VII.

547 45 7
                                    

- Jak sobie chcesz - powiedziałam śpiewnym głosem.

Weszłam na tor, zostawiając za sobą otwarte drzwiczki. Ruszył za mną, niepewnie stawiając kroki. Łatwo zauważyłam wszystkie błędy, jakie popełniał. Powinien stawać zdecydowanie, pewnie, inaczej nie złapie równowagi.

Wszedł na parkiet. Jak na zawołanie, udało mu się przejść tylko kilka metrów, po czym zamachał rękami i upadł na twarz.

- To zabawne - powiedziałam - brałeś się za podbój świata, a pokonały cię rolki.

- Milcz! - krzyknął.

Zebrał się z ziemi, kląc pod nosem. Stanął i spojrzał na mnie. W jego oczach był jakiś dziwny błysk.

- Uważasz się za mądra, tak? - powiedział. - W takim razie spróbuj mi uciec.

- Bez najmniejszego problemu! - zaśmiałam się i ruszyłam.

Pędziłam ile sił w nogach, tak szybko, jak to tylko możliwe. Nie mógł mnie złapać, nie miał ze mną szans! Na rolkach nie miałam sobie równych, a on był w prost żałosny!

- HA! Nie masz ze mną szans, Bill! - rzuciłam, ale zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, poczułam, jak tracę grunt pod nogami i uderzyłam o parkiet.

- Że co? - spytałam sama siebie, nie mając pewności co się właściwie stało. Ja nigdy się nie przewracam, nigdy!

- I co, Gwiazdeczko? - Podjechał do mnie Bill. - Spadłaś wreszcie się z nieba?

Zapanowała niezręczna cisza, podczas której posyłałam nienawistne spojrzenia w stronę demona.

- Łapiesz, spadłaś? - rzucił, a jego szeroki uśmiech lekko zbladł.

Nie odpowiedziałam. On jednak nie przejął się tym za bardzo.

- Ach, zapomnij o tym. - Machnął ręką. - Jestem zabawny, nie możesz temu zaprzeczyć!

Wyminął mnie i pojechał dalej. Jechał tyłem, lekko pochylony do przodu.

- A właśnie, zapomniałbym.

Zatrzymał się przede mną, nadal leżąca na ziemi, i pochylił się do przodu.

- Wygrałem! - powiedział, dotykając wyćiągniętą ręką mojego nosa.

- O nie, nie pozwalaj sobie! Czekaj chwilę, a dam ci popalić!

Zaczęłam się podnosić, ale moja stopa znowu się poślizgnęła i upadłam z głośnym pacnięciem.

Demon zaśmiał się, okrązając tor. Podpisywał się okropnie, robiąc różne figury i jeżdżąc tyłem.

- Ach, nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że nie mam przy sobie aparatu! - wykrzyknął z szerokim uśmiechem. - Trzeba uwiecznić tak piękne chwile jak ta!

Wychamował przede mną z piskiem i pstryknął palcami, a, w jego rękach pojawił się aparat.

- O popatrz, jednak mam!

Pochylił się nade mną, nadal usilnie próbującą wstać, i krzyknął radośnie:

- Uśmiechnij się, Gwiazdeczko!

Flesz aparatu oślepił mnie na kilka sekund. Nagle, kiedy odzyskałam już ostrość widzenia, zauważyłam coś. Nie tylko ja miałam problem z utrzymaniem się na nogach. Nikt, ze wszystkich osób znajdujących się na torze, nie był w stanie tego zrobić, wszyscy leżeli. Jedyną osobą, która stała, był Bill.

- Ty oszuście! - krzyknęłam ze złością. - Twoje rolki lewitują kilka centymetrów na podłogą.

- Ojej - rzucił, szczypiąc mnie w policzek. - I co zamierzasz z tym zrobić? Poskarżysz się swojemu braciszkowi? A może krzykniesz, przy tych wszystkich śmiertelnikach, że nie jestem jednym z nich?

Spoważniał i pochylił się jeszcze bardziej, po czym dodał szeptem:

- Chyba nie chcesz, żeby ktoś zauważył moją magię, prawda?

Po tych słowach puścił mnie i odjechał, nucąc cicho jakąś żywą piosenkę. Kiedy przejeżdżał obok mnie, wykorzystała okazję. Złapałam go za kostkę i mocną pociągnęłam. Przewrócił się i uderzył o drewno ze sporym hukiem.

Rzeczywistość To Iluzja | Mabill | [Zakończona] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz