LV.

178 11 3
                                    

- Ręce za głowę, chlopaczku - powiedział mężczyzna - i ani się waż czegoś próbować. Miałem już do czynienia z wieloma takimi jak ty i wiem, do czego jesteście zdolni.

Bill nawet nie drgnął. Zmrużył leniwie oczy i uśmiechnął się krzywo. Nie otwierając oczu, rzucił:

- Nie wydaje mi się, żebyś wiedział.

W mgnieniu oka demon znalazł się za mężczyzną i zamachnął się, by wymierzyć mu solidnego kopniaka w plecy. Nie spodziewał się jednak, że człowiek zdąży się obrócić. Mężczyzna zacisnął palce na kostce blondyna, który zdążył tylko posłać mu zdziwione spojrzenie zanim został pociągnięty i brutalnie przyciśnięty do ziemi.

- Coś mi mówi, że jednak wiem - Usłyszał, gdy jego twarz była wgniatana podeszwą buta w piasek. - Nie znoszę takich cwaniaków jak ty mógłbyś z łatwością uciec, ale wolałeś się popisać - skomentował tamten - żałosne

Nieznajomy z obrzydzeniem splunął na włosy demona.

- Koniec zbędnego gadania. Ja mam tylko dostarczyć cel do odpowiedniego punktu, a nie się z nim bawić - Bill usłyszał metaliczny odgłos przeładowywanego pistoletu - A więc po więc dobranoc, kochasiu.

Odgłos wystrzału spłoszył ptaki, które ponownie wzniosły się na niebo. Nad jeziorem słychać już było jedynie głuchą ciszę i odgłos kroków mężczyzny, niosącego bezwładne ciało na ramieniu.

* * * * *

Ostatnia świecę postawię tutaj i... gotowe! Miałam przed oczami gotowy krąg. Odsunęłam się na odpowiednią odległość, uważając, żeby nie przywrócić świec.

- Może i Bill nie chce mieć ze mną nic wspólnego, ale nie może odmówić wezwaniu - mamrotałam do siebie.

Do pełnego rytuału brakowało mi tylko zdjęcia ofiary. Tylko nie chciałam dawać zdjęcia jakiejś obcej osoby, bojąc się, że mogłabym sprowadzić na nią nieszczęście, więc zdecywałam się użyć mojego własnego zdjęcia. Bill chyba nie zrobi mi krzywdy, prawda? Jakby nie patrzeć, nie miałam wyboru.

Stanęłam w odpowiednim miejscu i wzięłam głęboki oddech. Słowa inkantacji znałam dobrze. Moment, w którym Gideon przywoływał Billa wyrył się w mojej pamięci aż zbyt wyraźnie. Jeszcze do niedawna miałam o nim koszmary. Bill był dla mnie tylko bezduszną bestią, gotową zniszczyć wszystko i wszystkich. Niesamowite, jak wiele się zmieniło...

Pojawiający się z nikąd wiatr rozwiewał moje włosy, gdy wynawiałam słowa zaklęcia. Dla osoby, która ich słuchała z boku, brzmiały, jakby były wymawiane od tyłu. Sama bardzo długo nie wiedziałam, jak Gideon był w stanie powiedzieć coś tak skomplikowanego. Dopiero, kiedy zobaczyłam notatki Dippera, zrozumiałam. To był jeden ze starszych starożytnych języków. Dipper przeprowadził razem z wujkiem Fordem sporo badań na jego temat, kiedy, już po zniknięciu Billa, opowiedziałam mu o całej scenie. Język ten brzmiał bardzo skomplikowanie, ale wystarczyło dobrze powiedzieć słowa, a odpowiednia intonacja przychodziła sama.

Moje oczy wypełniło światło, nie byłam w stanie nic zobaczyć, ale mówiłam dalej. Kiedy doszłam do ostatnich słów, światło rozbłysło jeszcze mocniej, po czym w końcu zgasło, przywracając mi wzrok. Leżałam na ziemi. Podniosłam się szybko i, oddychając głęboko, spojrzałam na to, co się przede mną znajdowało. W kręgu pomiędzy swiecami pojawiła się dziura. Idealnie okrągła przestrzeń w ziemi. Ostrożnie podeszłam do niej. Moje serce biło jak szalone, nie wiedziałam, co za chwilę mogę zobaczyć. Powoli pochyliłam się nad dziurą. Jej wnętrze wyglądało, jakby było przejściem prowadzącym do kosmosu. Widziałam gwiazdy, galaktyki, widok wręcz zapierał dech w piersiach!

Nagle z dziury wyleciała czarna łapa. Miała palce, prawie jak ludzkie, zakończone długimi, ostrymi pazurami, które wbiła w ziemię tuż obok mojej stopy. Odskoczyłam z krzykiem. Chciałam się wycofać, przerażona tym, jakie stworzenie znajdowało się przede mną. Nie wyglądało jak nic, co było znane człowiekowi. Nie miało skóry ani futra, wyglądało, jakby było stworzone z czystej ciemności. Oprzytomniałam. To nie był Bill. To nie miało z nim nic wspólnego. Nie tracąc czasu, zaczęłam roztrącać świece, kopnęłam moje zdjęcie, robiłam wszystko, żeby przerwać krąg. W końcu dziura zaczęła się zamykać. Widziałam, jak potwór traci przyczepności i jego pazury zaczynają się zsuwać z ziemi, aż nie mógł już się dłużej utrzymać i został pochłonięty przez świat, do którego należał. Słyszałam już tylko jego ryk, dobiegający z zamykającego się przejścia do otchłani.

* * * * *
Spróbowałam jeszcze raz. I kolejny. I jeszcze wiele, wiele razy. W pewnym momencie przestałam liczyć. Miałam wrażenie, że każdy kolejny potwór był gorszy od poprzedniego. Olbrzym, o ogromnych, umięśnionych dłoniach i kościach, które w niektórych miejscach jego ciała przebijały skórę. Stworzenie składające się z lewitujących w powietrzu, ludzkich wnętrzności. A nawet stwór, który zmieniał kształt, by upodobnić się do mnie i moich bliskich... Po którejś z koli próbie, w krągu nie pojawiło się nic, poza kopertą. Bałam się, że to kolejny potwór, ale podeszłam do niej i ją otworzyłam. W środku była krótka notka:

Wygląda na to, że demon, którego próbujesz przywołać, jest w tej chwili nie dostępny. Spróbuj ponownie lub wyślij wiadomość zwrotną na nasz adres.

Piekło.

Rzeczywistość To Iluzja | Mabill | [Zakończona] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz