XXXVI.

268 19 4
                                    

-Jeeeny , długo jeszcze?

- Marudził Kill - Jesteśmy tu od dwudziestu godzin! Padam z nóg! Ty to rozumiesz? Dwadzieścia godzin na jakimś wygwizdowie, szukając jakieś dziewczyny. Takich są miliardy! Znajdziesz sobie inną!

Bill złapał swojego brata za przód jego koszuli i podniósł do góry.

-Już ci mówiłem, co myślę na ten temat- wysyczał -A przez te dwadzieścia godzin nie zrobiłeś absolutnie nic, więc rusz ten swój leniwy tyłem i pomóż mi!

Puszczony Kill potarł szyję.

-Niech ci będzie. I tak pewnie nie dasz mi wrócić na moje śmieci, póki jej nie odzyskamy... Patrz, może to ona? - wskazał palcem na postać o kobiecej sylwetce, siedzącą na skalę nieopodal ich.

Bill przyjrzał się jej. Miała błękitną skórę i jaszczurczy ogon. Głowę miała zwróconą w przeciwnym kierunku, więc nie widzieli jej twarzy. Blondyn powoli zaczął się skradać w jej stronę. Nagle nieznajoma odwróciła głowę i ryknęł na nich. Demony zobaczyły żółte, wężowe oczy oraz paszczę z rozwojowym językiem i mnóstwem maleńkich, ostrych zębów.

-Nie, to chyba jednak nie ona- powiedział Bill głosem odrobinę wyższym niż zwykle.

Zaczynał mieć coraz większe wątpliwości. Na początku był pewien, że kiedy spotka Mabel, to niezależnie jak będzie wyglądała, pozna ją, jednak teraz był coraz bardziej zrozpaczony. Przyjrzeli się już kilkuset różnym stworzeniom, z których każde kolejne było okropniejsze, ale żadne z nich nie przypominało mu Mabel. A co jeśli nigdy jej nie znajdzie? A jeśli już ją widział, tylko nie zauważył, że to ona? Jeśli z jego winy ona tutaj zostanie, już na zawsze?

Usiadł na ziemi, tępo wpatrując się w źbła trawy.

-Nie no, serio?- wykrzyknął Kill - Znowu masz załamanie? Teraz? To już trzeci raz dzisiaj! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co ja dla ciebie robię? Mógłbym cię po prostu zostawić, olać i pójść do domu, ale nie, tkwię tu z tobą, szukając twojej dziewczyny. Nie możesz się teraz poddać! Ona może być tuż obok, czekając na ciebie. Skoro już tu jestem, to nie ma opcji, żeby to wszystko, co zrobiłem, poszło na marne- Kill położył blodynowi rękę na ramieniu. Bill zdziwiony podniósł wzrok na swojego brata i ujrzał zacięty wyraz twarzy -Znajdziemy ją,rozumiesz? Nie ma innej możliwości.

Bill odzwajemnił uśmiech i przytaknął. Tak, po prostu musi ją znaleźć.

Otrzepał ręce z ziemi.

-Zostaje tylko drzewo- odezwał się czerwonooki -Tylko tam nie szukaliśmy.

Bracia ruszyli w stronę wielkiego dębu.

-Możliwe, że będziemy musieli się wspinać. Na tym drzewie pełno jest różnych stworów. Z dołu nie uda się nam wszystkich zobaczyć.

Starszy demon przytaknął.

-Na to wygląda.

Zbliżyli się do pnia. Z początku chcieli po prostu wzlecieć na sam czubek drzewa, ale zbyt gęsto umieszczone gałęzie uniemożliwiały im manewrowanie, zaczęli więc się po nich wspinać. Młodszy demon ruszył przodem, a jego brat wspinał się za nim.

W pewnym momencie Kill podciągnął się i spotkał się z czarną podeszwą.

-Ej, no co jest?- krzyknął -Czemu się zatrzymałeś?

Bill nie odpowiedział. Wpatrywał się w ciemny kształt, znajdujący się kilka gałęzi dalej. Była to harpia- stworzenie o ciele kobiety, ale posiadające ptasie nogi i skrzydła zamiast rąk. Ten stwór był pokryty brązowymi i szarym piórami w różnych odcieniach i długościach. Część jego skóry pokrywały wielokolorowe tatuaże. Na głowie krótkie, srebrno-brązowe włosy przeplatały się z piórami. Bill nie mógł oderwać od niego wzroku. Coś ciągnęło go do niego, i nawet o tym nie myśląc, stanął na najbliższej gałęzi i zaczął przeskakiwać w stronę tego stworzenia. Nagle jego stopa straciła oparcie, ale udało mu się utrzymać równowagę. Harpia usłyszała szelest i obrócił głowę w jego stronę.

Poczuł bolesne ukłucie żalu. To była zupełnie inna twarz, nie podobna do jego gwiazdeczki. Ostre rysy, cienkie, surowe usta... Nie, znowu się pomylił, to nie może być ona... Napotkał spojrzenie jej oczu i spojrzał na nią ponownie. Zobaczył błękitne, głębokie tęczówki. Oczy, które znał. To były jej oczy. Spojrzenie, które, choć go nie poznawało, wyrażał tysiąc różnych emocji.

***
-Mabel? -wyszeptał prawie niedosłyszalnie.

Wpatrywał się w przepiękny błękit tych oczu sam nie wiedział ile czasu. W tym momencie wszechświat mógłby dla niego nie istnieć, byle by tylko mógł wpatrywać się w jej oczy. Niespodziewanie poczuł silne uderzenie w tył czaszki.

-Co jest, idioto?- usłyszał zirytowany głos swojego brata -Czemu się zatrzymałeś?

Czuł zbyt wiele różnych emocji, by mógł wymówić choć słowo, więc jedynie posłał mu wściekłe spojrzenie.

-Czemu stoimy?- spytał Kill.

-To ona- wyszeptał.

-Jesteś pewien?- zapytał czerwonowłosy. Młodszy demon przytaknął skinięciem głowy.

-To co teraz robimy? Jak ją uratować?

Kill podrapał się za uchem.

-No, tu jest mały problem- zawachał się -Nie wiem. Nigdy nie musiałem nikogo ratować.

Bill zachłysnął się powietrzem.

-Że... CO?

-Ale bez nerwów, znałem gościa, który zna gościa, który ponoć jest z czasopolicji i jest ekspertem w tej dziedzinie.

Blondyn uniósł brew.

-Ponoć?

-Ponoć- potwierdził Kill -No, ale nie zaszkodzi spróbować, prawda?

Demon wyszczerzył zęby w uśmiechu i pstryknął palcami. Obok niego pojawił się portal. Demon zanużył w nim rękę i wyciągnął z niego długi, srebrny miecz.

-Co zamierzasz z tym zrobić?- zapytał pełen niepokoju Bill.

-Och, to proste. Według tego, co słyszałem od tego gościa, wystarczy zniszczyć jej obecne ciało, a jej dusza, uwolniona, stanie się na powrót twoją ukochaną.

Bill zawachał się.

-Skąd mam wiedzieć, że mnie nie okłamujesz? A jeśli tak na prawdę ona   zginie bezpowrotnie?

Kill zaśmiał się demonocznie.

-No co jest, braciszku? Nie ufasz mi?- spojrzał na swojego brata przewrotnie -Czy ja cię kiedyś oszukałem?

Bill nie odpowiedział, jedynie uniusł sarkastycznie brew.

-No dobra, oszustwa to moja działka. Ale co ja poradzę?- wzruszył ramionami -Taki już mój talent. W każdym razie, to chyba twoja jedyna opcja. Nie masz wyboru, albo mi zaufasz, albo zostawisz swoją księżniczkę tutaj, w jej obecnie formie.

Bill przytaknął. Nic więcej nie mógł zrobić. Trudno, musi zaryzykować.

-To co mam robić?- spytał.

-Wątpię, żebyś miał ochotę ją zabijać, więc ja się tym zajmę. Ty po prostu przytrzymaj ją przez chwilę w jednym miejscu.

Bill kiwnął głową i skoczył do przodu. Bestia ryknęła i rzuciła się na niego z pazurami. Skakał z gałęzi na gałąź, unikając ciosów. Gdy zbliżył się do potwora, z całej siły kopnął go pod rzebra. Przez chwilę jego spojrzenie napotkało parę niebieskich oczu, w których śnił strach. Na ułamek sekundy się zawachał, i to wystarczyło, by stwór rzucił go na ziemię. Nie, nie może się poddać. Przepraszam, Mabel, pomyślał, i uderzył bestię prosto w twarz. Potwór krzyknął z bólu i wygiął się do tyłu. Ze łzami w oczach zadawał mu kolejne ciosy, nie przestają ani na milisekundę. W końcu wycieńczone stworzenie upadło mu pod stopy, smutnym i zamglonym wzrokiem błagając go o litość. Był tak zrozpaczony tym, co zrobił, że chciał już się schylić, podnieść ją, przytulić, nawet, jeśli nie była sobą. I ten moment, kiedy już wyciągał do niej dłoń, wybrał sobie Kill, by zaatakować. Gładko przeciął mieczem jej ciało, nie zważając na potworny ryk, który wydarł się z jej piersi. Bill musiał zacisnąć zęby, by nie krzyknąć razem z nią. Po chwili wszystko ucichło, a w powietrzu wirowały tysiące brązowych piór. Pośrodku tego zawirowania siedziała mała, brązowa istota.

Rzeczywistość To Iluzja | Mabill | [Zakończona] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz