła, gdy się kłócili.

Dziewczynka odłożyła ołówek na biurko i powoli odsunęła krzesło. Zawsze, gdy dochodziło do podobnej kłótni, zakładała słuchawki na uszy i włączała jakąś muzykę z mp3 brata. Położyła się na łóżku i zamknęła oczy, wsłuchując się w melodię. Nuciła cicho i kręciła głową w rytm. Nie była pewna, ile czasu minęło, ale w pewnym momencie, znudzona już tą czynnością, zdjęła słuchawki z uszów. Chwilę nasłuchiwała, aby zorientować się, czy jej rodzice nadal kłócą się z jej bratem. Nie usłyszała żadnych dźwięków dochodzących z dolnego piętra domu, więc wyszła z założenia, że może już bezpiecznie wrócić do nauki.

Kilka minut minęło zanim ponownie usłyszała delikatnie podniesione głosy . Po chwili, zmieniły się one w prawdziwą awanturę. Lucy drgnęła nerwowo, gdy usłyszała głośny huk z dołu, a następnie krzyki ojca i jej matki. Ostrożnie zeszła z krzesła i uchyliła drzwi. Dosłownie w tym momencie wszystko ucichło. Brunetka zagryzła wargę, otwierając drzwi na oścież. Ostrożnie wyszła na korytarz, uważając, aby podłoga nie skrzypiała. Podeszła do schodów i wychyliła się za barierkę, chcąc dostrzec cokolwiek z dołu. Sądziła, że może jej rodzice wreszcie się pogodzili z jej bratem, albo chłopak wyszedł z domu. Dosyć często mu się to zdarzało, gdy nie mógł dojść z rodzicami do porozumienia. Jednak w momencie, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk tłuczonego szkła, postanowiła zejść na dół, aby sprawdzić, co się dzieje.

Gdy stanęła na ostatnim stopniu schodów, z salonu wyszedł Jake. W pierwszej chwili Lucy uśmiechnęła się na jego widok. Dopiero po chwili zauważyła, że jego biała bluzka pokryta jest czerwonymi plamami. Jej oczy powiększyły się na widok, ściskanego kurczowo, noża w dłoni Jake'a. On także był cały we krwi.

— Jake? — szepnęła cichutko, przez co wzrok brata spoczął na niej. Lucy aż wzdrygnęła się na widok jego poszerzonych źrenic.

Chłopak nic nie powiedział. Puścił nóż i, uprzednio zakładając kurtkę, wyszedł z domu. Lucy stała jeszcze chwile w miejscu patrząc raz na drzwi, a raz na nóż, lezący na ziemi. W końcu, zeszła całkowicie ze schodów. Powoli skierowała się do salonu i powoli wychyliła się zza ściany.

— Mamo! Tato! — krzyknęła, widząc leżących całych we krwi rodziców. — Pomocy!

______

No to zaczynamy moją ulubioną część całej trylogii :)

Rozdziały co dwa/trzy dni, tak żeby za dużo wam na raz nie dawać :)

Ig: sylwia_kubala_autor
Twitter: Lsylwiaa
Tik tok: lsylwiaa0

He's psychopath ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz