Mijały dni, tygodnie, a nawet miesiące. Nim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, nadszedł koniec marca. Nic jednak się nie zmieniało, a sytuacja Mabel nie uległa żadnej poprawie. Rany na jej łapie nie chciały się goić, kilka razy wdarło się zakażenie, i nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby Bill nie wyleczył ich swoją magią. Nie mówiąc już o tym, że Mabel nadal pozostawała w forme gryfa. Demon już płynnie odczytywał jej piski, więc nie mieli większych problemów z porozumiewaniem się, co nie znaczy, że wszystko szło gładko.
Pewnego ranka Bill obudził się z bólem głowy. Poprzedniego dnia poszedł do szkoły Mabel, starając się wytłumaczyć nauczycielom jej prawie dwumiesięczną nieobecność. Kilka godzin zajęło mu wykłucanie się z zaciętym dyrektorem. Musiał przy tym skłamać, że jej rodzice przebywają obecnie za granicą i nie ma z nimi kontaktu, a sam podać się za jej brata. Nie było łatwo, a do domu wrócił z teczką pełną prac, które Mabel musiała nadrobić.
Przetarł dłonią oczy. Słońce świeciło mu prosto w twarz, więc obrócił się na drugi bok. Już miał zamiar zasypiać ponownie, gdy usłyszał tuż nad swoim uchem:
-Wstawaj, jestem głodna
Jęknął przeciągle.
-Mabel, ile razy mam ci powtarzać? Jedzenie dostaniesz, kiedy się wyśpię. Poza tym nie piszcz mi do ucha...
Nagle blondyn zerwał się jak oparzony.
-Chwila moment, to nie był pisk! Mabel!
Rozejrzał się na boki szeroko otwartymi oczami, ale jedyne, co zobaczył, to małego gryfa, siedzącego na dole łóżka. Ze smutku opuścił ramiona.
-O... Musiałem się przesłyszeć- przeczesał palcami włosy -Ale skoro już i tak wstałem, to chodź na dół, dam ci śniadanie.
Zszedł po schodach, słysząc towarzyszący mu tupot czterech łapek. Otworzył jedną z szafek i wyjął z niej prostokątne pudełko. Patrząc na nie i sącząc kawę z kubka z napisem ,,Jednorożce żądzą!ʼʼ przypomniał sobie, jak ciężko było je zdobyć.
Mabel okazała się strasznie wybredne, nie chciała jeść żadnej z kocich karm dostępnych w supermarkecie. Nie pasowały jej też żywe myszy ani papużki, które kupił w zoologicznym (w końcu udało mu się namówić sprzedawcę, żeby przyjął je z powrotem). W końcu, pozbawiony nadziei i okropnie zmęczony, postanowił odwiedzić Willa. Po kilku kieliszkach wina opowiedział mu wszystko. Akurat w tym momencie obok pojawiła się Mabel Gleefull, która stwierdziła, że jeśli Bill chce, to może wziąć pudełko karmy dla ich kota. Oświadczyła, że Will sprowadza ją z innego wymiaru i nie ma we wrzechświecie stworzenia, któremu by ona nie podpasowała. Bill, choć nie był zbyt przekonany słowom Mabel, podziękował i wrócił do siebie. Jak się okazało następnego dnia, Mabel faktycznie pokochała karmę. Rozwiązał więc przynajmniej jeden problem.
Nasypał więc trochę karmy do miski i zamglonym wzrokiem opserwował jedzącego gryfa. Kiedy tylko Mabel przeżuła ostatniego chrupka zabrał miskę i włożył do zlewu. Umyje ją potem, przecież i tak może to zrobić jednym pstryknięciem. Tymczasem teraz poszedł sprawdzić skrzynkę na listy. Nie liczył się, że znajdzie jakiś list, w końcu codziennie znajdował tylko ulotki, ale wypadałoby sprawdzić. Zrobi to szybko i wróci do domu. Jak codzień sądzie na łóżku, weźmie komórkę Mabel i zaloguje się na jej Facebooka. Tak, widział jej niezadowoloną minę za każdym razem kiedy to robił, ale nie chciał siedzieć z założonymi rękami, więc przynajmniej poświęcał ten nadmiar wolnego czasu na poznawanie ludzkiej kultury. Z tymi myślami utworzył skrzynkę i zanurzył w niej rękę. Szybko przerzucił zawartość. Tak jak się spodziewał, ulotka z jakiejś restauracji, kupony z fastfooda, reklama sklepu... Poczuł pod palcami wyróżniający się rodzaj papieru i szybko przerzucił ulotki. Jego oczom ukazała się biała koperta zaawansowana do Mabel. Nie było nadawcy, ale sam list nie wróżył nic dobrego. Wrócił do domu i rzucił stertę papieru na stół. Nie zważając na ulotki i kubek, z którego pod wpływem gwałtownego uderzenia wylała się kawa, zabrał się do rozgrywania koperty. W środku znalazł idealnie złożoną kartkę papieru. Tylko okropny perfekcjonista tak bardzo uważał na każdy milimetr. Jego podejrzenia jeszcze bardziej nabrały na intensywności. Rozłożył papier i szybko przeleciał wzrokiem linijki starannego pisma.
Cześć Mabel!
Jak się czujesz? Mam nadzieję, że nie przydażyło ci się nic złego. Zwłaszcza, że przebywasz ostatnio w dosyć toksycznym otoczeniu. Obecnie mam wolne od szkoły i przebywam z wójkami w Tajemniczej Chacie. Piszę do Ciebie, bo zamierzamy, ja i wójkowie spędzić razem Wielkanoc. Nie uwierzysz, ale nawet nasi rodzice postanowili wziąć wolne. Musisz koniecznie przyjechać.
Czekający z niecierpliwością na odpowiedź,
DipperPS. Mam nadzieję, że brak nadawcy cię nie przestraszył. Wójek Ford uparł się, żeby nie podawać adresu. Mówi, że nie ufa listonoszom.
Typowy dla sosenki zwięzły i konkretny styl pisania i dopracowane litery nie pozostawiały wątpliwości. Tak jak się obawiał. Sytuacja wyglądała coraz gorzej. Nie może przyjąć zaproszenia, bo jak wyjaśni całej rodzińce Pinesów, że ich ulubienica nagle zmieniła się w gryfa? Ale nie może też odmówić. Stary szóstak w kilka sekund zorientuje się, że to nie jest styl pisania Mabel. A nawet jeśli nie, to pewnie na stare lata zrobił się takim paranoikiem, że sprawdzi list wszystkimi możliwymi wykrywaczami i raczej nie będzie zachwycony, kiedy odkryje ślady Billa. To się robiło coraz bardziej pogmatwane. Bill złapał się za głowę i jęknął przeciągle. Czemu życie musi być takie skomplikowane?! Nie miał siły o tym teraz myśleć. Przecież do Wielkanocy został jeszcze jakiś tydzień, zdąży coś wymyślić.
Nie wysilając się na posprzątanie stołu poszedł na górę i usiadł na łóżku. W jakiś nieznany nikomu sposób oglądanie ile czasu ze swojego krótkiego życia ludzie marnują na oglądanie w sieci zdjęć i filmików z kotami uspokajało go.
CZYTASZ
Rzeczywistość To Iluzja | Mabill | [Zakończona]
FanficZwykły, typowy, nudny Mabill. Nic nadzwyczajnego. No, może nie do końca. Przekonaj się sam... _________________________________________ Uniwersum Gravity Falls ani żadne postaci z niego pochodzące nie należą do mnie, a do ich prawowitego właściciel...