XV.

438 31 4
                                    

- Ty chamie! - krzyknęłam, zakrywając się trzymanymi ubraniami.

- Coś nie tak, Gwiazdeczko? - zapytał Bill, przekornie unosząc brwi.

- Żartujesz sobie?! - zapytałam, coraz bardziej zirytowana. - Odwróć się natychmiast!

Zaśmiał się perfidnie.

- To ty zaczęłaś!

Poczekałam, aż odwróci się w drugą stronę i szybko się ubrałam. Gdy skończyłam podeszła, do Billa i poklepałam go po ramieniu, mówiąc:

- Gotowe, teraz twoja kolej.

- Ale po co? - marudził. - Czyba przez noc przyzwyczaiłaś się do mojego widoku.

- Byłam zbyt skupiona na innych rzeczach, żeby ci się przyglądać - warknęłam cicho, odwracając wzrok.

Demon uniósł brew z rozbawionym wyrazem twarzy. Patrzył przez chwilę na mnie i moje zaczerwienione policzki i parsknął szczerym, głośnym śmiechem. Kiedy już się uspokoił, zwrócił się do mnie.

- Zamknij oczy - nakazał.

Bez sprzeciwu wykonałam jego polecenie. Czekałam spokojnie, ale czas mijał, a on nadal nie kończył zaczęłam się więc niecierpliwiłam się.

- Skończyłeś? - zapytałam .

- Nie, jeszcze chwila - odpowiedziałem nonszalancko.

Czekałam i czekałam , ale to trwało zbyt długo. Po chwili zapytałam znowu.

- Już?

- Sekundę, wiesz ile czasu zapina się te wszystkie guziki od koszuli?

- A nie mogłeś ubrać zwykłego podkoszulka zamiast tego cholernego fraku? - zirytowałam się.

Postanowiłam dać mu jeszcze trochę czasu, ale długo nie wytrzymałam.

- Ile jeszcze? - warknęłam z irytującą.

- Już skończyłem, możesz odsłonić oczy - rzucił, śmiejąc się cicho.

Bill leżał przede mną, jakby nawet nie poruszył w z miejsca. Co więcej, miał na sobie zwykły, szary dres, a nie koszulę i frak, jak sugerował.

- Parszywy kłamca! - krzyknęłam, rzucając w niego poduszką.

- Wiesz Mabel, dzięki magii wszystko staje się prostsze. Wystarczy pstryknąc palcami i już mas na sobie kompletny strój - zaśmiał się, odsuwając od siebie poduszkę.

Rzuciłam się w jego stronę, z pięściami groźnie zaciśniętymi na drugiej poduszce, ale on szybko złapał mnie za nadgarstek i pociągnął na łóżko.

Warknęłam, przyciśnięta do jego klatki piersiowej. Przez chwilę wierciłam się starając się uwolnić. Kiedy opadłam z sił, ułożyłam głowę na miękkim materiale bluzy Billa. Obserwowanie, jak klatka piersiowa blonyda unosi się i opada pozwoliło mi się uspokoić i rozluźnić. Leżelibyśmy tak jeszcze długo, gdyby nie to, że w krótce mój żołądek dał o sobie znać.

- Jestem głodna - powiedziałam.

- Zejdźmy na dół. Co powiesz na gofry? - zaproponował Bill, a ja z radością pokiwałam głową.

* * * * *

Żułam w ustach kawałek gofra, z poważnym wyrazem twarzy wpatrując się przed siebie.

- Musimy porozmawiać - odezwała się w końcu, zwracając się do Billa.

- Mów, słucham cię - powiedział spokojnie, biorąc do ręki szklankę z wodą.

Odetchnęłam głęboko, starając się zebrać w sobie chociaż trochę pewności siebie.

- Musimy przedstawić cię mojemu bratu.

Gwałtownie wypluł wodę, krztusząc się. Kiedy już skończył kasłać i otarł usta wierzchem dłoni, spojrzał na mnie z rozbawioną miną. Ja za siedziałam niewzruszona, nawet się nie uśmiechając. Po minucie spojrzał na mnie i spoważniał.

- Nie mówisz poważnie? - zapytał, śmiejąc się niepewnie.

- Uwierz mi, że mówię - rzuciłam, kładąc łokcie na stole i łacząc ze sobą opuszki palców. - Zamierzam do niego zadzwonić i umówić się na spotkanie.

- No nie! Chyba oszalałaś! - uniósł się. -Dlaczego w ogóle chcesz to robić?

- Nic nie rozumiesz! - odpowiedziałam, jego zdenerwowanie udzieliło mi się przez co mój głos stał się bardziej nerwowy. - Jeśli cię mu nie przedstawie, to i tak nas w końcu znajdzie i będzie jeszcze gorzej! On jest bardziej nieobliczalny niż myślisz.

Głos zaczął mi się łamać i już po chwili oczy mi się zaszkliły. Spuściłam wzrok, czując, jak opuszcza mnie pewność siebie, na jej miejscu pozostało jedynie zdeterminowanie.

- Już dobrze. - Demon wstał i podszedł do mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu, a drugą zaczął mnie głaskać po policzku. - Pójdę tam z tobą - powiedział, delikatnie mnie całując. - Ale wierz mi, to nie skończy się dobrze.

* * * * *

Siedzieliśmy na ławce na przystanku i czekaliśmy, aż nadjedzie autobus.

- Dlaczego musimy tu czekać? - spytał niecierpliwie Bill.

- Bo tak się składa, że autobusy nie przyjeżdżają na zawołanie - wytłumaczyłam mu spokojnie.

- A dlaczego musimy jechać autobusem? - powiedział, narzekając jak dziecko. - Przecież wiesz, że mógłby w mgnieniu oka przenieść nas na miejsce.

- Czy wydaje ci się, że mój brat potraktowałby nie nabrał by podejrzeń, gdybyśmy pojawili się przed kawiarnią otoczeni niebieskimi płomieniami?

Gdy tylko to powiedziałam, zauważyłam jakąś staruszkę, patrzącą się na mnie z ukosa. Posłałam jej lekko wymuszony uśmiech.

Niedługo potem Bill zaczął się nudzić i zaczął bawić się moimi włosami. Przekładał kosmyki między swoimi palcami, zakładał mi pasma za ucho, w pewnym momencie zaczął nawet zaplatać warkocz, ale rozplątał go, niezadowolony z efektu. Znudzony, odgarnął moje włosy i westchnął z frustracją. Zaraz potem musiał mu wpaść do głowy jakiś pomysł, bo spojrzał na mnie, a na jego ustach pojawił się ten złowieszczy uśmieszek. Już czułam, że szykuje się coś niedobrego. I miałam rację, bo Bill pochylił się lekko nad moją szyją. Czułam jego ciepły oddech na odsłoniętej skórze, kiedy powiedział chwili zaczął ja całować. Byłoby to niezwykle przyjemne, gdyby nie to, że wybrał sobie bardzo nieodpowiedni moment i miejsce. Staruszka siedząca obok nie odrwywała od nas pełnego pretensji wzroku.

- Bill! - syknęłam z irytacją

- Tak, Gwiazdeczko? - rzucił od niechcenia.

- Proszę, czy mógłbyś przestać? Jesteśmy w miejscu publicznym. - upominałam go. - Zobacz tylko jak dużo tu ludzi!

- To tylko zwykli, nędzni śmiertelnicy - odpowiedział, przewracając oczami. - Oni nic nie znaczą.

Poczułam ukłucie w klatce piersiowej.

- Wiesz, że ja też jestem tylko zwykłym, szarym człowiekiem? - spytałam.

- Oczywiście, że nie! - oburzył się. - Nie jesteś jakimś tam człowiekiem. Jesteś jedyna w swoim rodzaju - uśmiechnął się. - Jesteś moją gwiazdeczką, Mabel.

Poczułam, jak moje policzki różowieją. Bill jeszcze przez chwilę szeptał mi do ucha, mówiąc, jak ważna jestem dla niego. W pewnym momencie tak mnie rozśmieszył, że zachichotałam.

Staruszka popatrzyła na nas morderczym wzrokiem. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, to oboje padlibyśmy trupem. Ale w tym momencie niewiele mnie to jest obchodziło. Odwróciła się do niej i z szerokim uśmiechem pokazałam jej środkowy palec. Oburzona staruszka wytrzeszczyła oczy i z wściekłością odeszła z przystanku. Gdziekolwiek się wybierała, postanowiła pójść tam na piechotę. Chyba stwierdziła, że nie wytrzyma z nami w jednym autobusie. I pewnie miała rację.

Rzeczywistość To Iluzja | Mabill | [Zakończona] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz