XXIII.

308 21 1
                                    


Wróciłam do kuchni, ubrana w jasnofioletowy sweter i niebieskie, krótkie spodenki.

Bill czekał na mnie już ubrany w swój frak.

-Mam na dzieję, że nie zamierzasz wychodzić na miasto. Wiesz, jak ludzie reagują na taki wygląd.

-Tak, tak, już zauważyłem, że nie ludzka moda trochę się różni od tej demonicznej. Ale bez nerwów, podczas naszej wycieczki nie zamierzam spotykać żadnych ludzi. Jesteś gotowa?

-Yhym- przytaknęłam.

-Spakuj ze sobą coś do picia, to wszystko może nam trochę zająć.

Złapałam szary plecak i wrzuciłam do niego dwie butelki wody i paczkę ciasteczek.

-Możemy ruszać- rzuciłam raźno.

Uśmiechnął się, i pstryknął palcami. Przed nami otworzył się portal. Bill wskazał go ręką i z ukłonem powiedział:

-Zapraszam. Panie przodem.

Zawahałam się. Co może być po drugiej stronie? Może czeka tam coś niebezpiecznego? Potrząsnęłam głową, żeby odgonić od siebie te myśli. Przecież on na pewno dobrze to przemyślał, nic mi się nie stanie. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na Billa i przeszłam przez portal.

Myślałam, że od razu stanę na twardym gruncie.

Tymczasem moja stopa trafiła na pustkę. Nie miałam na czym się oprzeć i zaczęłam spadać. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem, ani co się wokół mnie dzieje. Spadałam przez kilka sekund, które były dla mnie wiecznością, aż w końcu gruchnęłam o ziemię. Byłam pewna, że po upadku z takiej wysokości połamię sobie wszystkie kości i zginę w ułamku sekundy, tymczasem byłam względnie cała. Spadłam na dosyć miękką trawę, ale to i tak nie wyjaśniało, czemu jeszcze żyję.

Byłam zbyt obolała, żeby się podnieść, więc leżałam tak, twarzą do ziemi, i zastanawiałam się, kiedy w końcu Bill mnie znajdzie. Po stanowczo zbyt długiej minucie usłyszałam krótkie stąpnięcie. Bill z gracją wylądował obok.

-Hmm, musiałem źle obliczyć odległość- mruknął, a ja byłam bliska poderżnięcia mu gardła. No co ty nie powiesz, panie wszechwiedzący? Na prawdę? No co ty, sama bym na to nie wpadła. I nie, spokojnie, nie musisz się schylać i mnie podnosić, ziemia jest bardzo smaczna.

Trochę trwało, zanim się zorientował, że leżę koło jego stóp. Po prostu nic, tylko go udusić. Wycieczka zapowiada się wspaniale. Już nie mogę się doczekać. Kiedy nareszcie spuścił wzrok, to co zrobił? Oczywiście, że nie mógł przeprosić mnie, pomóc mi wstać, otrzepać ubrania. Po cholerę tu z nim przyłaziłam! On tylko zaczął się perfidnie śmiać!

-Jak mnie zaraz nie podniesiesz, to przysięgam, że cię zatłukę gołymi pięściami!

-Przepraszam, Mabel- powiedział, ale nawet nie patrząc mu w twarz wiedziałam, że aż płacze ze śmiechu -Po prostu wyglądasz...

W tym momencie miał miejsce kolejny atak paskudnego chichotu. Kiedy się wyśmiał i ponabijał ze mnie za wszystkie czasy, łaskawie podniósł mnie z ziemi.

Spojrzałam po sobie. Mimo tak silnego upadku byłam cała, nie licząc kilku małych siniaków. Niestety, nie da się tego powiedzieć o moich ubraniach. Moja jasna bluzka była cała w ziemi i błocie, a na spodenkach widniały zielone plamy od trawy. Spojrzałam na Billa, pewna, że jeszcze chwila i na sto procent go ukatrupię. A on, jakby nigdy nic, stał sobie beztrosko i z uśmiechem spoglądał w niebo.

-Coś nie tak?- zapytał, po pięciu minutach, jakie spędziłam wiercąc mu dziurę wzrokiem.

-Wszystko, kurwa, pięknie!- nie powstrzymałam się. Z reguły panuję nad swoim językiem, ale dzisiaj byłam tak wściekła...

-Jeny, gwiazdeczko, nie gorączkuj się tak! Rozejrzyj się, zobacz, jaki mamy piękny dzień!

Chciałam odpowiedzieć coś, co by mu zamknęło te jego stanowczo zbyt idealne usta, ale wtedy zdałam sobie sprawę, gdzie się znajduję, i cała moja złość prysła jak bańka mydlana.

Rzeczywistość To Iluzja | Mabill | [Zakończona] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz